Prawo omerty w Trójmieście
Pół roku temu "Gazeta Wyborcza" ujawniła,
że prominentni trójmiejscy prawnicy po znajomości załatwiali swym
pociechom miejsca na Wydziale Prawa Uniwersytetu Gdańskiego.
Wczoraj - i dziś - opisuje kolejny skandal w Trójmieście: po
znajomości uchylano areszty, po znajomości wydawano wyroki.
29.04.2005 | aktual.: 29.04.2005 06:31
Według komentatora "GW" Piotra Głuchowskiego, obie te afery odsłaniają jedno zjawisko: część prawników jest przekonana o własnej bezkarności i dotknięta podwójną moralnością: inna miara dla podsądnych, inna - dla siebie.
Jednym z tych praw jest "omerta" - nakaz milczenia o sprawach grupy poza grupą.
Tylko tak mogę sobie wytłumaczyć to, że znany potężnej części gdańskiego środowiska prawniczego układ mecenasa i jego przyjaciółki sędzi, mógł trwać - podkreśla komentator. Wiedzieli o nim inni sędziowie, jeden z nich przyznał naszym dziennikarzom, że bał się zostawać z adwokatem sam na sam w gabinecie, by nie być posądzony o to, że coś z nim załatwia. A więc wiedzieli i, niestety, milczeli. Ale nie wszyscy.
Znalazło się kilku sprawiedliwych i znamy ich nazwiska - choćby gdański prokurator apelacyjny Janusz Kaczmarek, czy szef białostockiej prokuratury Sławomir Luks. (PAP)