Polityczne amory
Politycy kojarzą nam się z szarymi panami w garniturach, przemierzającymi z teczuszkami w rękach sejmowe czy samorządowe korytarze i od czasu do czasu plecącymi androny przed telewizyjnymi kamerami. O tym, że politycy to też ludzie, którzy potrafią zatańczyć, zaśpiewać, ba, nawet pośmiać się z samych siebie, mogliśmy się przekonać podczas czwartego już Reality Shopka Szoł, przygotowanego przez Teatr Groteska.
16.02.2004 | aktual.: 16.02.2004 07:58
Tym razem gospodarz sceny Adolf Weltschek zaprosił ich do siebie w walentynki, robiąc to oczywiście z pełną premedytacją. Dzień zakochanych stał się bowiem świetnym pretekstem do tego, by politycy, jeżeli się nawet nie pokochali, to przynajmniej cieplej na siebie spojrzeli, niezależnie od kierunków, w których idą ich partie oraz od poglądów i przekonań. I kiedy trudno było im dojść do porozumienia, tak jak działo się to w przypadku Pawła i Gawła, czyli marszałka Sepioła i wojewody Adamika, to sam fakt, że spotkali się za kulisami tuż przed wejściem na scenę, już dobrze wróży ich przyszłym kontaktom. Tym bardziej, że jako dwaj szlachcice potrafili się śmiać z wzajemnych antagonizmów.
Poczucia humoru nie można było odmówić także prezydentom Krakowa, zarówno byłemu Andrzejowi Gołasiowi, jak i sprawującemu urząd Jackowi Majchrowskiemu. Tego pierwszego podglądaliśmy na scenie w hawajskiej koszuli i takiż spodenkach, kiedy otoczony panienkami popijał kolorowe drinki rozkoszując się słowem "były". Za to Jacek Majchrowski, dumny z Festiwalu Pierogów, dzielnie pichcił różne gatunki tego dania, serwując na przykład Pierogi Pendereckie, na które receptury jednak nie mógł podać, gdyż nikogo na sali nie było na nie stać. Za to furorę zrobiły Pierogi Nicejskie, na które przepis jest prosty: należy zmrozić brukselkę i czekać.
Kiedy prezydent ujawniał swoje kulinarne talenty, trafiając do serc krakowian przez żołądek, radny dzielnicy pierwszej Bogusław Krzeczkowski uwodził widzów zupełnie innymi zdolnościami. Otóż wykonał on najprawdziwszy striptiz, podczas którego ściągał z siebie "polo Marka Pola z guzikiem od Hausnera", by na końcu ujawnić jak naprawdę wygląda dziura budżetowa. Przed rozbawionymi widzami odsłonił się także Krzysztof Janik jako bezradny wobec pożaru strażak Krzyś, a Janusz Korwin Mikke pokazał twarz pokerzysty, rozgrywając swoją partię z innymi partiami. W konwencję walentynek wpisał się wieczny uwodziciel Bronisław Cieślak, który nie krył swoich miłosnych fascynacji śpiewając: "Bo tylko Jola jest jak Peron Evita /I jako prezydent będzie za serca chwytać".
Nutkę a nawet całą nutę erotyzmu wniosły na scenę prezenterki Telewizji Kraków, które nie tylko podkreślały własną miłość do widza, ale także do kolegi z ekranu, którego z wrodzonym seksapilem udało im się rozebrać. I nie powstrzymała ich przed tym ani nie najlepsza sytuacja ich firmy, ani wybory nowych władz, ani nawet głos dyrektora Andrzeja Czaplińskiego, który wygłosił Wielką Telewizyjną Improwizację, z której wynikało, że TVP może pomóc jedynie gość o imieniu "czterdzieści i cztery".
I kto po czymś takim oraz po bankiecie, który trwał do rana, nie uwierzy, że nie tylko politycy, ale i dziennikarze to ludzie? Jeżeli nawet ma jeszcze jakieś najmniejsze wątpliwości, może się szykować na kolejną, piątą już szopkę, do której przygotowania zapowiedziała prowadzącą z wdziękiem całość Katarzyna Aleksandrowicz.
Magda Huzarska-Szumiec