Seksturystyka na cenzurowanym
Młodzi mężczyźni jeżdżą w poszukiwaniu seksu do Tajlandii i Ameryki Południowej, starsi wybierają Afrykę. Afrykańczyków cenią też panie
24.04.2007 | aktual.: 24.04.2007 16:08
Co roku około 100 tys. Włochów wyjeżdża do Brazylii, Tajlandii, Kambodży i na Kubę. Chcą zaszaleć, czy – jak zwykli mawiać w takich sytuacjach – użyć sobie. Oznacza to jedno – seks. Bez żadnych barier, bez hamulców. I co najważniejsze – za parę groszy. Około 85% wyjeżdżających w tym celu to młodzi mężczyźni w wieku od 20 do 40 lat. Status socjalny nie odgrywa roli, wyjeżdżają ludzie wykształceni; od lat prezentem z okazji ukończenia studiów jest pobyt w kraju, gdzie łatwo się rozerwać, świeżo upieczeni magistrowie przechwalają się później swymi wyczynami. Wśród turystów są też urzędnicy, robotnicy, rzemieślnicy. Z reguły porządni ludzie poza podejrzeniami. Zabity w Iraku dziennikarz Enzo Baldoni kilka lat temu napisał: „Czy to możliwe, że wszyscy ci, którzy jadą, aby wykorzystać dzieci, nawet czteroletnie, to przykładni mężowie i czuli ojcowie?”. Możliwe. Wyjechać nie jest trudno. Jeszcze niedawno z Mediolanu i Rzymu do Brazylii był tylko jeden lot czarterowy, w tej chwili są dwa. Agencje podróży
prześcigają się w ofertach. Wiele z nich proponuje usługi specjalne. Środki masowego przekazu również reklamują wakacje jako okres swobody seksualnej. 56-letni Giorgio Sampec z Werony od kilku lat wracał do kraju jedynie na dwa letnie miesiące, podczas których pracował jako stróż na kempingu nad jeziorem Garda. Pozostałą część roku spędzał pomiędzy Kambodżą a Tajlandią. – Tu jest
lepiej niż w niebie
– mówił kolegom podczas rozmów telefonicznych. Chwalił się, że jest u szczytu formy, uprawia seks codziennie, czasem dwa razy dziennie, tatine i catoie – (dziewczynki i chłopcy) tak go kręcą, że nie potrzebuje viagry. Nie szczędził szczegółów. Zachęcał znajomych do przyjazdu.
– Wszystko załatwię. Wydasz grosze, a zabawisz się – obiecywał. W 2004 r. jeden ze znajomych Sampeca nagrał kilka rozmów telefonicznych i zaniósł na policję. Funkcjonariusze postanowili dopaść żądnego wrażeń seksturystę. Założyli podsłuch. Jednemu z nich udało się zaprzyjaźnić z Sampekiem. Policjant tak dalece wkradł się w łaski podejrzanego, że ten nie tylko mu się zwierzał, lecz także przekazał część swojego archiwum fotograficznego przechowywanego w komputerze – 65 tys. zdjęć (na 370 był on sam podczas uprawiania seksu z dziewczynkami lub chłopcami w wieku od 10 do 12 lat). Dał mu także do obejrzenia dziewięć wideokaset uwieczniających jego seksualne dokonania. Zarówno zdjęcia, jak i filmy zostały zrobione w ciągu jednego roku.
Równocześnie z inwigilacją prowadzoną przez policję niezależne śledztwo rozpoczęli dziennikarze popularnego programu telewizyjnego „Hieny”. – Widzę, że tu całkiem wesoło ci się żyje – zagadnął Sampeca przy barze w jednym z nocnych lokali redaktor wysłany do Tajlandii. Sampec okazał się bardzo otwarty i skory do pomocy nowo przybyłemu rodakowi. – Sam potrzebowałem roku, żeby się rozejrzeć. Teraz jestem tu jak u siebie – przechwalał się. Na drugie spotkanie przyszedł z 16-letnią dziewczyną, powiedział, że mieszka z nim od czterech miesięcy. Jak stwierdził, dziewczyna prasuje mu i gotuje, a gdy przyprowadza inną, to zabawiają się wszyscy razem. – To jest tu piękne, że jeśli chcesz, możesz mieć jednocześnie dwie, trzy panienki, żaden problem.
Sampec chwalił się, że wcześniej mieszkał z 15-latką, potem odstąpił ją znajomemu. Żądny słuchaczy nie skąpił dziennikarzowi opowieści i rad. Jak stwierdził, na łowy wyprawia się przede wszystkim na przystanki autobusowe: – Widzisz taką w fartuszku szkolnym, z tornistrem, zagadniesz, czy podwieźć, i załatwione, dobrym miejscem na nowe znajomości są też wielkie sklepy czy sale z grami komputerowymi – tłumaczył. – Często możesz
dogadać się z matką w sprawie córki,
sam coś takiego przeżyłem. Jak to kręci, nie masz pojęcia, matka prasowała, pewnie nie miała nawet trzydziestki, też niezła, a ja z 12-letnią córką na boku. Chciałem z obydwiema naraz, ale matka się nie zgodziła. Dziennikarz poprosił Sampeca o znalezienie mu 12-letniej dziewczynki, oświadczając, że chciałby, żeby była dziewicą. – To będzie kosztowało więcej, ale da się zrobić – powiedział Sampec. Dwa dni później miał już ofiarę. – 400 euro i jest twoja. Drogo, ale dziewica to rzadki towar – stwierdził. Wszystkie rozmowy dziennikarza z Sampekiem zostały utrwalone za pomocą ukrytej kamery i przekazane prokuraturze. Posłużyły jako dowód podczas procesu. Proces Sampeca odbył się za zamkniętymi drzwiami. On sam domagał się wolnego wstępu publiczności na rozprawy, żeby, jak stwierdził, móc wytłumaczyć swoje racje.
Skazani za turystykę seksualną to rzadkość. Nie jest łatwo namierzyć przestępcę. Podobnym echem odbiło się dwa lata temu aresztowanie Amerykanina Johna Seljana. Główną rozrywką poruszającego się na wózku inwalidzkim 87-letniego eksmuzyka country w ciągu 20 ostatnich lat były wyjazdy na Filipiny, gdzie wykorzystywał seksualnie 13-, 14-letnie dzieci. W momencie aresztowania na lotnisku w Los Angeles miał w bagażu 45 kg czekolady. W wielu krajach nie istnieje prawo uznające turystykę seksualną za przestępstwo. We Włoszech zostało ono seksu z nieletnimiwprowadzone w 1998 r. Zgodnie z jego literą, obywatel włoski zostanie pociągnięty do odpowiedzialności przed sądem włoskim niezależnie od procesu w kraju, w którym został oskarżony.
W egzotycznych krajach Włosi najczęściej szukają rzadkiego towaru – dzieci i nastolatków. To właśnie dostępność
seksu z nieletnimi
sprawiła, że w Tajlandii w ostatnich latach turystyka wzrosła trzykrotnie, podobnie jest w Brazylii, Sri Lance i Kambodży. – Turystyka seksualna to ogromny biznes. To nowe oblicze globalizacji. Jedyne, co się liczy, to zwiększenie wpływów finansowych, bez oglądania się na to, w jaki sposób to się dzieje, że co roku tysiące dzieci lądują w szponach pedofilów, w trybach prostytucji i przemysłu pornograficznego. Wiedzą o tym rządy poszczególnych krajów i regionów i najczęściej milczą, żeby nie zahamować wzrostu gospodarczego. Powstają przecież nowe hotele, restauracje, agencje – powiedziała Emma Bonino, posłanka z radykalnolewicowej partii Róża w Pięści. Przykładem seksualnego bumu jest miasto Fortalezza na północnym wschodzie Brazylii. Co roku kraj ten odwiedza pół miliona cudzoziemców. Pomiędzy grudniem 2004 r. a styczniem 2005 r. liczba turystów w Fortalezzy wzrosła o 15,5%. Miasto, które upodobali sobie głównie Włosi i Portugalczycy, bardzo się rozwinęło, powstała cała sieć trzygwiazdkowych hoteli,
niedrogich restauracji. Wiele włoskich agencji turystycznych wprowadziło specjalną ofertę – Fortalezza na każdą kieszeń. To właśnie w tym mieście włoska policja i prokuratura w 2004 r. aresztowała agentów turystycznych, stosując po raz pierwszy wprowadzone w 1998 r. prawo dotyczące turystyki seksualnej. Niestety, nie udało się złapać klientów.
Stosunkowo nowym celem turystyki seksualnej jest Afryka. Włosi wyjeżdżają przede wszystkim do Kenii. O ile wcześniej wyprawiali się tam głównie zamożni (opowieści o afrykańskich przygodach należały do dobrego tonu), o tyle obecnie trend ten spowszedniał – wśród wycieczkowiczów są głównie rozwodnicy i emeryci w wieku od 45 do 65 lat. Wielu wyrusza w podróż w przekonaniu, że seks z dziewicą leczy śmiertelne choroby,
zwłaszcza AIDS. – Kiedyś w Mombasie wszedłem do baru na północnym wybrzeżu miasta, był marzec, przy stolikach siedziały wyłącznie mieszane pary, dość dziwne – starsi, biali mężczyźni i bardzo młode czarne dziewczęta i na odwrót – dojrzałe, białe kobiety i młodzi czarni chłopcy – opowiedział podczas spotkania parafialnego w kościele św. Katarzyny w Neapolu włoski misjonarz pracujący w Kenii. Wybrzeże to zwane jest w lokalnym dialekcie wybrzeżem niemieckim, ponieważ upodobały je sobie głównie leciwe Niemki, choć nie brakuje młodszych, trzydziestoparoletnich. Turystyka seksualna kobiet jest zjawiskiem o wiele mniej znanym niż męska. Wśród Europejek przodują Niemki. Włoszki jeżdżą przede wszystkim do Senegalu, co wiąże się z przekonaniem o nadzwyczajnej sprawności seksualnej czarnych mężczyzn. Kobiety wykorzystują młodych mężczyzn, często obiecując im małżeństwo lub podróż do Europy, pracę itp. Jednak pojęcie żigolaka ma lepszą konotację niż pojęcie prostytutki. W wielu kulturach, także włoskiej, jest wręcz
powodem do przechwałek. Jeśli natomiast chodzi o kobiecą pedofilię, zjawisko to jest zbadane w bardzo niewielkim stopniu. Ściganie turystyki seksualnej nie należy do łatwych. Dochodzenie bazuje przede wszystkim na przeglądaniu stron internetowych i czatów. Często pornografia dziecięca w sieci jest pierwszym krokiem w stronę turystyki seksualnej. Tak było w przypadku dochodzenia pod hasłem „Video prive” przeprowadzonego przez prokuraturę w Syrakuzach. Objęło ono 16 regionów: od położonych na północy Półwyspu Apenińskiego Lombardii i Piemontu poprzez Lacjum, Toskanię po Sycylię. W komputerach wszystkich oskarżonych policja znalazła nagrania filmowe pokazujące wykorzystanie seksualne azjatyckich dziewczynek w wieku od czterech do ośmiu lat. Tym razem amatorzy pornografii nie mogli wykręcić się stwierdzeniem, że ściągnęli zakazany materiał przypadkiem, surfując po sieci. Dostęp do strony był niezwykle trudny i zakamuflowany, możliwy jedynie dla prawdziwych ekspertów i znawców stron pedopornograficznych. Poza tym
strona była aktywna jedynie dziewięć dni – jej reklama ukazała się na „specjalistycznej” stronie jednego z krajów orientalnych, pod innym adresem w tej samej strefie geograficznej zamieszczono hasło – 15-znakową kombinację liter i cyfr umożliwiającą dostęp do strony. Mimo zabezpieczeń strona została zlokalizowana przez specjalistów ze stowarzyszenia Tęcza, którzy złożyli doniesienie do prokuratury. Po 11 miesiącach dochodzenia policjanci ustalili, że w ciągu owych dziewięciu dni, podczas których strona była aktywna, weszło na nią 186 Włochów. Wszyscy to mężczyźni w średnim wieku, różnych profesji. Wielu to studenci i pracownicy biurowi. Wśród nich są trzej księża, burmistrz, strażnik miejski, asystent socjalny... Przeszukano również komputer nauczyciela zerówki i lekarza onkologa. Jeden z 11 oskarżonych w regionie Kampanii, gdy policjanci zapukali nocą do jego mieszkania w Cava de'Tirreni, akurat oglądał ściągnięty ze strony film pedopornograficzny i niczego nie podejrzewając, nie wyłączył komputera przed
otwarciem drzwi. Żaden z podejrzanych nie przyznał się do winy.
– Internet to miejsce spotkań zarówno pedofilów, jak i uprawiających turystykę seksualną. Sieć kreuje wspólnotę
i poczucie normalności.
Kontakty, wymiana doświadczeń, materiałów, dokumentacji z ludźmi mającymi te same upodobania, sprawiają, że pedofile i klienci turystyki seksualnej czują się normalni – twierdzi Marco Scarpati, profesor prawa międzynarodowego Uniwersytetu w Parmie, zajmujący się badaniami turystyki seksualnej. Jego zdaniem tym, co wyróżnia uprawiającego turystykę seksualną, jest absolutne przekonanie, że nie będzie aresztowany. Zważywszy, że rocznie na świecie 2 mln osób wyrusza w podróż, której celem jest seks, generując dochody w wysokości ponad 5 mld dol., i naprawdę niewiele osób stanęło przed sądem – przekonanie to nie bierze się z powietrza. – O ile typowy pedofil ma świadomość, że postępuje źle (według badań, 40% w dzieciństwie było molestowanych seksualnie), o tyle turysta szukający wrażeń seksualnych nie ma tego przeświadczenia, jest też przekonany, że kontroluje sytuację – dlatego jest groźniejszy – mówi Scarpati.
Dwa miliony wykorzystywanych dzieci
Turystyka seksualna nierozerwalnie wiąże się z pedofilią, bo przecież mężczyźni nie jadą w poszukiwaniu przygód z dorosłymi kobietami, pełnoletnie prostytutki różnych nacji mają do dyspozycji w kraju. Według przybliżonych danych statystycznych, rocznie na świecie ofiarą seksualnego wykorzystania pada 2 mln nieletnich, najwięcej, bo aż 1,2 mln, na Filipinach, 500 tys. w Brazylii, 20 tys. w Sri Lance.
Małgorzata Brączyk
Korespondencja z Neapolu