Trudno wylecieć z policji
Noc z 8 na 9 maja. Łódź. Grupka
młodocianych bandytów próbuje zepsuć łódzkie juwenalia studenckie.
Policja nieudolnie ich rozprasza. Nagle padają strzały. Policjanci
zamiast kul gumowych używają ostrej amunicji. Ginie dwoje
niewinnych ludzi. Czy człowiek odpowiedzialny za bałagan w
łódzkiej policji, która zamiast gumowych załadowała prawdziwe,
ołowiane kule, za to zapłacił? Ależ skąd! Komendant wojewódzki
Jacek Staniecki spadł na cztery łapy. Ma ciepłą posadkę w
Komendzie Głównej i zarabia 8,5 tys. zł brutto - pisze "Fakt".
12.08.2004 | aktual.: 12.08.2004 07:27
Po tragedii Staniecki stracił stołek szefa łódzkiej policji i zniknął bez śladu. "Fakt" odnalzł go w... Komendzie Głównej Policji! Okazuje się, ze skompromitowany generał dostał od komendanta głównego policji Leszka Szredera tzw. etat tymczasowy. Co to oznacza? A to, że żyje mu się lepiej niż w Łodzi. Bierze miesięcznie 8,5 tys. zł brutto i na dodatek nie pracuje - informuje "Fakt".
Na takich stanowiskach nic się nie robi! Lądują tam ci, których nie ma gdzie upchnąć. Przychodzi taki do pracy, poczyta gazety, wyskoczy na obiad i... do domu. Czasem pro forma dostaje jakieś pseudozadania, ale to fikcja - opowiada dziennikowi jeden z wysokich oficerów Komendy Głównej. Dlaczego KGP postanowiła w ten sposób marnować pieniądze podatników? - zastanawia się gazeta. To wynika z ustawy. Odwołany ze stanowiska komendant trafia do dyspozycji komendanta głównego, który ma mu przydzielić nowe zadania - mówi "Faktowi" młodszy inspektor Alicja Hytek, rzecznik KGP.
Dlaczego skompromitowany generał po prostu nie wyleciał ze służby? - pyta gazeta. To, że nie poradził sobie na tamtym stanowisku, nie oznacza, że jest złym policjantem. Można być dobrym policjantem, ale nie umieć kierować ludźmi - tłumaczy Hytek.