Śmierć Maurycego. "Dorosłe chłopy płakały"
- Nie widziałem nigdy, żeby dorosłe, rosłe chłopy tak płakały. A przecież doświadczyliśmy już wszyscy śmierci na bloku operacyjnym - opowiada kardiochirurg dr n. med. Marcin Gładki. Był jednym z lekarzy, którzy próbowali ratować pięcioletniego Maurycego, dźgniętego nożem przez 71-latka w Poznaniu.
W ubiegłą środę, 18 października, pięcioletni Maurycy wraz z grupą przedszkolaków i nauczycielkami poszedł na pocztę. Miał wysłać widokówkę do rodziny z okazji dnia Poczty Polskiej. Do domu z przedszkolnego wyjścia nie wrócił. Około 200 metrów od przedszkola do grupy podszedł 71-letni mężczyzna i dźgnął nożem jedno z dzieci.
Chłopiec po 40-minutowej reanimacji został przewieziony do szpitala im. Karola Jonschera. Tam jego życie próbował ratować zespół chirurgów.
- Ta historia jest porażająca. Najgorsza, jaka spotkała mnie w zawodowym życiu - opowiada serwisowi wyborcza.pl dr n. med. Marcin Gładki, szef oddziału kardiochirurgii dziecięcej, który operował dziecko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Atak nożownika w Poznaniu. Kamera nagrała reakcję ludzi
Lekarz opowiada, że natychmiast po przyjeździe karetki chłopca zabrano na stół operacyjny.
- Zanim otworzyłem klatkę piersiową, zobaczyłem na jego skórze dwa duże ukłucia. To nie były draśnięcia, ale silne i zadane z premedytacją pchnięcia nożem. Nóż przeciął ubranie, przeszedł przez ścianę klatki piersiowej, przeponę, płuco, opłucną, osierdzie i zatrzymał się jakieś 10 cm w głąb ciała, rozszarpując żyłę główną dolną - relacjonuje dr Gładki. I wyjaśnia, że to jedno z najważniejszych naczyń w ciele człowieka.
Jego uraz spowodował ogromne krwawienie - a krew zalała całą jamę opłucną.
"Sam mam małe dziecko"
- Już wtedy podejrzewaliśmy, że chłopiec - do tej pory zdrowy, śliczny - od pewnego czasu nie żyje, ale ani chirurdzy, ani anestezjolodzy nie przerwali zabiegu. W takich sytuacjach człowiek chce mieć absolutną pewność, że zrobił wszystko, co tylko było w jego mocy. Zszyłem więc żyłę i zacząłem masować serce. Wypełniło się krwią, ale krążenie już nie wróciło - opowiada serwisowi kardiochirurg.
- Trudno mi otrząsnąć się z tej tragedii. Pewnie dlatego, że sam mam małe dziecko, 18 października w moim domu zaczął się podobnie. My też wstaliśmy rano i także odwieźliśmy synka do przedszkola - dodał lekarz.
Prokurator, dzień po śmierci Maurycego, wydał postanowienie o przedstawieniu zarzutu zabójstwa 71-letniemu Zbysławowi C. W piątek sąd, na wniosek prokuratury, zgodził się na trzymiesięczny areszt dla 71-latka.
Mężczyzna trafił na oddział psychiatryczny w poznańskim areszcie.
Źródło: wyborcza.pl
Przeczytaj także: