Świat się zmienił
(Archiwum)
Atak na WTC i Pentagon był pierwszym na tę skalę ciosem w centra władzy i biznesu USA. Jedyne na świecie supermocarstwo utraciło poczucie bezpieczeństwa. Komentatorzy pisali o "końcu epoki".
Wkrótce po ataku prezydent Bush ogłosił "wojnę z terroryzmem", której praktycznie podporządkowano niemal całą politykę wewnętrzną i zagraniczną.
Na arenie międzynarodowej rząd amerykański przystąpił do montowania koalicji antyterrorystycznej. Do współpracy w kampanii w Afganistanie, skąd działała odpowiedzialna za zamach siatka Al- Kaida Osamy bin Ladena, pozyskano 55 państw, w tym Polskę. NATO przywołało artykuł V Sojuszu zobowiązujący kraje członkowskie do przyjścia z pomocą zaatakowanemu członkowi NATO.
Szczególne znaczenie miała współpraca Rosji, która od razu zadeklarowała pomoc, podzieliła się z USA informacjami wywiadowczymi i udostępniła swą przestrzeń powietrzną dla amerykańskich samolotów. Moskwa zgodziła się poza tym na stacjonowanie wojsk USA na terytorium pozostających w sferze wpływów Rosji poradzieckich republik Azji Środkowej. Miało to kluczowe znaczenie dla powodzenia operacji przeciw talibom.
Decyzje Rosji znamionowały zwrot w polityce prezydenta Putina, zapoczątkowując nowy rozdział w stosunkach rosyjsko-amerykańskich. Ich radykalna poprawa umożliwiła zacieśnienie więzi Rosji z NATO, gdzie uzyskała ona prawo głosu i status określany przez niektórych komentatorów jako pół-członkowski.
Współpraca USA z innymi krajami w wojnie antyterrorystycznej oznaczała z kolei odejście administracji Busha od dotychczasowej polityki. Busha krytykowano poprzednio za nieliczenie się opinią sojuszników i odrzucanie układów międzynarodowych oraz niechęć do angażowania się w rozwiązywanie lokalnych konfliktów na świecie.
Po obaleniu reżimu talibów w Afganistanie Bush zapowiedział następny etap wojny z terroryzmem - ściganie terrorystów w innych krajach i kampanię przeciw państwom udzielającym im schronienia i gromadzącym broń masowej zagłady, która może się dostać w ich ręce albo zostać bezpośrednio użyta do zaatakowania USA.
W styczniowym Orędziu o Stanie Państwa prezydent ogłosił krucjatę przeciw "osi zła", do której zaliczył Iran, Koreę Północną i Irak. Był to sygnał, że kolejnym celem amerykańskiego ataku stanie się to ostatnie państwo, oskarżane o gromadzenie broni chemicznej i biologicznej oraz budowę broni nuklearnej.
Celem inwazji miałoby być usunięcie dyktatorskiego reżimu Saddama Husajna i zapobieżenie ewentualnemu użyciu przez niego broni masowego rażenia. Dla uzasadnienia tych planów Waszyngton sformułował doktrynę wojny prewencyjnej (uprzedzającej atak przeciwnika).
Plany wobec Iraku stały się kością niezgody w stosunkach USA z sojusznikami. Zdecydowanie przeciwne inwazji są zaprzyjaźnione z Ameryką umiarkowane kraje arabskie: Egipt i Arabia Saudyjska, która odmówiła użycia swego terytorium jako bazy wypadowej dla wojsk amerykańskich. Niechętnie odnoszą się do planów wojny Francja i Niemcy.
Te dwa ostatnie kraje domagają się, by zielone światło dla inwazji dała Rada Bezpieczeństwa ONZ w razie niezgody Iraku na ponowne wpuszczenie komisji inspekcyjnej ONZ ds. broni masowej zagłady. Waszyngton opiera się temu, obawiając się, że Rada - w której zasiadają m.in. Rosja i Chiny - zablokuje plany ataku albo przynajmniej znacznie je opóźni.
Plany wojny z Husajnem nie mają też pełnego poparcia w USA. Mimo to administracja Busha ostatnio coraz częściej daje do zrozumienia, że w razie przedłużającej się opozycji w ONZ gotowa jest nawet do akcji jednostronnej, co oznaczałoby nawrót "unilaterializmu". Prezydent liczy głównie na pomoc Wielkiej Brytanii i Turcji.