Rozpoczął się proces morderców dziecka
Oskarżyciel posiłkowy - ojciec zamordowanego Michałka (PAP/Tomasz Gzell)
Przed warszawskim sądem okręgowym rozpoczął się we wtorek proces w sprawie głośnego zabójstwa 4-letniego Michałka, który został utopiony - według prokuratury w porozumieniu z matką chłopczyka - przez jej konkubenta i jego kompana. Trójce oskarżonych grozi dożywocie. Dwoje z nich wycofało swoje poprzednie zeznania, w których przyznali się do winy.
04.12.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Do zabójstwa Michałka S. doszło 19 stycznia tego roku w Warszawie. Chłopiec został wrzucony do Wisły przez dwóch mężczyzn: konkubenta matki dziecka i jego kompana, którzy wcześniej odebrali dziecko z przedszkola. Obu mężczyzn i matkę zatrzymano wkrótce potem.
O kierowanie zbrodnią oskarżono matkę czterolatka, Barbarę S. która - zdaniem prokuratury - miała kontakt ze sprawcami, rozmawiała z nimi przez telefon komórkowy i mogła przerwać przestępstwo.
Prokuratura ma na to dowody w postaci m.in. billingów rozmów z telefonu komórkowego. Kobieta miała też brać udział w trwającym od listopada 2000 r. planowaniu tego zabójstwa. Barbara S. odrzuca te zarzuty.
Podczas śledztwa obaj mężczyźni przyznali się do zarzutu zabójstwa. Jednak podczas toczącego we wtorek procesu jeden z oskarżonych - Robert K. - wycofał swoje poprzednie zeznania. Nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Dodał, że dziecko chyba się poślizgnęło i wpadło do wody.
Zaznający po nim Daniel S. oświadczył, że wcześniejsze wyjaśnienia, w których obciążał Roberta K., zostały wymuszone przez policję. Nie przyznał się do winy.
Według S., w dniu zabójstwa rzeczywiście spotkał się z Robertem K. i pomógł mu odebrać dziecko z przedszkola. Rozstał się z nim jednak, by "załatwić swoje sprawy". _ Ja jestem oskarżany z pomówień Roberta i z moich wymuszonych zeznań_ - powiedział we wtorek przed sądem.
Pytany, kto wymusił te zeznania, odparł, że policja. Rzeczywiście obciążyłem Roberta i opisałem swój udział w morderstwie, ale ja to wszystko zmyślałem - mówił.
Sąd odczytał mu zeznania złożone podczas śledztwa. S. relacjonował wtedy, że poszedł z Robertem K. i z Michałkiem nad Wisłę. _ W pewnym momencie Robert wziął dziecko na ręce, zaczął się obracać i kręcić dzieckiem i wrzucił je do wody około 4-5 m od brzegu_ - mówił podczas śledztwa. To jest zmyślone przeze mnie - powiedział teraz.
Robert K. stwierdził natomiast we wtorek, że chłopiec znalazł się w wodzie, bo się pośliznął. Poszliśmy z Michałkiem nad Wisłę. Ja musiałem się załatwić i na chwilę odszedłem. Gdy wróciłem, Michałek leżał na krze. Musiał chyba się poślizgnąć - mówił przed sądem K. Zacząłem krzyczeć: "ratunku, pomocy", jednak kra się przechyliła i Michałek wpadł całkowicie do wody - dodał. Na pytanie, dlaczego nie pomógł, odpowiedział: byłem załamany. Michał wołał: tato, tato, ratuj - dodał.
Jak twierdzi K., razem z Danielem S. odebrał rano Michałka z przedszkola. Potem z Danielem się rozstali i sam pojechał z Michałkiem nad Wisłę. Następnie poszedł z Barbarą S. - matką dziecka, również oskarżoną w procesie - do przedszkola po dziecko. Tam "dowiedział się" o tym, że Michałek został już odebrany z przedszkola. Razem z Barbarą S. poszedł na komisariat policji, gdzie zgłoszono zaginięcie dziecka.
Według niego, cały czas nie powiedział Barbarze S. o tym, co się stało, gdyż się "bał".
Na pytania, dlaczego w śledztwie składał inne zeznania, stwierdził, że był bity przez policję i namawiany do tego.
Po zabójstwie dziennikarze ustalili, że w przedszkolu, do którego chodził Michałek, dzieci odbierało się mówiąc przez domofon ich imię i nazwisko. Potem dziecko, często samo, przychodziło do szatni. Wychowawczynie Michałka podkreślały, że dziecko było nieufne i z obcym by nie poszło. Michał znał konkubenta matki, który wcześniej odbierał go już z przedszkola.
Po zabójstwie Michałka wiele przedszkoli w całym kraju zaostrzyło zasady odbierania dzieci przez rodziców lub opiekunów. Zaktualizowano m.in. listy z danymi osobowymi osób, które są uprawnione do odbioru dziecka. W wielu placówkach nie wystarcza już telefoniczne powiadomienie o zmianie osoby, która odbierze przedszkolaka. Trzeba zgłosić to osobiście. W wyjątkowych przypadkach przedszkola oddzwaniają do rodzica i potwierdzają informację. (jask)