Relacja z Kanady dla WP - Urszula S.
(inf.własna)
Dzień dobry z Kanady. U nas spokój i powaga. Wszystkie rządowe budynki, ambasady i miejsca, gdzie ludzie się gromadzą - strzeżone. Przed gmachem ambasady USA płoną świeczki, na ogrodzeniu mnóstwo kwiatów. Co chwila ktoś podchodzi z kolejną wiązanka... Biali, czarni, czerwoni, żółci. Zapłakani, zasmuceni. Wszystkich uważnie obserwują umundurowali, uzbrojeni, rośli chłopcy. Chyba nie czują się dobrze, ale kto teraz może dobrze się czuć. Flagi opuszczone; nawet te prowincjonalne.
Na domach także pojawiły się flagi - kanadyjskie i amerykańskie. W niektórych oknach wystawiono świeczki. Kościoły otwarte; ludzie modlą się w skupieniu i stawiają zapalone świeczki - w intencji tych, którzy oddali życie z zupełnie niewiadomego powodu.
Granice już otwarte, ale bardzo szczelne. Godzinami czeka się na odprawę. Każdy samochód dokładnie jest sprawdzany. A jeszcze niedawno wystarczyło machnąć paszportem...
Zaczęły latać samoloty. Jeszcze ich niewiele, ale chyba z godziny na godzinę będzie więcej.
W piątek dzień żałoby narodowej. Formalnie, bo ta żałoba zaczęła się we wtorek. Dzieciaki pozwalniano ze szkół, zawieszono zajęcia na uniwersytetach, pracownicy dostali wolne popołudnie...
Dziś już życie wróciło do normy - ludzie, jak zwykle, biegają wzdłuż kanału; restauracje tętnią życiem. A inni długie godziny spędzają w kolejkach w punktach Czerwonego Krzyża - żeby krew oddać. Zbierane są także wszelkie finansowe dotacje.
Ludzie trochę jakby zażenowani. Jakby czują się winni - wszak prasa grzmi, ze Kanada to raj dla terrorystów. Jeszcze nie patrzymy na siebie nieufnie, ale kto wie...
Urszula S., Ottawa