Politycy oburzeni nowymi "taśmami Beger"
Politycy partii rządzącej oraz opozycji są oburzeni doniesieniami o kupowaniu podpisów przez Renatę Beger. Jarosław Kalinowski z PSL uważa, że jej postawę ocenią sami wyborcy.
28.09.2007 | aktual.: 28.09.2007 08:12
"Gazeta Wyborcza" ujawniła, że posłanka Samoobrony kupowała podpisy na listach wyborczych. Początkowo oferowała złotówkę za każdy, następnie podwyższyła stawkę do 3 złotych. Za 240 złotych miała dostać 240 podpisów. Działaczka partii Andrzeja Leppera zaprzecza.
Sekretarz generalny PiS, Joachim Brudziński, przypomniał, że Renata Beger nie po raz pierwszy wystąpiła w kontekście prowokacji dziennikarskich. Dodał, że nie jest mu szkoda posłanki, bo - jak wyjaśnił - Beger nie miała skrupułów, by na potrzebę telewizyjnej prowokacji nagrać swojego dawnego kolegę partyjnego, Wojciecha Mojzesowicza.
Szef klubu PO, Bogdan Zdrojewski, uważa, że skandalem jest, iż osoby, które kupują podpisy przed wyborami, chcą zasiadać w parlamencie. Jak powiedział, to przykre i świadczy o tym, że pewne środowiska polityczne ulegają degrengoladzie. Jego zdaniem powinny one zostać potępione i usunięte ze sceny politycznej.
Dziennikarze "Gazety Wyborczej" nagrali Renatę Beger, jak rozmawia z pełnomocnik Samoobrony w Szamotułach załatwiającą lipne podpisy. Na nagraniu słychać, jak kobieta ostrzega posłankę, że niektóre podpisy mogą być "nie w porządku". Renata Beger mówi jednak, że nie interesuje jej pochodzenie podpisów.
Beger w rozmowie Radiem Merkury Poznań zaprzeczyła, jakoby kupowała podpisy. Zdaniem posłanki Samoobrony nagranie rozmowy upublicznione przez "Gazetę" jest wyrwane z kontekstu a jej treść wynika z wcześniej odbytych spotkań.