Walczą w sądzie o... jamnika
Przedmiotem nietypowego sporu dwóch zaprzyjaźnionych rodzin jest 18-miesięczny jamnik Bailey. Były właściciel oddał psa, kiedy ten ugryzł jego dwuletnią wnuczkę. Teraz chce go odzyskać, ale nowy właściciel wcale nie jest do tego skory. O losie jamnika zadecyduje więc sąd.
19.05.2011 | aktual.: 19.05.2011 15:32
Jamnik Bailey dorastał sobie spokojnie w rodzinie Gary’ego Rowlinsona w Offerton, w hrabstwie Greater Manchester. Niestety pies dokuczał małej wnuczce, w końcu ją ugryzł. To przeważyło o trudnej decyzji pozbycia się psa. Córka ewidentnie za nim nie przepadała. Rowlinson postanowił więc poszukać dla jamnika nowego domu - czytamy w telegraph.co.uk.
Udało się dość szybko - psem zaopiekował się dobry znajomy - 26-letni pan Spencer. Gdy Gary Rowlinson wrócił do siebie już bez psa, już na drugi dzień wiedział, że tęsknota za 18-miesięcznym czworonogiem jest większa niż przypuszczał. Postanowił więc odebrać psa i dalej się zajmować Bailey’em.
Za nic na świecie
Tu sprawy się skomplikowały. Wystarczyło bowiem kilka godzin, aby pan Spencer zakochał się w jamniku. W efekcie odmówił oddania psa, twierdząc, że przecież dostał go jako nowy właściciel. Zrozpaczony Gary Rowlinson prosił, błagał, a nawet groził. Jednak sąsiad okazał się nieustępliwy. Nie ugiął się nawet wtedy, gdy przyjaciel zaproponował mu 1000 funtów w zamian za zwrot psa. A nawet kupno nowego czworonoga, w zastępstwie.
Nic więc dziwnego, że cała sprawa trafiła w końcu do sądu. 2 czerwca sąd zadecyduje, kto tak naprawdę powinien się zając dalszym chowaniem jamnika. - Bailey to wspaniały pies. Nie umiemy żyć bez niego. Zakochaliśmy się w nim od pierwszego wejrzenia. To członek naszej rodziny. Nie wiem co będzie, jeśli nie uda nam się go odzyskać - mówi 55-letni Rowlinson, który wraz z żoną kupił jamnika w lutym tego roku za 700 funtów.
- Z reguły jest bardzo spokojny i łagodny. Ugryzienie wnuczki to pewnie efekt zazdrości o moją żonę, która jest dla Bailey’a przywódcą stada. Zrobię wszystko, by go odzyskać. Dlatego skierowałem sprawę do sądu. Boję się, że przegram i będę musiał zapłacić spore koszty sądowe. Ale jednak zaryzykuję. Od tego czasu praktycznie nie mogę spać, cały czas myślę o tej sprawie. Pojechaliśmy z żoną na urlop, ale w ogóle nie mogłem się skupić na wypoczynku. To najgorsze miesiące mojego życia - dodaje 55-letni mężczyzna. Pan Spencer nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. W jego domu słychać było tylko szczekanie psa.
Małgorzata Jarek