Wigilijne kolędowanie w Iraku
Nie jedną, ale wiele wieczerzy
wigilijnych urządzili polscy żołnierze Wielonarodowej
Dywizji Centrum-Południe w Iraku. W międzynarodowym gronie łamali
się opłatkiem i życzyli sobie rychłego i bezpiecznego powrotu do
domów.
24.12.2005 | aktual.: 25.12.2005 00:01
Każde ze spotkań odwiedzili - niczym kolędnicy - polscy dowódcy dywizji: generałowie Piotr Czerwiński i Włodzimierz Potasiński.
Życzenia się powtarzały, ale te, które w Polsce brzmią banalnie - spokojnych świąt, zdrowia i rychłego powrotu do domów - nabrały sensu, jakiego nie mają w kraju, w czasie pokoju.
Zupełnie innego znaczenia nabrało też symboliczne puste miejsce przy stole - każdy z żołnierzy w Iraku posadziłby na tym miejscu wielu swych bliskich - tak jak na nich czekają takie miejsca w Polsce.
W Iraku pierwszej gwiazdki wypatrywało się się szybciej niż w Polsce, choćby z powodu dwóch godzin różnicy czasowej. Pierwsi wigilię rozpoczęli komandosi z batalionu manewrowego. Zaprosili do siebie Amerykanów z jednostek specjalnych, którym barszcz z uszkami, pierogi i śledzie bardzo smakowały.
Później w swoim gronie spotkała się służba medyczna, piloci, saperzy, logistycy, batalion dowodzenia, sztabowcy oraz Żandarmeria Wojskowa i grupa CIMIC (zajmująca się pomocą w odbudowie dróg, szkół, służby medycznej i pośrednicząca w rozdzielaniu pomocy humanitarnej).
Wigilijny stół, ustawiony przed mieszkalnymi kontenerami pilotów, miał kilkanaście metrów długości. Na nim stanęło nie 12 lecz chyba 18 potraw. Słynący z talentów kulinarnych piloci serwowali nie tylko otrzymane z polskiej kantyny uszka i pierogi, ale też śledzie i inne ryby prosto z Polski, różne sałatki, owoce i napoje.
Jeszcze zanim żołnierze udali się na pasterkę, generałowie odwiedzili też w wigilijną noc żołnierzy strzegących bezpieczeństwa bazy, którym wypadła służba na wieżyczce strzelniczej i bramach wjazdowych. Z każdym przełamali się opłatkiem, serdecznie uścisnęli i życzyli spokojnej świątecznej nocy.
"Jesteście wspaniali i wiele Wam zawdzięczamy. Wypadła Wam służba w ten szczególny dzień i to dzięki Wam wszyscy mogą spokojnie świętować" - mówił gen. Czerwiński. Ksiądz Zygmunt Kaźmierak składając wartownikom życzenia porównał ich do pasterzy, którzy - jak mówi kolęda - trzód swych strzegli.
Po obozie, w którym każdej nocy obowiązuje zaciemnienie, jeździł terenowy samochód. Miał przepisowo wygaszone światła, ale przez głośniki było słychać charakterystyczny głos amerykańskiego Santa Claus, który wołał "Merry Christmas!". Prawdopodobnie to jego sprawką było wystrzelenie na wiwat kolorowych rac.
Wojciech Tumidalski