Przyjaciółka Komisja
W Unii jesteśmy ledwie dwa tygodnie, a już
mamy w niej przyjaciółkę. Nie jest może tak sprawna jak sojusznik
w Iraku Tony Blair ani tak bogata jak sąsiad Gerhard Schroeder. Co
więcej, kiedy wchodziliśmy do Unii, to ciągle patrzyła nam na ręce
i popędzała do pracy - pisze "Gazeta Wyborcza".
Wówczas w dobrym tonie było na nią psioczyć. Teraz za to występuje w naszym imieniu. Dba z założenia o interes wszystkich członków Unii - a nie tylko o własnych wyborców, jak inni przyjaciele w garniturach. Nazywa się Komisja Europejska i mieszka w Brukseli - stwierdza komentator dziennika Jacek Pawlicki.
Kiedy w czwartek przywódcy Niemiec i Francji zażądali od nowych krajów UE podniesienia podatków od firm - co zadusiłoby nasz wzrost gospodarczy - Komisja powiedziała: po moim trupie! Tego samego dnia wystąpiła w Waszyngtonie m.in. w polskim imieniu do rządu USA, aby ten zniósł wizy dla Polaków, Czechów, Litwinów itd. Choć nic nie wskóra, to dzięki takim akcjom Polacy wiedzą, czym Komisja jest. A więc, kochana Komisjo - więcej takich działań i skuteczniej! Aby tak było, musisz mieć dobrego przewodniczącego, nawet jeśli nie będzie znał francuskiego... - stwierdza Jacek Pawlicki. (PAP)