Polatał za nasze
Rządowy śmigłowiec posłużył Józefowi
Oleksemu do wsparcia kampanii SLD. Wykorzystał on to, że jest
marszałkiem Sejmu i doleciał helikopterem aż do Wrześni na
europejskie prawybory. Za przelot ma niby zapłacić SLD, ale nie
bardzo wiadomo, czy zapłaci. Nikt bowiem nie kwapi się odebrać
pieniędzy - pisze "Fakt".
A było tak: Józef Oleksy w sobotni ranek wsiadł do rządowego Mi-8 i wyruszył w podróż. Pierwszy przystanek - Września. Tam odbywały się prawybory do parlamentu Europejskiego. SLD-owski działacz pokręcił się chwilę, wspomógł kolegów w kampanii i... wystartował na Śląsk, gdzie jako marszałek Sejmu był zaproszony na sesje samorządową. Wychodzi więc na to, że marszałek Sejmu za nasze pieniądze odbył sobie podróż do Wrześni - podaje gazeta.
Szef SLD Krzysztof Janik obiecał "Faktowi" kopię zapłaconej faktury za przelot Oleksego. Cała sprawa może utonąć w biurokratycznym bałaganie, bo wczoraj nikt nie wiedział, kto taką fakturę ma wystawić (czyli kto weźmie pieniądze od SLD). Czy ma to zrobić dowództwo specjalnego pułku obsługującego vipowskie loty? - zastanawia się dziennik.
Płk Tomasz Pietrzak z tej jednostki odsyła dziennikarzy gazety do dowództwa wojsk lotniczych, a tam kierują ich znów do pułku. Wojskowi fachowcy nie potrafili też wyliczyć ceny przelotu na trasie Warszawa-Września. Ale nawet jeśli SLD zapłaci, skandal pozostaje - pisze "Fakt".
"Od kiedy to każdy może wynająć rządowy helikopter, żeby wspomóc swoją kampanię?" - pyta wściekły Ludwik Dorn z PiS. To, co jest zrozumiałe dla każdego, nie jest jednak zrozumiałe dla niektórych polskich polityków. Podwładni Oleksego, czyli wicemarszałkowie Sejmu Donald Tusk i Tomasz Nałęcz jak ognia unikają ocen swojego szefa. "Nie każcie mi komentować postępowania zwierzchnika" - prosił przyparty do muru Donald Tusk - informuje gazeta. (PAP)