Seks i trumny
Kontrowersyjny kalendarz producenta trumien
Seks i trumny - polski producent znów szokuje
Rok temu polskie przedsiębiorstwo wypuściło kalendarz z ponętnymi modelkami, o którym głośno zrobiło się nie tylko w kraju, ale również zagranicą. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że firma jest producentem... trumien. W tym roku przygotowano kolejną edycję kalendarza. Czy powielanie tego samego pomysłu wciąż będzie szokować?
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Jak powiedział Wirtualnej Polsce Bartek Lindner, w kalendarzu na 2010 rok zaprezentowano zdjęcia "bardziej playboyowskie". W kolejnej edycji fotografie mają inny klimat, osadzone są w realiach lat 30., czasach gangsterów i prohibicji.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
- Zmieniliśmy nie tylko pomysł, ale również cały klimat kalendarza. Mieliśmy więcej czasu na przygotowania. Napisaliśmy porządny scenariusz. Znaleźliśmy odpowiednie dziewczyny i odpowiednich panów. Osadziliśmy fotografie w innych czasach i innym klimacie. Są to lata 30., czasy Al Capone, gangsterów, nielegalnych kasyn, przemytu, czasy prohibicji - opowiada o swoim pomyśle Lindner.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Czy firmie chodzi tylko o to, by szokować? Bartek Lindner zapewnia, że nie. - W Polsce śmierć to wciąż temat tabu. W jakiś sposób chcemy działać na rzecz oswojenia go - tłumaczy swój pomysł. Jak dodaje, zestawienie pięknych modelek i trumien to tylko sposób na wywołanie dyskusji o śmierci.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Kalendarz z modelkami i trumnami to pomysł ściągnięty od Włochów. Po raz pierwszy taki projekt zaprezentowała firma Cofaniu Funebri w 2002 roku i od tego czas pojawiają się kolejne edycje. - W tegorocznej zdjęcia są kiepskie, a dziewczyny - moim zdaniem - niezbyt atrakcyjne. Ich kalendarze są coraz lepsze, ale do poziomu, który my zaprezentowaliśmy w tym roku, jeszcze im dużo brakuje - mówi Wirtualnej Polsce Bartek Lindner.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Jak zdradza Wirtualnej Polsce Lindner, w zeszłym roku były drobne problemy ze skompletowaniem modelek. Niektóre dziewczyny odmawiały udziału w sesji, gdy dowiadywały się, że będą pozować przy trumnach. W tym roku takich kłopotów już nie było.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Pomysłodawca kalendarza twierdzi, że pierwsza edycja wzbudziła kontrowersje, bo ludzie nie zrozumieli tematu. - Wiele osób myślało, że jesteśmy zakładem pogrzebowym i nasza oferta jest skierowana do rodziny zmarłego. Proponowanie takiego kalendarza rodzinie zmarłego, byłoby stanowczo niesmaczne. Nie jestem nienormalny, żeby coś takiego robić! Jeśli ludzie zrozumieją, że jesteśmy jedynie producentem trumien i współpracujemy tylko z zakładami pogrzebowymi, to myślę, że cała sprawa przestaje być kontrowersyjna - tłumaczy Bartek Lindner.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Lidner nie ukrywa, że pierwsza edycja kalendarza spowodowała wzrost świadomości marki wśród jej klientów - - zakładów pogrzebowych i hurtowni artykułów funeralnych. - Jeżeli ja bym wydał kalendarz z samymi trumnami, to nie byłoby żadnego efektu - dodaje i zapewnia, że tym efektem miało być również sprawienie, by ludzie rozmawiali o śmierci. Firma już teraz zapowiada, że pojawi się kolejna edycja kalendarza. I obiecuje, że wszystkich zaskoczy.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Jak pomysł kalendarza oceniają eksperci od marketingu? Poprzednią edycję komentował dla Wirtualnej Polski Sławomir Wojtkowski, specjalista ds. reklamy i dyrektor Warszawskiej Szkoły Reklamy. - Erotyka, seksualność i śmierć to motywy, które, również w połączeniu, występują w kulturze od zawsze. Od zawsze budzą ciekawość, niepokój, kontrowersje. Są więc na pewno dobrym sposobem na przyciągnięcie uwagi. Ale na kształtowanie odpowiedniego wizerunku już niekoniecznie. W reklamie wykorzystują je najczęściej firmy wyznające zasadę, że nie ważne jak o nas mówią, ważne, żeby w ogóle mówili - zaznaczał ekspert.
Druga edycja kontrowersyjnego kalendarza
Ekspert w dziedzinie reklamy zwracał uwagę, że takie szokowanie nie zawsze popłaca. - Bo owszem, ludzie takie reklamy zauważają i komentują i dzięki temu marka zaczyna być znana i rozpoznawana, natomiast sam kontekst tej znajomości często jest niekorzystny - mówił Wirtualnej Polsce Sławomir Wojtkowski.