PolskaTajemnicza śmierć ochroniarza Sobotki

Tajemnicza śmierć ochroniarza Sobotki


30 listopada 2004 w małym hotelu niedaleko Kozienic policja odnalazła ciało majora BOR Szymona Zalewskiego, ochroniarza i kierowcy Zbigniewa Sobotki, byłego wiceministra spraw wewnętrznych, oskarżonego w aferze starachowickiej. Prokuratura i policja podejrzewają, że Zalewski popełnił samobójstwo. Mimo iż nie ustaliły, co mogło być tego przyczyną, ani skąd oficer BOR wziął się akurat w tym hotelu, chcą umorzyć śledztwo. W samobójstwo nie wierzą koledzy oficera

Policja: może zagrał w rosyjską ruletkę

Prokuratura i policja poinformowały, że śledztwo w sprawie śmierci majora Zalewskiego dobiega właśnie końca. Jednocześnie na wiele spośród najważniejszych pytań odpowiadają: nie wiemy. Inspektor Mirosław Kocyk, komendant komisariatu w Kozienicach: - Wszystko wskazuje, że to samobójstwo. - Ale dlaczego major Zalewski miałby je popełnić? – Nie wiemy. – A po co przyjechał do hotelu? – Nie wiadomo, dlaczego wybrał to miejsce. Zamieszkać w hotelu wolno każdemu. Zresztą, może to był wypadek? Może bawił się bronią? Może zagrał w rosyjską ruletkę? Tak też mogło być. Ale to nie należy do nas.

Prokurator Małgorzata Chrabąszcz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu: - Skłaniamy się ku tezie, że to było samobójstwo. – Ale co miało być jego powodem? – Nie wiemy. Przyczyny bywają różne, rodzinne, finansowe... Zresztą możliwe, że nie zdołamy tego ustalić. Nie to jest celem śledztwa. Znajomy Zalewskiego nie wierzy ani w rodzinne, ani finansowe kłopoty zmarłego: - Miał udane małżeństwo. Był zadowolony z życia. Każdego mógłbym podejrzewać o samobójcze skłonności, ale nie Szymona. Zaszokowana śmiercią jest rodzina zmarłego.

Nikt nie słyszał strzału

Jak ustaliła policja, 29 listopada ubiegłego roku major Szymon Zalewski wprowadził się do hotelu „Sarmacka” w Mniszewie niedaleko Kozienic. Według personelu przyjechał sam. W hotelu oprócz niego mieszkali pracownicy firmy z południa Polski. 30 listopada zaniepokojona nieobecnością gościa obsługa zapukała do jego drzwi. Ponieważ nie otwierał, a drzwi były zamknięte od środka, wezwano policję. Pokój otworzono. W środku znaleziono ciało Zalewskiego z przestrzeloną głową.

Na miejsce przyjechał komendant komisariatu w Kozienicach, inspektor Mirosław Kocyk. - Drzwi były zamknięte od wewnątrz, okna też. Osmoliny na dłoniach i ułożenie ciała wskazywały na samobójstwo. Gdyby to miało nie być samobójstwo, ktoś musiałby się bardzo wysilić – mówi. Zalewski zginął od strzału z pistoletu marki Taurus produkcji brazylijskiej, kalibru 9 mm. Według prokuratury strzał oddano po przystawieniu pistoletu do głowy. Jeśli oficer miałby popełnić samobójstwo, to nie zrobił tego przy pomocy służbowej broni. BOR-owcy uzbrojeni są w pistolety Glock 17.

Policjanci twierdzą, że na rękach zmarłego znaleziono cząstki niespalonego prochu, co uprawdopodobnia tezę o samobójstwie. Ale nikt z pracowników ani gości hotelowych nie słyszał strzału.

Nie tylko BOR-owiec, ale i zaufany

Nasz informator: - W BOR nikt nie wierzy w samobójstwo Szymona. Powszechnie się mówi, że tak to jest, gdy oficer BOR wie za dużo. I że brakuje tylko, by poinformowano nas, że Szymon zabił się trzema strzałami - jak Ireneusz Sekuła. Na wątpliwości pracowników BOR wpływa fakt, że Zalewski, kierowca byłego wiceministra Zbigniewa Sobotki, miał dużą wiedzę o świecie polityki. - On był kimś więcej niż oficerem BOR. Przyjaźnił się z politykami SLD. Sobotkę ochraniał już jako członka KC PZPR w latach 80. Znał dobrze m.in. Krzysztofa Janika i Sławomira Wiatra. Zdarzało mu się nawet wozić Jaruzelskiego – mówi nasz informator. W czasie rządów Hanny Suchockiej Zalewski przydzielony został do ochrony wicepremiera Pawła Łączkowskiego, który potwierdza informacje o zażyłości Zalewskiego z politykami SLD. – Bywały sytuacje, kiedy czekając na mnie w sejmie wylewnie witał się z politykami SLD.

To Sobotka rozdawał karty w BOR

Zbigniew Sobotka, którego kierowcą był Zalewski, jest oskarżonym w aferze starachowickiej. Prokuratorzy zażądali dla niego najwyższej spośród oskarżonych kary – 2,5 roku więzienia bez zawieszenia i zakazu zajmowania stanowisk w administracji publicznej związanych z dostępem do informacji niejawnych na 5 lat. - Jak można nazwać zachowanie przełożonego, który przekazuje informacje niejawne dotyczące podwładnych i naraża ich na niebezpieczeństwo? W języku polskim jest tylko jedno określenie: zdrada – uzasadniał prokurator Mariusz Krasoń.

Sobotka korzystał z ochrony BOR także po dymisji. O tym zdecydował Krzysztof Janik – ówczesny szef MSWiA. Według naszych informatorów Sobotka jest bardzo wpływową postacią w sprawach dotyczących Biura Ochrony Rządu. Nadzorował je za czasów poprzednich rządów SLD – od 1994 roku. Obecny szef BOR, generał Grzegorz Mozgawa, swoje stanowisko zawdzięcza Sobotce. W BOR pracę znalazł także syn byłego wiceministra, Wojciech Sobotka, absolwent szkoły pożarniczej. 21 lutego ubiegłego roku „Super Express” naśmiewał się z faktu, że młody Sobotka chroni prezydenta Kwaśniewskiego, mimo że jest od niego niższy, choć według przepisów jest to niedopuszczalne.

Od Biura Politycznego do Starachowic

Gdy Zalewski zaczął ochraniać przyszłego wiceszefa MSWiA w latach 80., obecny bohater afery starachowickiej był członkiem KC PZPR. Sobotka, walcownik z Huty Warszawa, odznaczony medalem 60-lecia leninowskiego komsomołu, należał w latach 80. do partyjnego betonu. W Hucie Warszawa był sekretarzem ds. propagandy, a następnie I sekretarzem Komitetu Fabrycznego. W jego organizacji partyjnej bardzo prężnie działały tropiące Żydów Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald” i ROSO - Ruch Obrony Socjalistycznej Ojczyzny.

Sobotka został członkiem KC PZPR, a od 1988 r. członkiem Biura Politycznego. Jeszcze w 1988 roku dowodził, że w PZPR „szczególnie niepokojąca wydaje się działalność hurrareformatorów”, a w 1989 roku przekonywał, że „należy się liczyć z tą częścią partii, która podchodzi do wciągania „Solidarności” w obecny system pluralizmu związkowego z wielką nieufnością”.

21 czerwca 1994 „Życie Warszawy” i „Czas Krakowski” ujawniły, że z akt STASI wynika, iż w 1989 r. Sobotka był dla tajnej policji NRD „źródłem informacji o sytuacji w Polsce”. Z dokumentów wynikało, że już w czasie działania rządu Mazowieckiego w październiku 1989 r. Sobotka informował o tym, jak PZPR stara się zachować kontrolę nad podległymi jej resortem obrony i policją oraz o „zabezpieczaniu”, czyli niszczeniu lub ukrywaniu na rozkaz Czesława Kiszczaka akt resortu spraw wewnętrznych z lat 80. Informował też, że MSW inwigiluje działaczy „Solidarności” wracających z Zachodu. W odpowiedzi na prasowe publikacje Sobotka zaprzeczył, jakoby współpracował ze STASI.

Podczas powodzi w 1997 roku Sobotka był szefem sztabu kryzysowego, którego nieporadność przyczyniła się do porażki wyborczej SLD. Zasłynął wypowiedzią, że na terenach zalanych przez powódź nie zauważono ani jednego szabrownika, podczas gdy w rzeczywistości 15. złodziei było już w areszcie. Pozycja Sobotki w SLD wzrosła po objęciu przywództwa w partii przez Leszka Millera. Wszedł wówczas w skład sześcioosobowego nieformalnego „superkierownictwa” podejmującego w SLD najważniejsze decyzje.

Piotr Lisiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)