Moda w PRL
Z jednej strony byli projektanci, którzy chcieli ubierać Polaków jak paryżan. Z drugiej było państwo, które chciało ubierać Polaków zupełnie inaczej. A gdzieś pomiędzy sami Polacy, którzy musieli się jakoś ubrać.
Spódnice z siatek na muchy, kurtki z demobilu - zdjęcia
Z jednej strony byli projektanci, którzy chcieli ubierać Polaków jak paryżan. Z drugiej było państwo, które chciało ubierać Polaków zupełnie inaczej. A gdzieś pomiędzy sami Polacy, którzy musieli się przecież jakoś ubrać.
Rozkloszowane spódnice z siatek na muchy, kurtki z demobilu zdobywane "na ciuchach", białe botki kupowane u szewca, ortaliony, dżinsy i kożuchy. Aby te ubrania zdobyć, przemierzyli dziesiątki kilometrów, wystali długie godziny w kolejkach, wyczekiwali w nieskończoność u krawcowych. Jednym słowem - moda w PRL.
Na zdjęciu dyrektor Mody Polskiej Jadwiga Grabowska podczas pracy z modelkami. Lata 60.
(WP, wyd. Czarne, mg)
Jesienne propozycje Mody Polskiej. Lato 68.
Pokazy Mody Polskiej były zawsze wielkim wydarzeniem. Na dwóch w ciągu dnia zbierała się branża, czyli pracownicy przemysłu odzieżowego, posłowie z komisji sejmowych oraz działacze z terenu.
Wieczorem przychodziła śmietanka towarzyska i żony notabli.
Szerokie bluzy pokazywał już w połowie lat 70.
Ulubieniec Jadwigi Grabowskiej, Jerzy Antkowiak, po jej odejściu na emeryturę przez lata był najważniejszym projektantem Mody Polskiej. Miał wszystko, co trzeba mieć, aby zrobić karierę w modzie. Dziwactwa, humory, skłonność do skandalu, odwagę. No i talent.
Szerokie bluzy pokazywał w połowie lat 70., gdy w Polsce nikt jeszcze nie wierzył, że to się będzie nosić. W latach 80. proponował przezroczyste spodnie dla mężczyzn.
"Op-art" ponad dekadami
"Op-art" to jeden z tych kierunków w sztuce, który przyjął się w modzie na długo. Nowością był w latach 60., a wraca do dzisiaj. Trend, zarówno w modzie, jak i w fotografii, okazał się inspirujący dla wielu. (Tu na zdjęciu zwiedzająca przechodzi po dziele włoskiej artystki Marini Appolonio, umieszczonym u wejścia do galerii sztuki we Frankfurcie nad Menem na wystawie "Op-art").
Pokaz kolekcji na sezon wiosenno-letni. Lata 60.
Płaszcze przeciwdeszczowe damskie i męskie, dziewiarstwo, stroje wieczorowe i ślubne. Blisko 170 wyjść, półtorej godziny. Zwykle w sali imienia Feliksa Dzierżyńskiego w Pałacu Kultury albo w Pałacu Prymasowskim w Warszawie.
Debiutancki pokaz Grażyny Hase
Anna Karenina, Siemion Budionny, czerwonoarmista, wreszcie... Rosyjska Carewna. W tej roli projektantka kolekcji, wcześniej modelka - Grażyna Hase. Jej kolekcja przygotowana z okazji 50. rocznicy rewolucji październikowej, narobiła sporo zamieszania. Bigbitowa muzyka i modelki idące w jej takt - to była zupełna nowość w prezentowaniu mody.
Cepelia na ulicach
Zaczęła się pod koniec lat 60. i trwała co najmniej dekadę - moda na folklor. Ludowe motywy (regionalne wzory, jedwabie i lny) można było znaleźć w kolekcjach spółdzielni Moda i Sztuka czy ZPO Cora. Jednak celowała w nich Cepelia (Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego CPLiA).
Na zdjęciu modelki prezentują stroje w stylu ludowym, jakie można było wtedy kupić w sklepach Cepelii.
Oblegane stoiska firmy Hoffland
Kiedy ukazywała się w kolorowej prasie zapowiedź nowej kolekcji, wszyscy szli do warszawskiego Juniora w nadziei, że złapią coś ciekawego. Generalnie, wszystko było tam "ciekawe". Każdy, po kilka razy, oglądał wystawy Hofflandu, żeby coś podobnego zamówić później u swojej krawcowej. A t-shirty z napisem "Hoffland" były prawdziwym hitem lat 70. i 80.
To nie są moje wielbłądy
Niektóre śródtytuły i wszystkie cytaty pochodzą z książki "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL" Aleksandry Boćkowskiej. Fragmenty publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne.