Paweł Lisicki: Kukiz, trybun gniewu
- Polacy czekali na kogoś, przy pomocy kogo będą mogli wyrazić złość i odzyskać godność. Wybór Kukiza był wyborem stylu, wyborem estetycznym. I Kukiz nadawał się do tego o niebo lepiej niż pozostali. Mimo wszelkich zaprzeczeń, PiS dla wielu też w tym systemie tkwił i był jego częścią – pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Paweł Lisicki. Redaktor naczelny „Do Rzeczy” zastanawia się, czy Kukiz pozostanie wyłącznie symbolem gniewu, czy też ma szansę przeistoczyć się w prawdziwego polityka, który rzeczywiście zmieni Polskę. Publicysta wyjaśnia również, dlaczego pierwsze sygnały są rozczarowujące.
Choć nowym prezydentem Polski został Andrzej Duda, to największy sukces polityczny stał się udziałem Pawła Kukiza. Człowiek znikąd, nowa wersja Palikota, szaleniec, pseudooburzony fanatyk, a nawet, jakże mogłoby być inaczej, antysemita – te opinie wielu uznanych komentatorów na jego temat są tyleż próbą opisu nowego zjawiska, co wyrazem złości i bezsilności.
Prymitywni ludzie nakłuwają lalki lub rzucają czary, oświeceni i postępowi używają obelg. W istocie jednym i drugim chodzi o to samo: rzeczywistość, z którą się nie zgadzają i której nie pojmują, trzeba potępić i rytualnie sprofanować. Problem polega jednak na tym, że ona wbrew wszelkim zaklęciom i prychnięciom trwa sobie w najlepsze.
Ci, którzy łudzili się, że z Kukizem będzie można pożegnać się po wyborach, że zniknie gdzieś w odmętach i czeluściach polskiej polityki, że był zjawiskiem pozornym i powierzchownym, łudzili się. Kukiz zniknąć nie chce. Nie chce okazać się wybrykiem natury lub, jak kto woli, nieprzewidzianym wypadkiem na drodze rozwoju polskiej demokracji. Nie tylko, że jest sobie w najlepsze, ale, o zgrozo, ledwo opadł nieco kurz bitewny, to jego sztandary znowu zaczęły dumnie powiewać.
Pokazuje to garść suchych faktów. Każdy jest bardziej szokujący od następnego. I żadnego nie dało się wcześniej przewidzieć. Czy ktoś traktowałby poważnie eksperta, który kilka miesięcy temu wieściłby, że Paweł Kukiz będzie się cieszyć największym zaufaniem Polaków? Tak, to nie żart. Według CBOS były rockman jest politykiem, któremu ufa 58 proc. Polaków. Dopiero za nim, z zaufaniem na poziomie 54 proc., znaleźli się Bronisław Komorowski, który wybory prezydenckie przegrał, i Andrzej Duda, który je wygrał.
Jakby tego było mało, dwa kolejne sondaże pokazują, że partia Kukiza, gdyby taka powstała, mogłaby liczyć na ponad dwadzieścia procent poparcia. Byłaby to zatem, jeśli prognozy się nie mylą, druga największa siła polityczna w Polsce, z poparciem większym niż rządząca od ośmiu lat Platforma Obywatelska. A to dopiero początek, kampania do sejmu jeszcze się nie zaczęła.
O co zatem chodzi? Jaki klucz do serc wyborców znalazł Paweł Kukiz? Czyżby Polacy zapałali jakąś nową i szaloną miłością do jednomandatowych okręgów wyborczych, postulat, który jak na razie zdaje się stanowić główny element programu Kukiza? Nie sądzę. JOW to tylko poręczne hasło, którym Kukiz posłużył się do mobilizacji społecznej.
Dzięki temu postulatowi mógł zebrać wokół siebie najróżniejsze grupy i grupki, które były niezadowolone z tego co jest. Trzeba przyznać, że Kukiz nie pierwszy i nie ostatni raz wykazał się tu znakomitą intuicją polityczną: zrozumiał, że każdy program polityczny musiałby doprowadzić do podziałów i sporów. Znalazł zatem jedno proste hasło – zmianę systemu wyborczego – i użył go do walki.
Tu jest pies pogrzebany: Kukiz stał się instrumentem, wehikułem, przy pomocy którego wyborcy mogli wyrazić wściekłość i oburzenie. Bowiem wbrew samozadowoleniu liderów PO coraz więcej Polaków było na ich rządy wkurzonych. I czekało tęsknie na chwilę, kiedy będzie mogło się na rządzących odegrać. Kiedy znajdą kogoś, za pośrednictwem kogo będą mogli wyrazić gniew. Przeciw brakowi kompetencji, głupocie, bucie, samozadowoleniu; przeciw uczynieniu z państwa i spółek skarbu państwa dojnej krowy, do której przyssywają się kolejne sitwy, przeciw temu osobliwemu stylowi życia elit, który tak doskonale pokazały taśmy opublikowane najpierw przez „Wprost” a tuż przed wyborami przez „Do Rzeczy”. Przeciw tej mieszaninie nuworyszostwa, bezczelności, cynizmu i chciwości z jednej strony, oraz pogardy i lekceważenia dla zwykłych obywateli z drugiej.
Polacy czekali na kogoś, przy pomocy kogo będą mogli wyrazić złość. Odzyskać godność. Wybór Kukiza był w istocie wyborem stylu, wyborem estetycznym. I Kukiz nadawał się do tego o niebo lepiej niż pozostali, lepiej nawet niż główna siła opozycyjna. Mimo wszelkich zaprzeczeń, PiS dla wielu też w tym systemie tkwił i był jego częścią.
Pytanie jednak jak długo można budować na takim poczuciu rozczarowania i złości? Czy Kukiz pozostanie ludowym trybunem, symbolem gniewu i sprzeciwu czy też przeistoczy się naprawdę w polityka? Czy odważy się nie tylko protestować przeciw temu co jest, czy też przeciwnie, jak choćby Viktor Orban, będzie w stanie przedstawić prawdziwy program zmiany społecznej?
Pierwsze sygnały są dość rozczarowujące: - Nie będę tworzyć żadnych durnych struktur. Zaraz się pojawią cwaniacy itd. Wybierzemy sobie własnych posłów z JOW-ów. Takich, którzy będą odpowiedzialni przed nami, a nie wodzami partyjnymi. I tyle. I cała filozofia. I to jest cała moja polityka. A jak to zrobimy, to mam w du**e tą politykę i wracam tylko i wyłącznie na scenę – napisał Kukiz. Mało to logiczne. Bo po jakie licho cała ta awantura, jeśli jedynym efektem zmian byłoby powstanie systemu, w którym „posłowie byliby odpowiedzialni przed nami a nie wodzami partyjnymi”?
Prowadziłoby to do bezhołowia i chaosu. Na miejsce starego, znienawidzonego systemu powstałby nowy, ale czy lepszy? Jak dałoby się rządzić bez stabilnej i jednolitej większości? Problemem Polski nie jest nadmiar woli mocy, ale jej słabość. Nie wodzostwo, ale właśnie brak przywództwa, nie siła charakteru, ale jej brak u rządzących. Realizacja postulatu Kukiza przynosi polepszenie jednego tylko aspektu życia społecznego – wiąże mocniej posła z jego wyborcami. Ale nie rozwiązuje innych przypadłości systemu: absurdalnego podziału władzy wykonawczej między urząd prezydenta i premiera, czy upolitycznienia gospodarki.
Wprowadzenie JOW, podobnie jak wiara w referenda tego nie naprawią. Jeśli Kukiz tego nie zrozumie, jeśli nie będzie budował „durnych struktur”, jeśli całe jego przesłanie ograniczy się do utopijnej wiary w to, że sprawę załatwi „odpowiedzialność posłów przed nami”, to jego ruch i on sam okażą się faktycznie efemerydą. To jest to, o czym najbardziej marzą wszyscy zwolennicy status quo. Parafrazując bohatera pewnej pięknej włoskiej powieści: trzeba wszystko zmienić tak, żeby nic się nie zmieniło. Tylko czy o to chodziło Kukizowi?
Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski