Polska-Rosja po Katyniu
Uroczystości katyńskie z udziałem premierów Polski i Rosji niewątpliwie otworzyły nowy rozdział stosunków między naszymi państwami. Rozdział został otwarty, ale jak będzie napisany, tego dziś z pełnym przekonaniem przewidzieć się nie da.
14.04.2010 | aktual.: 16.04.2010 10:26
Przypomnieć należy, że „zbrodnia katyńska” to dziś nazwa zbiorcza zbrodni dokonanej na polskich oficerach, policjantach i innych funkcjonariuszach państwowych II Rzeczypospolitej na rozkaz Stalina wiosną 1940 r. nie tylko w Katyniu, lecz także w Miednoje, Charkowie, Kijowie, Chersoniu i dziesiątkach innych miejsc na „ziemi nieludzkiej”. Przez dziesięciolecia Związek Radziecki wypierał się tej zbrodni, przypisując ją Niemcom, a na wszelki wypadek nie pozwalając nawet wymieniać nazwy Katyń. Słowo to przez cały okres PRL było czujnie strzeżone przez cenzurę i nie miało prawa przedostać się na łamy gazet czy stronice książek.
Zmowa kłamstwa i milczenia były jakby naturalnym przedłużeniem samej zbrodni. Oczywiście były w Polsce środowiska, w których prawda o Katyniu była znana i pielęgnowana. Znane były przemycane z Zachodu kolejne wydania listy katyńskiej. Ale wielu Polaków mojego pokolenia, zwłaszcza pochodzących z centralnej Polski, o Katyniu albo nie wiedziało nic, albo wierzyło, że zbrodni tej dokonali Niemcy.
Podobno prawdę o Katyniu chciał ujawnić Chruszczow na fali rozliczeń z czasami stalinowskimi, ale niechętny temu miał być Gomułka, który obawiał się, że ujawnienie prawdy zamordowanych nie wskrzesi, a rozpali w Polsce nastroje antyradzieckie. Dopiero w czasie pierestrojki w kwietniu 1990 r., podczas wizyty prezydenta Jaruzelskiego w Moskwie Gorbaczow przyznał, że zbrodni dokonało NKWD, i przekazał polskiemu prezydentowi pierwsze materiały archiwalne, w tym dwie teczki z nazwiskami ok. 10 tys. zamordowanych oficerów. Pierwszym przedstawicielem wolnej już Polski, który odwiedził Katyń i złożył tam w asyście kompanii honorowej wieniec, był prezydent Jaruzelski. Było to 14 kwietnia 1990 r. To niewątpliwie historyczne wydarzenie jakoś dziwnie jest dziś zapomniane. Najchętniej zapomnieliby o nim ci, których oburzało zawsze istnienie białych plam. Zasługi Wojciecha Jaruzelskiego dla wyjawienia prawdy o Katyniu doceniał Borys Jelcyn, który w liście do Generała z listopada 1992 r. pisał m.in.: „Wiemy dobrze, że i
pan, panie Jaruzelski, uczynił wiele dla ukazania całej prawdy o Katyniu, ustawicznie wysuwając tę problematykę wobec byłych przywódców radzieckich” (cyt. za J. Maciszewski, „Katyń. Wydrzeć prawdę”, Pułtusk 2010, s. 241).
Tenże Jelcyn przekazał prezydentowi Wałęsie kolejną sporą partię archiwaliów dotyczących zbrodni katyńskiej, w tym decyzję Stalina nakazującą rozstrzelanie polskich jeńców. Wcześniej Rosjanie ujawnili dwa kolejne miejsca, gdzie likwidowano bądź pogrzebano jeńców z obozu w Ostaszkowie (Miednoje) oraz ze Starobielska (Charków). Później ujrzała światło dzienne tzw. lista ukraińska, z nazwiskami polskich funkcjonariuszy państwowych zamordowanych na terenie Ukrainy. Do dziś nie jest znana tzw. lista białoruska.
W międzyczasie w Katyniu powstał cały kompleks pomnikowy, oficjalnie odwiedzany przez polskie delegacje państwowe i wycieczki.
Uroczystości z 7 kwietnia 2010 r., z udziałem premierów Polski i Rosji, zamykają 20-letni okres odsłaniania prawdy o Katyniu. Dlatego obecność na uroczystości byłego prezydenta Lecha Wałęsy i byłego premiera Mazowieckiego była tu zrozumiała i oczywista. Tego, że zabrakło na tej uroczystości gen. Jaruzelskiego, racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Kolejne to świadectwo małości i kolejna próba zakłamywania historii. Zakłamywanie zaś historii, a choćby tylko jej przemilczanie, w takim miejscu jak Katyń wydaje się szczególnie niestosowne.
Obecność premiera Putina w Katyniu miała znaczenie szczególne. Przede wszystkim była to pierwsza oficjalna wizyta tak wysokiego przedstawiciela władz rosyjskich w tym miejscu. Po drugie, było to potwierdzenie przez aktualne władze rosyjskie gotowości unormowania stosunków z Polską, zapoczątkowane kiedyś nieśmiało przez Gorbaczowa, później jawnie kontynuowane przez Jelcyna, zatrzymane w czasach prezydentury Putina.
Katyńskie przemówienie Putina stanowić może przełom w stosunkach polsko-rosyjskich. Rosyjski premier zaczął je od tego, że przywiodła go do katyńskiego lasu wspólna pamięć, wspólny dług historyczny i wiara w przyszłość. Potępił zbrodnie stalinowskie, których ofiarą padło tysiące Polaków, ale przecież także miliony Rosjan i ludzi innych narodowości. Oddał hołd pomordowanym i tysiącom żołnierzy „Wojska Polskiego, armii Andersa, Armii Krajowej”, którzy zginęli na frontach II wojny światowej. Ale przede wszystkim Putin powiedział wyraźnie, że przeszłość nie może nas dzielić. W Polsce od razu znaleźli się malkontenci, twierdzący, że to żaden przełom, że Putin nie przeprosił nas za Katyń, że nie wymienił ani nazwiska Stalin, ani nie powiedział wyraźnie, że naszych oficerów mordowało NKWD. Wymagają od Putina stanowczo za dużo. Zrobił w Katyniu maksimum tego, co mógł zrobić rosyjski premier. Potwierdził sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię. Zbrodnię nazwał zbrodnią. Oddał hołd pomordowanym Polakom.
Trzeba pamiętać, że rosyjska perspektywa jest inna niż nasza. Rozstrzeliwania Polaków w Katyniu w kwietniu 1940 r. to zaledwie epizod w historii tego tragicznego miejsca. W tym samym miejscu NKWD mordowało obywateli radzieckich od lat 30. Nikt na dobrą sprawę nie wie nawet, ilu ich tam zamordowano. Rosjanie nie bardzo potrafią poradzić sobie ze swoją historią. Stalin to dla nich zarówno zwycięski wódz w wojnie ojczyźnianej, partner Churchilla i Roosevelta, jak i ludobójca. Są dumni ze swego udziału w pokonaniu hitlerowskich Niemiec, a zarazem muszą się wstydzić za Katyń. W ich przekonaniu to oni wyzwolili spod hitlerowskiej okupacji pół Europy, w tym Polskę, tracąc przy tym setki tysięcy żołnierzy, i są przekonani, że należy im się za to wdzięczność. W tej perspektywie popatrzmy na Putina. I popatrzmy jeszcze na niego nie tylko jako premiera Rosji, ale także jako człowieka. Dla niego, człowieka wywodzącego się z KGB, następcy NKWD, wychowanego w kulcie czekistów, przyznanie się do zbrodni katyńskiej,
złożenie hołdu pomordowanym wymagało, jak można przypuszczać, przekroczenia pewnej bariery psychicznej, zakwestionowania swego wyboru sprzed lat, gdy wstępował do KGB, i czasu, kiedy służył w tej formacji. Doceńmy to, co zrobił, i nie wymagajmy zbyt wiele. Wystarczy. Teraz myślmy raczej o tym, jak budować nasze stosunki z Rosją na przyszłość. Balast historii został nareszcie odrzucony.
Od stosunków z Rosją w dużej mierze zależy nasza przyszłość w Europie i nasza pozycja w Unii Europejskiej. Naprawdę nie leży to w naszym interesie, aby stosunki między Moskwą a Berlinem czy Moskwą i Paryżem były cieplejsze niż między Moskwą a Warszawą. Teraz czas, aby te stosunki ocieplić, a nie eskalować historyczne pretensje. A to niech jeszcze wyraźnie przeproszą za Katyń, a to za zabory, za Sybir, za tłumienie powstania... Tego już nie tylko Rosja nie zniesie, ale Europa nie zrozumie.
Jan Widacki