SLD boi się spojrzeć w lustro
Nie tak wyobrażali sobie chyba członkowie
SLD konwencję ich partii cztery lata po tym, jak Sojusz objął
władzę w Polsce. Partia rozbita wewnętrznie, opuszczona przez
wielu liderów i prezydenta, doszczętnie skompromitowana
rozlicznymi aferami i - co najważniejsze - odrzucona przez
własnych wyborców. Z dawnych 40% poparcia Sojuszowi zostało
dziś marne 5%, co nie gwarantuje wejścia tej partii do
Sejmu - pisze redaktor naczelny "Faktu" Grzegorz Jankowski.
Działacze SLD obwiniają dziś za tę katastrofę wszystkich, tylko nie samych siebie. Dostało się i prawicy, i prezydentowi, i premierowi, i Markowi Borowskiemu. Ten ich opuścił, tamten nienawidzi, jeszcze inny wbił nóż w plecy. Patrząc na ten wylew frustracji, trudno się spodziewać, aby SLD mógł odbić się od dna, na które ściągnęli go jego liderzy. Bo trudno oczekiwać, aby Sojusz mógł przezwyciężyć kardynalne błędy z ostatnich czterech lat, jeśli ich w ogóle nie widzi - podkreśla redaktor naczelny "Faktu".
Teraz SLD przestrzega Polaków przed rządami prawicy, deklaruje, że nie pozwoli "na rozwalenie gospodarki oraz odebranie swobód obywatelskich i wolności". Problem lewicy polega na tym, że nikt, poza nią samą, nie ma takich obaw - konkluduje Grzegorz Jankowski w "Fakcie".(PAP)