Rekordy prędkości czy głupoty?
270 km/h, 280 km/ i 300 km/h - to rekordowe
prędkości, z jakimi udało się pojechać autostradą niektórym
łódzkim motocyklistom. Ci, którzy na odcinku Stryków - Konin
osiągnęli wspomniane prędkości, są dumni i podekscytowani - pisze
"Express Ilustrowany".
Asfalt jest równy jak stół, choć powyżej 200 km/h czuje się delikatne bujanie na amortyzatorach- mówią motocykliści. Ale to nic. Przytulasz się do baku tak, by ciało stawiało jak najmniejszy opór powietrza. Manetkę odkręcasz do końca i tniesz powietrze niczym pocisk wystrzelony z karabinu. Od czasu do czasu trzeba tylko zerknąć na licznik, by sprawdzić, ile się jedzie - opowiadają. Większość motocykli, które jeżdżą po Łodzi to kilkuletnie maszyny (hondy, yamahy, kawasaki), które jednak bez problemu przekraczają 200 km/h.
Jazda z taką prędkością to kompletny brak wyobraźni - mówi Maciej Pabiańczyk, dyżurny policji autostradowej. Nie dość, że ci ludzie sami narażają się na niebezpieczeństwo, to na dodatek stwarzają ogromne zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Przecież kierowca, który będzie chciał zmienić pas ruchu i zerknie w lusterko, nie przypuszcza, że motocykl, który widzi w oddali, pędzi jeszcze raz tak szybko jak on. Wtedy o wypadek nietrudno - dodaje.
Motocykliści już chyba zapomnieli o tym, że zanim autostrada została otwarta zginęło na niej dwóch ich kolegów, którzy w równie brawurowy sposób próbowali bić rekordy. (PAP)