PolskaPiS nie przebacza

PiS nie przebacza

Racją stanu PiS jest zakneblowanie Janusza Karczmarka.

27.08.2007 | aktual.: 05.09.2007 12:07

Janusz Kaczmarek, po zdymisjonowaniu go i oskarżeniu przez premiera o zdradę, nie strzelił sobie w łeb. Podjął rękawicę i zaczął się bronić. Oskarżając Zbigniewa Ziobrę, pokazując Polakom kuchnię rządu Kaczyńskich, tajne narady, decyzje, kogo aresztować, kogo śledzić, a komu założyć podsłuch. Czy można mu wierzyć? Czy może lepiej wierzyć liderom PiS, którzy utrzymują, że to wszystko kłamstwa? Kto mówi prawdę? Wszystko wskazuje na to, że prędko się tego nie dowiemy. Bo tak naprawdę w obecnej sytuacji tylko komisja śledcza mogłaby zweryfikować zeznania byłego szefa MSWiA, przesłuchując świadków, analizując dokumenty, sprawdzając billingi telefoniczne. Oddzielić ziarno od plew. Tylko że komisji tej nie chce PiS, a regulamin Sejmu pozwala marszałkowi Dornowi blokować głosowanie nad jej powołaniem przez sześć miesięcy. Racją stanu PiS jest zakneblowanie Kaczmarka. Czy znaczy to, że skazani jesteśmy na intuicję? Na uwierzenie albo jednej stronie, albo drugiej? Tak nie jest. Są fakty niepodważalne, które pozwalają
wyrobić sobie zdanie o Kaczmarku, o Ziobrze, o Kaczyńskich, o całym państwie PiS. One są pierwszym sitem selekcji między prawdą a kłamstwem.

Kim pan jest, panie Kaczmarek?

Janusz Kaczmarek jeszcze miesiąc temu był ministrem spraw wewnętrznych, uczestniczył w ścisłych naradach z udziałem premiera oraz pięciu, sześciu najbardziej zaufanych polityków. Współtworzył politykę rządu w obszarze spraw wewnętrznych, prokuratury, organów ścigania. Nie jest to więc postać święta. Jego wiedza na temat Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry, Ludwika Dorna i tego, co działo się w rządzie, mechanizmów władzy, była i jest olbrzymia. Jego zeznań nie można więc zlekceważyć, mają one olbrzymią siłę. W zasadzie chyba nie było od roku 1989 w Polsce polityka, który zdecydowałby się mówić i ujawnić wszystkie brudne sprawy swojego obozu. Józef Oleksy podczas biesiady u Gudzowatego? Mieliśmy tu garść inwektyw i plotek, z których szybko się wycofał. Jacek Dębski, który w „Gazecie Wyborczej” mówił, jak kazano mu szukać haków na Kwaśniewskiego? Sprawa umarła wraz z wyborami prezydenckimi. W zasadzie najbliższy Kaczmarkowi jest... Jarosław Kaczyński, który – gdy Lech Wałęsa wyrzucił go z Kancelarii
Prezydenta – opowiadał wszem wobec, w wielu wywiadach o tym, co działo się na „dworze” Wałęsy, i o Mieczysławie Wachowskim, którego nazywał „kapciowym”.

Jest tylko jedna różnica – Kaczyński chyba wiedział mniej. Z jego opowieści wynika, że nie był dopuszczony do najważniejszych spraw, że Wałęsa trzymał go na pewien dystans. Dzisiejszy premier mógł więc tylko opowiadać o czapce admirała Kołodziejczyka, którą widywał w poczekalni Mieczysława Wachowskiego, a za dowody mieć zdjęcia Arnolda Superczyńskiego z kursu milicyjnego. Z zeznań Kaczmarka, z tego, co trafiło do opinii publicznej, można wnioskować, że nie tylko ograniczył się do roli obserwatora „dworu” Kaczyńskich i do roli wykonawcy poleceń, ale od jakiegoś czasu sam zaczął zbierać materiały obciążające. Przede wszystkim na Zbigniewa Ziobrę, bo on w pewnym momencie stał się jego głównym przeciwnikiem.

Ekipa z Gdańska

Kaczmarek miał ku temu możliwości, miał odpowiednie narzędzia. Gdy zastąpił Ludwika Dorna na stanowisku ministra spraw wewnętrznych i administracji, w systemie władzy nad resortami siłowymi ukształtował się następujący układ: z jednej strony był Zbigniew Ziobro, z drugiej Zbigniew Wassermann, między nimi Janusz Kaczmarek. A trochę z boku szef CBA, Mariusz Kamiński.

Ziobro na szefa ABW przeforsował swojego kolegę, prokuratora Bogdana Święczkowskiego, kontrolował więc prokuraturę i ABW. Tym samym odciął Wassermanna od istotniejszych informacji, bo Święczkowski utrzymywał bezpośredni kontakt z Ziobrą, pomijając ministra koordynatora. Początkowo, gdy Kaczmarek został szefem MSWiA, uznano to za kolejny sukces Ziobry. Bądź co bądź Kaczmarek był jego bliskim współpracownikiem w Ministerstwie Sprawiedliwości, nadzorował prokuraturę, a raczej trzymał ją krótko i pilnował, by wypełniała polecenia z góry; bez wątpienia zaliczał się do grona PiS-owskich „jastrzębi”. Z drugiej strony mieliśmy kilka sygnałów, które świadczyły, że nowy szef MSWiA będzie próbował wyjść z roli bezwolnego wykonawcy poleceń Zbigniewa Ziobry. Symboliczne było jego sprostowanie podczas jednego z telewizyjnych wywiadów: prowadząca rozmowę dziennikarka stwierdziła w pewnym momencie: „Jest pan człowiekiem premiera”, na co Kaczmarek się zastrzegł, że raczej prezydenta. Kolejny sygnał przyszedł, gdy zaczęliśmy
się przyglądać, jak buduje swoją ekipę w MSWiA. Komendantem głównym policji został jego kolega z gdańskiej prokuratury, Konrad Kornatowski, a szefem Centralnego Biura Śledczego ich znajomy, Jarosław Marzec. Warto przypomnieć, że po dymisji Kaczmarka i Kornatowski, i Marzec także zostali błyskawicznie odwołani. U wszystkich trzech przeprowadzono natychmiast rewizję – w ich gabinetach i w ich domach. Dlaczego? Tego opinia publiczna czym prędzej powinna się dowiedzieć. Przecież, tak jak utrzymują to Ziobro i Kamiński, Kaczmarek miał ostrzec Leppera o akcji CBA za pośrednictwem gdańskiego posła Samoobrony, Lecha Woszczerowicza, podczas kolacji z udziałem (tu są dwie wersje) albo prezesa PZU, Jaromira Netzela (prawnika z Gdańska), albo Ryszarda Krauzego, czyli szefa Prokomu. W każdym razie ani Kornatowskiego, ani Marca przy tym nie było. Dlaczegóż więc przeszukiwano ich domy? W jakim celu?

Wiele wskazuje na to, że w poszukiwaniu materiałów, które mogli zgromadzić i które mogłyby obciążać Ziobrę. Bo jak wynika z zeznań Kaczmarka, od jakiegoś czasu zaczął on gromadzić dowody pozaprawnych działań ministra sprawiedliwości.

Wiedza ministra

Wiedza Kaczmarka pochodzić mogła z wielu źródeł. Po pierwsze, sam uczestniczył w sztabowych spotkaniach u premiera. Było ich kilkanaście. Po drugie, jako były szef prokuratury na pewno zachował w tej strukturze wpływy. Po trzecie, mógł wiedzieć o działaniach swoich politycznych przeciwników poprzez policję. Np. CBA nie dysponuje własną „techniką”, czyli sprawy inwigilowania i podsłuchiwania podejrzanych przez nią osób zleca CBŚ. W ten sposób szef policji może wiedzieć, kto jest w sferze „zainteresowania” ludzi Mariusza Kamińskiego. CBŚ ma również możliwości sprawdzenia, komu podsłuchy założyła ABW.

O tym, że Kaczmarek potrafi skorzystać z tych wszystkich narzędzi, świadczy kilka zdarzeń. Jedno z nich opisał „Dziennik”: „Miałem od ministra zakaz kontaktowania się z niektórymi dziennikarzami. Ich lista rosła z dnia na dzień. Na polecenie ministra musiałem nagrać niektóre z tych spotkań”, mówi Kaczmarek. Temat nagrań dziennikarzy wywołał sam Ziobro. Tłumacząc się z nagrywania na dyktafon rozmowy z wicepremierem Lepperem, argumentował, że Kaczmarek ma doświadczenie w nagrywaniu z ukrycia.

„Nagrywał redaktora Macieja Dudę z »Rzeczpospolitej«. Później sam przyniósł taśmę i ją odsłuchaliśmy”, wyjaśniał w telewizji. Jednak Duda inaczej przedstawia tamte zdarzenia. „Gdy tylko wszedłem do gabinetu, Kaczmarek napisał mi, że musi mnie nagrać na polecenie Ziobry. Byłem zszokowany i natychmiast poinformowałem o tym swoich szefów”, tłumaczy. Zdarzenie pokazuje, z jednej strony, patologię władzy, która nagrywa dziennikarzy. Z drugiej, samego Kaczmarka, który udowodnił, że też potrafi ostro grać.

Wiele do myślenia dają również zeznania byłego szefa MSWiA dotyczące kontaktów Ziobry z dziennikarzami. Kaczmarek zeznał, że Ziobro dysponował trzema telefonami komórkowymi, poprzez które kontaktował się z dyspozycyjnymi dziennikarzami, dostarczając im informacji i inspirując do kolejnych tekstów. Kaczmarek podał komisji sejmowej numery telefonów tych dziennikarzy i powiedział, że wystarczy sprawdzić billingi, a one potwierdzą prawdziwość jego słów. Skąd miał tę wiedzę? Można założyć, że znał tych dziennikarzy z czasów pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Ale skąd miałby pewność, że utrzymywali oni kontakty z Ziobrą i zachowali te same numery telefonów parę miesięcy później? Czy więc nie było tak, że Kaczmarek postarał się to sprawdzić poprzez swoich ludzi? I w policji, i w Ministerstwie Sprawiedliwości. Czyli – że zbierał materiały obciążające Ziobrę?

Jeżeli tak, a przypomnijmy, że Kaczmarek to prokurator z wieloletnim stażem, więc wie, co zbierać, to tym bardziej zrozumiały jest strach Ziobry i całego PiS przed jego zeznaniami. Zwłaszcza że zapowiedział, iż nie ma zamiaru być drugą Blidą. Trudno o bardziej czytelny komunikat.

Robert Walenciak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)