Powrót Sobotki
Pan Zbigniew Sobotka już jest nieobecny w
pracy ponad dwa miesiące. Wykorzystał urlop, był na zwolnieniu,
trochę się leczył i czas wracać - w ten sposób Krzysztof Janik
wytłumaczył powrót swego zastępcy do resortu - pisze w "Rzeczpospolitej" Jan
Skórzyński.
26.09.2003 | aktual.: 26.09.2003 06:51
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że na wiceministrze spraw wewnętrznych ciąży poważne podejrzenie udziału w sprawie starachowickiej, a powodem jego nieobecności w resorcie nie była potrzeba wypoczynku i leczenia, lecz konieczność odsunięcia człowieka być może zamieszanego w jedną z najgłośniejszych afer tego roku - podkreśla komentator "Rzeczpospolitej".
Czy prokuratura uwolniła Zbigniewa Sobotkę od podejrzeń? Nie. Czy znaleziono winnego przecieku z MSWiA? Nie. Nie stało się nic, co by kazało wykluczyć wiceministra jako źródła informacji, którą poseł Jagiełło przekazał swoim towarzyszom ze Starachowic, ostrzegając ich przed akcją policji.
Wiadomość o powrocie Sobotki za biurko w ministerstwie zbiegła się z informacją "Gazety Wyborczej" o tym, że jego były doradca generał Józef Semik, demonstracyjnie odwołany w związku z afera starachowicką, nadal urzeduje w tym samym gmachu. Zmienił jedynie tytuł służbowy - teraz jest sekretarzem Centrum ds. Przestępczości Zorganizowanej.
Zdaniem komentatora "Rzeczpospolitej" powierzanie spraw bezpieczeństwa ludziom, na których ciąży podejrzenie o współpracę z kryminalistami, komprmituje ministra Janika. Gdzie jak gdzie, ale w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych winni pracować ludzie poza wszelkim podejrzeniem. Jeśli Krzysztof Janik tego nie rozumie, to sam powinien udać się na urlop - bezterminowy. (jask)
Więcej: rel="nofollow">Rzeczpospolita - Powrót SobotkiRzeczpospolita - Powrót Sobotki