Pracować, nie czatować!
Afera w Urzędzie Miasta w Jastrzębiu Zdroju
zaczęła się od blokady lokalnego portalu internetowego, na którym
często pojawiały się informacje wytykające błędy władzy. Zaraz
potem zniknął dostęp do wszystkich stron, informuje "Dziennik
Zachodni".
15.07.2006 | aktual.: 15.07.2006 00:34
Jednak taka właśnie kolejność wystarczyła do rzucenia oskarżeń pod adresem władz miasta o cenzurowanie informacji... My tylko porządkujemy system, bronią się jastrzębscy urzędnicy. Podlegli im pracownicy są załamani, bo skończy się nawet czytanie codziennych wiadomości, o czatowaniu nie wspominając.
Dlaczego na pierwszy ogień poszedł niezależny portal miejski? Trudno powiedzieć, być może z analizy wejść na tamte strony, mówi Grzegorz Dulemba, sekretarz miasta. W jego opinii łączenie tej sprawy z polityką jest co najmniej śmieszne.
W magistracie tłumaczą, że urząd jest zakładem pracy, takim jak każdy inny. Tu się pracuje, a nie siedzi w Internecie. To uporządkowanie systemu, pracujemy na nowych serwerach wyjaśnia Olga Majkowska, rzecznik miasta. Jeśli ktoś z urzędników chce do woli surfować w Internecie, może to robić po pracy, w domu, proponuje.
Urzędnicy nie stracą jednak całkowicie kontaktu z "siecią wszystkich sieci". Naczelnicy wydziałów podadzą listę stron, które są niezbędne do wykonywania czynności służbowych. I tylko te zostaną odblokowane. A więc wszystko zależy od zajmowanego stanowiska - dodaje Olga Majkowska. Tak więc na pełny dostęp będą mogli liczyć tylko wybrańcy. Ja pewnie będę miała- mówi Majkowska. (PAP)