Seksualne niewolnice w Kosowie
W Kosowie administrowanym przez Narody Zjednoczone kwitnie handel kobietami. Dziewczyny sprowadzane z krajów Europy Wschodniej są zmuszane do prostytucji. Najlepiej płacący klienci domów uciech to żołnierze sił pokojowych KFOR i funkcjonariusze ONZ.
07.06.2004 | aktual.: 07.06.2004 09:04
Takie wnioski płyną z 56-stronicowego raportu Amnesty International, organizacji obrony praw człowieka, mającej siedzibę w Londynie. Kosowo stało się europejskim ośrodkiem seksualnego niewolnictwa. Przyczynili się do tego międzynarodowi urzędnicy i wojskowi, mający przecież zapewnić mieszkańcom okręgu bezpieczeństwo. Młode kobiety i dziewczęta, wśród których są 11-letnie dzieci, są upokarzane, głodzone, bite, muszą przyjmować do 15 klientów w ciągu nocy.
Jedna z ofiar „uprawiała seks 2,7 tys. razy w ciągu niespełna roku, musiała uprawiać seks grupowy, seks pod lufą pistoletu, zarobiła dla handlarzy żywym towarem 200 tys. marek niemieckich, była prawdziwą ofiarą”, stwierdza szokujący dokument. Pewna 12-letnia albańska dziewczynka musiała stać na zimnie w cienkiej sukience. „Szef zmusił mnie, abym obsługiwała międzynarodowych żołnierzy i funkcjonariuszy policji. Nie mogłam uciec, aby porzucić to nędzne życie, bo cały czas byłam obserwowana”, opowiada mała ofiara.
Kosowo jest bałkańską prowincją należącą formalnie do Serbii. Od czerwca 1999 r., kiedy powietrzne uderzenia NATO zmusiły władze serbskie, stosujące ostre represje wobec ludności albańskiej, do wycofania się z Kosowa, kraina ta jest pod protektoratem ONZ. Chronią ją wojskowe siły pokojowe KFOR znajdujące się pod dowództwem Paktu Północnoatlantyckiego. Kiedy do niewielkiego, ubogiego Kosowa napłynęło z różnych krajów tysiące żołnierzy i administratorów, zazwyczaj bardzo zamożnych jak na miejscowe warunki, natychmiast wzrósł popyt na usługi seksualne. Wykorzystały to gangi międzynarodowych handlarzy żywym towarem i sutenerów.
Jak stwierdza raport, „Kosowo stało się najważniejszym krajem przeznaczenia dla kobiet szmuglowanych po to, aby pod przymusem uprawiały prostytucję. Lokalny rynek prostytucji uprawianej na małą skalę zmienił się w wielki przemysł, którego fundamentem jest przemyt kobiet, prowadzony głównie przez organizacje kryminalistów”. Żołnierze KFOR (w Kosowie pełni służbę około 20 tys.) oraz funkcjonariusze UNMIK (administracji ONZ) stanowią tylko 2% ludności Kosowa, jednak aż 20% klientów miejscowych domów uciech.
Jako że cudzoziemcy są znacznie bogatsi od przeważnie ubogich mieszkańców Kosowa, przynoszą aż 80% zysków właścicieli domów publicznych i mafii zajmujących się handlem żywym towarem. W 1999 r. w Kosowie było tylko 18 nocnych klubów, barów, kawiarni pod czerwoną latarnią, hoteli i podobnych miejsc, w których dziewczęta mogą być zmuszane do nierządu. Cztery lata później naliczono ich już ponad 200. Szacuje się, że w kosowskich ośrodkach „przemysłu seksualnego” pracuje 2 tysiące kobiet, przeważnie niedobrowolnie. Tylko 8% ofiar zostało uprowadzonych. Większość przybyła zwabiona obietnicą pracy, także we Włoszech.
Kosowskie niewolnice seksualne pochodzą przeważnie z pogrążonej w nędzy Mołdawii, Bułgarii, Rumunii i Ukrainy, są wśród nich jednak także miejscowe dziewczęta. Już w 2000 r. rosyjscy żołnierze KFOR zaczęli przemycać młode Mołdawianki i Ukrainki (podobno przebrane w rosyjskie mundury) do swej bazy w Fushë Kosovë. Zazwyczaj handel kobietami odbywa się przez terytorium Serbii. W hotelach i mieszkaniach prywatnych wokół Belgradu, a także w Czarnogórze „towar” sprzedawany jest „właścicielom”.
Jedna z ofiar relacjonuje: „Najpierw musiałyśmy się rozebrać i chodzić przed nimi w bieliźnie. Oni siedzieli w fotelach, oglądali nas, a jeśli któraś się spodobała – kupowali. Byłyśmy dla nich jak szmaty”. Cena za kobietę, w zależności od jej wieku, wyglądu i kraju pochodzenia, wynosi od zaledwie 50 do 3,5 tys. euro.
Kobiety muszą pracować bez zapłaty tak długo, aż spłacą „dług” swoim właścicielom. „Nigdy nie dostawałam żadnych pieniędzy. Dawali mi jedzenie i ubrali w suknię weselną. Zimą trzęsłam się na chłodzie, bo musiałam nosić spódniczkę mini, a poza tym byłam prawie naga. Kiedy się przeziębiłam, nie mogłam pójść do lekarza”, opowiada pewna 14-letnia uczennica uprowadzona spod szkoły.
Najbardziej szokujące jest to, że w przestępczym procederze uczestniczą funkcjonariusze UNMIK i żołnierze KFOR, i to nie tylko jako klienci domów publicznych, lecz także niekiedy jako pomocnicy gangsterów. Według raportu Amnesty International, pewien umundurowany amerykański oficer prowadzący samochód policyjny UNMIK odbierał od przemytników kobiety na granicy między Kosowem a Serbią właściwą. Inny amerykański oficer ostrzegł właściciela nocnego klubu, że toczy się przeciwko niemu dochodzenie. Funkcjonariusz rumuński również uprzedził sutenera o planowanej obławie, więc gdy przybyli policjanci, lokal już był zamknięty.
Wielu klientów kosowskiego przemysłu seksualnego to mundurowi z Niemiec. Przewidujący generałowie francuscy i niemieccy zezwolili na stworzenie dla swych żołnierzy w Kosowie oficjalnych domów uciech, gdzie pracownice otrzymują wynagrodzenie i są dobrze traktowane. Zwierzchnicy Bundeswehry nie zdecydowali się jednak na ten krok, być może nie chcąc nawiązywać do niechlubnych tradycji Wehrmachtu. Żołnierze z RFN opracowali więc przemyślny system działania, aby uśpić czujność policji.
Pewien niemiecki żołnierz KFOR relacjonuje: „Wyjechaliśmy z koszar jak zwykle w wojskowym dżipie. Kierowca miał dokumenty, więc nikt nas nie podejrzewał. Jeździliśmy tu i tam i czekaliśmy do godziny 23. Wtedy z maksymalną prędkością pojechaliśmy prosto do burdelu. Zadzwoniliśmy do właściciela, że przychodzimy, ten otworzył bramę, tak że mogliśmy wjechać prosto do garażu”. Raport przytacza też przypadek niemieckich żołnierzy, którzy odwiedzali dom uciech mimo kategorycznych zakazów dowódców. Obawiali się jednak kłopotów, toteż poprosili sutenera, aby ostrzegał ich, kiedy zauważy niebezpieczeństwo.
Po pewnym czasie sutener zatrudnił w tym celu strażnika. Winni nie muszą się obawiać surowych kar, nie podlegają miejscowemu wymiarowi sprawiedliwości. Niektóre dochodzenia umorzono, uznawszy zeznania ofiar, często nieletnich dziewcząt, za mało wiarygodne. Pewien brytyjski podpułkownik, którego przydybano w domu publicznym w Prisztinie, został odesłany do domu, podobnie jak pięciu francuskich żołnierzy KFOR oskarżonych o udział w przemycie kobiet w Mitrovicy.
Według raportu Amnesty International, od stycznia 2002 r. do lipca następnego roku na 22-27 żołnierzy KFOR padło podejrzenie popełnienia przestępstw związanych z przemytem kobiet. Nie wiadomo jednak, czy zostały wyciągnięte wobec nich jakiekolwiek konsekwencje w krajach ojczystych. Dokument podkreśla, że ofiary, nawet uwolnione z rąk sutenerów, nie mogą liczyć na pomoc międzynarodowej administracji czy zadośćuczynienie za doznane krzywdy. Często są deportowane lub trafiają do więzień.
Rzecznik UNMIK, Derek Chapell, skrytykował raport Amnesty International, który, jego zdaniem, przedstawia jako fakty kawiarniane plotki oraz zdyskredytowane mity. Chapell stwierdził, że międzynarodowa policja zwalczająca prostytucję w Kosowie wykonała ogromną pracę, zamykając w ciągu trzech lat 2 tys. „klubów”. Podobnie rzecznik NATO, podpułkownik Jim Moran, oświadczył, że niektóre informacje zawarte w raporcie wydają się nieaktualne, bowiem pewne elementy polityki KFOR się zmieniły. Żołnierzom sił pokojowych zabroniono opuszczania koszar w cywilnych ubraniach, jak również odwiedzania barów i nocnych lokali.
Faktem jest jednak, że wysunięte przez Amnesty International oskarżenia zaszkodziły autorytetowi administracji ONZ w Kosowie. Niektórzy mieszkańcy tego regionu uważają międzynarodowych funkcjonariuszy za nieudolnych kolonizatorów. Już w październiku ubiegłego roku premier Kosowa, Bajram Rexhepi, żalił się dziennikarzowi brytyjskiej gazety „The Observer”: „Wielu cudzoziemców korzysta z usług przemyconych kobiet. Mam już tego dość! Ponad rok temu prosiłem o przysłanie ekipy dochodzeniowej z Nowego Jorku i do dziś nie otrzymałem odpowiedzi”. Zapewne niektórzy kosowscy Albańczycy wyolbrzymiają te zarzuty wobec międzynarodowej administracji, chcąc wymusić przyznanie swej ojczyźnie niepodległości. Pewne jest wszakże, że funkcjonariusze ONZ i zwierzchnicy KFOR powinni podjąć bardziej energiczne wysiłki, aby położyć kres piekłu kobiet w Kosowie.
Nieudolni i skorumpowani?
Brytyjski dziennik „The Observer” przytacza zarzuty, które kosowscy Albańczycy stawiają międzynarodowej administracji. Ponad połowa dwumilionowego społeczeństwa Kosowa wciąż żyje poniżej granicy ubóstwa. Szerzy się bezrobocie, zaś prowincja, która w czasach Jugosławii była eksporterem energii elektrycznej, boryka się z trudnościami w dostawach prądu. Wielu cudzoziemców przybyło do Kosowa, aby zagarniać sowite pensje i uatrakcyjnić swoje CV. Jeśli tak bardzo troszczą się o miejscowych, dlaczego jest tak wiele porzuconych dzieci, których ojcami są cudzoziemcy? Premier Kosowa, Bajram Rexhepi, oskarża międzynarodową administrację o korupcyjne matactwa (często popełnione we współpracy z miejscowymi kryminalistami).
Faktem jest, że w czerwcu 2003 r. obywatel RFN, Joe Trutschler, były przewodniczący Rady Nadzorczej Kosovo Electric Company, został skazany przez sąd w Bochum na trzy i pół roku więzienia za próbę zdefraudowania 3,9 mln euro (pieniądze te ukrył na swoich prywatnych kontach w Gibraltarze). Albańska gazeta „Koha Ditore”, która pierwsza ujawniła skandal, nazwała winowajcę czarną owcą.
Marek Karolkiewicz