Trucizna w kaloryferze
Późne popołudnie. Pod duży dom w Stasim Lesie pod Warszawą podjeżdżają na sygnale radiowozy policji i ratownictwa chemicznego. Czteroosobowa rodzina Szymkowskich ma tylko 5 minut na opuszczenie mieszkania. Z mieszkania nie mogą zabrać ubrań, książek, radia, jedzenia - wszystko jest skażone rtęcią.
Okazuje się, że rtęć jest... w kaloryferach i rurach. Jej poziom dwudziestokrotnie przekracza dozwoloną normę. Ale prawdziwy szok przychodzi wtedy, gdy prokuratura oskarża o wlanie do rur dwóch kilogramów rtęci Jarosława K. (39 l.), brata pani Szymkowskiej. 20 lipca w Legionowie rusza proces Jarosława K., któremu grożą 3 lata więzienia. Choć te mrożące krew w żyłach wydarzenia rozegrały się w październiku 2002 r., tak naprawdę historia zaczyna się 9 lat temu.
Wtedy Marianna ( 62 l.) i Jan (62 l.) Mosakowscy podzielili dom w Stasim Lesie pomiędzy swoje dzieci ? Jarosława (39 l.) i Krystynę ( 37. l). W jednej części zamieszkał Jarosław, drugiej - Krystyna z mężem i dwójką dzieci. Wszystko było dobrze, aż do czasu, gdy Jarek się ożenił. Zaczęły się awantury. A młody małżonek zamontował kamery śledzące każdy krok swojej siostry i jej rodziny.
- Wiele razy krzyczał, że nas wytępi, podpali - opowiada Krystyna. Pewnego dnia piwnice domu zostały zalane szambem. Później ktoś je okradł. Krystyna o kradzież i groźby karalne oskarżyła brata. Sąd dał jej wiarę i skazał Jarosława na rok, w zawieszeniu na 3 lata. Ale koszmar się nie skończył. W zimny październikowy wieczór 2002 r. Krzyś (14 l.), syn Krystyny uczył się w swoim pokoju. Jego mama paliła w piecu, żeby ogrzać mieszkanie. Nagle przybiega do niej i krzyczy, że z rury leje się srebrna substancja.
- Wezwałam straż pożarną - opowiada Krystyna. Po kilkunastu minutach do mieszkania wbiegło kilku strażaków w maskach, odkręcili kaloryfer i zamarli z wrażenia. Zamiast wody była rtęć.
O wpuszczenie rtęci do rur prokuratura oskarżyła brata Krystyny Szymkowskiej. Miał oddzielne rury i system grzewczy, dlatego - według Szymkowskiej - mógł wlać rtęć, wiedząc, że jemu nic się nie stanie. Jarosław jest cywilnym pracownikiem policji. Zajmuje się... konserwacją rur.
- To stek bzdur. Moja matka chce, żebym zgnił w więzieniu - mówi Jarosław K. - Nie wlewałem żadnej rtęci!
- Niech spłacą naszą część domu, to się wyprowadzimy. Mieszkanie tutaj to koszmar - dodaje jego żona Marzanna.
Choć od tego feralnego dnia minęły już dwa lata, Krystyna pierwszy raz do swojego starego domu weszła dopiero razem z nami. Mogliśmy tam być tylko przez chwilę, bo stężenie rtęci cały czas przekracza dopuszczalne normy. Specjaliści badający mieszkanie orzekli, że ta część domu jest do rozbiórki. Proces Jarosława K. rozpoczyna się 20 lipca
Magda Wieczorkowska