Straż graniczna gangsterów
Żeby wjechać do Polski z Ukrainy samochodem osobowym, trzeba czekać w kolejce cały dzień. Ciężarówki stoją nawet 3-4 doby. Podobnie jest na granicy z Białorusią oraz Rosją. Kolejki na przejściach nie ustawiają się dlatego, że od 1 października Polska wprowadza wizy dla obywateli Rosji, Ukrainy, Białorusi i innych krajów byłego ZSRR, więc setki tysięcy osób chce przekroczyć granicę przed tym terminem. W rzeczywistości korki są sztucznie tworzone (i to od lat), aby potem skorumpowani celnicy i strażnicy mieli alibi, że przepuszczają tiry i auta osobowe bez kontroli lub po bardzo pobieżnym sprawdzeniu. Nie mogą przecież dopuścić, by psuły się transporty żywności! W ten sposób przejeżdża przede wszystkim kontrabanda.
29.09.2003 07:50
W ostatnich tygodniach reporterzy "Wprost" odwiedzili kilkanaście przejść na wschodniej granicy oraz porty w Szczecinie i Świnoujściu. Przekonaliśmy się, że tak naprawdę władzę nad nimi sprawują gangsterzy, a nie służby graniczne.
Sztuczne korki zamiast bramek
Sztuczne korki na granicach to nowa metoda przemytu. Po wymuszonym przez Brukselę uszczelnieniu granicy praktycznie zlikwidowano tzw. bramki, czyli celników, którzy o określonej godzinie przepuszczali przemyt bez żadnej kontroli. Gangsterzy mieli nawet własny most pontonowy na Nysie Łużyckiej, przez który w ciągu dwóch lat przerzucano kontrabandę, gdy zbyt ryzykowne było kierowanie jej przez przejścia graniczne.
Inną metodą funkcjonującą do dziś, choć na mniejszą niż kilka lat temu skalę, jest posługiwanie się podwójną dokumentacją. Przez przejście graniczne przejeżdża na przykład tir z elektroniką o wartości 100 tys. euro (cło wynosi wówczas ponad 70 tys. zł), a na fakturach figurują tanie elementy do montażu anten (cło wynosi w tym wypadku 350-400 zł). Mechanizm przestępstwa jest prosty - kierowca tira dysponuje dwoma zestawami dokumentów celnych (SAD), które przekazuje uczestniczącym w procederze celnikom. Jedne zawierają prawdziwe dane o ładunku, drugie - fałszywe. Tira odprawia się i czeka na informację, czy bezpiecznie dotarł do odbiorcy. Jeśli tak, celnicy niszczą dokumenty zawierające prawdziwe dane. W ten sposób płacone cło jest 100-150 razy niższe od należnego. Ricardo Fanchini, czyli urodzony w Katowicach Marian Kozina, jeden z najgroźniejszych przestępców w Europie, związany z "Pruszkowem", zarobił ponad milion złotych na przemycie do Polski spirytusu, który w dokumentach celnych figurował jako woda
mineralna albo syrop. Za odprawienie jednego trefnego tira celnicy otrzymują przeciętnie 2-3 tys. euro. Sumą tą dzielą się solidarnie, niezależnie od tego, kto jest akurat na zmianie. Jeśli zważyć, że jednego dnia odprawia się kilka takich transportów, zarobki skorumpowanych celników mogą sięgać nawet 3 tys. euro dziennie.
Przepustka od gangsterów
Aby szybko przekroczyć granicę, trzeba zapłacić haracz, w przeciwnym razie czeka się w kolejce kilka dni. Za przepuszczenie na początek kolejki gangsterzy żądają przynajmniej 50 dolarów. Takie praktyki zauważyliśmy na polsko-rosyjskich przejściach granicznych w Gołdapi i Bezledach. Część zebranego haraczu przestępcy rozdzielali pomiędzy współpracujących z nimi rosyjskich i polskich pograniczników oraz celników. W Bezledach proceder trwa, mimo że niedawno rozbito tam gang, w którego skład wchodziło m.in. 32 strażników granicznych. Kilkanaście dni temu prokuratura o współpracę z przestępcami oskarżyła także trzy celniczki z Bezled. Wpadka spowodowała obniżenie haraczu - z 50 do 20 dolarów.
Wyjątkowo dobrze przestępcy czują się na polsko-ukraińskich przejściach granicznych w Korczowej i Medyce. Zauważyliśmy, że są zaprzyjaźnieni z celnikami i pogranicznikami po obu stronach granicy, a wręcz mają własną bramę - przez nią przepuszczają samochody, których kierowcy zapłacili haracz. Pierwszym posterunkiem, na który natknęliśmy się przed przejściem w Medyce - jeszcze po ukraińskiej stronie, w Sziganiach - nie była budka celników czy pograniczników, lecz punkt kontrolny gangu. Mężczyzna, który zatrzymał nasz samochód, zapewnił, że unikniemy kontroli granicznej, jeśli zapłacimy 100-150 zł. - Sprawdzą wam tylko paszporty - stwierdził. Jeden z jego ludzi wsiadł do naszego auta. Tuż przed przejściem granicznym miejsce w kolejce ustąpił nam jeden ze stojących tam pojazdów. Okazało się, że co trzecie stojące przed szlabanem auto trzyma kolejkę dla tych, którzy zapłacili wcześniej myto. Nasz opiekun dał znak najpierw ukraińskiemu, a potem polskiemu celnikowi, a ci bez kontroli przepuścili nas do Polski.
Porty przemytników
Prawdziwym eldorado są dla przestępców polskie porty. Kiedy do Szczecina zawijają rosyjskie zbiornikowce, najczęściej przewożące odpady z fabryk papieru, już po godzinie wielu robotników pracujących na nabrzeżu zdradza objawy upojenia alkoholowego. Wszyscy w porcie wiedzą, że rosyjskie statki przywożą oprócz odpadów tysiące litrów taniego spirytusu. Alkohol przemycany jest też statkami białej floty, na których znajdują się sklepy wolnocłowe. Masowym przemytem taniego alkoholu i papierosów zajęły się zorganizowane grupy z okolic Świnoujścia, Krajnika, Gryfina i Szczecina. Podczas rejsu po Zalewie Szczecińskim alkohol wyrzucany jest za burtę. Butelki lądują w wodzie w workach przymocowanych linami do kadłuba. Przemytnicy podpływają pontonami lub motorówkami, a towar wyławiany jest przez płetwonurków. Choć tor wodny od Świnoujścia do Szczecina jest monitorowany przez system radarowy, przemytnikom to nie przeszkadza. Radary nie wykrywają bowiem jednostek z drewna, a właśnie takie posyłane są po większe partie
towaru.
Miliony euro wyłożone na modernizację polskich granic miały pomóc w ich uszczelnieniu. Na razie ta szczelność jest iluzoryczna. Wprowadzenie wiz dla wschodnich sąsiadów nic nie zmieni. Po prostu na granicznych przestępstwach można nadal bezkarnie zarabiać. Tym bardziej że nie sprawdza się majątku celników i pograniczników. Wystarczy, że przepiszą go na rodzeństwo bądź kuzynów.
Piotr Kudzia, Grzegorz Pawelczyk