Plakaty pod prądem
Energetykom z Bełchatowa ręce opadają. Komitety wyborcze Lewicy i Demokratów oraz Prawa i Sprawiedliwości nagminnie zaklejają stacje transformatorowe plakatami wyborczymi, nie bacząc na znaki ostrzegające. Na ok. 140 stacji trafo niemal połowa zamieniona została przez komitety w słupy ogłoszeniowe.
18.10.2007 | aktual.: 18.10.2007 14:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wzięliśmy się sami za zrywanie plakatów wyborczych i malarskie poprawki, bo tu chodzi o bezpieczeństwo - mówi Wojciech Ciania, referent ds. eksploatacji w bełchatowskim rejonie Zakładu Energetycznego Łódź Teren SA. - Znaki, które ostrzegają przed niebezpieczeństwem i jednocześnie informują, że urządzenie znajduje się pod napięciem, muszą być widoczne. Pozwoliliśmy jedynie plakatować słupy.
Pracownicy zakładu energetycznego domagali się usunięcia plakatów, ale na nic się to zdało. Po zakończeniu kampanii zamierzają jednak pociągnąć rozzuchwalone komitety do odpowiedzialności finansowej. Każda akcja ściągania plakatów, do której trzeba zaangażować ludzi i środki to koszt nawet kilkuset złotych.
Plakaty klei kilka ekip, a kampania w ostatniej fazie to już żywioł - tłumaczy Marcin Rzepecki, koordynator kampanii LiD w regionie. - W tym jednak wypadku trzeba ich będzie znowu uczulić na to, co można zaklejać, a czego nie i zobowiązać do naprawienia błędu.
Natomiast Wiesław Dobkowski, szef kampanii PiS w okręgu, podkreśla, że każdy kandydat odpowiada za siebie, a nad tym, gdzie jego koledzy, czy wynajęta firma kleją, nikt nie panuje.
Aleksandra Tyczyńska