"Papała mówił, że chodzą za nim"
Jan Bisztyga, były oficer wywiadu PRL, w latach 70.,
wiceministrem spraw zagranicznych w rozmowie z "Rzeczpospolitą" opowiedział, że spotkał się z Papałą 25 czerwca 1998 r. Spotkałem się z nim w okolicach Sejmu. Był zdenerwowany. Bluzgał na władzę. Mówił, że chodzą za nim. Dla mnie było jasne, że ma ogon. Twierdził, że szukają jego przekrętów, i chcą go pozbawić funkcji oficera łącznikowego w Brukseli. Obiecałem mu, że spotka się z Millerem w poniedziałek. Nie dożył.
Pańskie nazwisko wiąże się ze sprawą zabójstwa Papały. Jan Bisztyga, znajomy generała, ubek, który się kręcił wokół Leszka Millera.
- Tak, tak się teraz pisze, a można napisać "uczestnik komisji negocjacyjnej w sprawie zakończenia wojny wietnamskiej" albo "współautor porozumienia paryskiego", albo "ambasador", "pracownik w ONZ". Mówienie o mnie jako ubeku jest nieprawdą. Byłem oficerem wojska, pracowałem w wywiadzie naukowo-technicznym.
Jak pan poznał Papałę?
- Przed nominacją Leszka Millera na ministra spraw wewnętrznych w 1997 r. Polityk wiedział, że musi zmienić komendanta policji. I szukał kandydata. Dowiedzieliśmy się, że jest ktoś taki jak Papała. Od kogo? Mówiło o nim wiele osób.
Co pan sądzi o roli Edwarda Mazura w zabójstwie Papały?
- Nie wiem jaki Mazur ma związek z tym zabójstwem. Ja w życiu z nim nie rozmawiałem. Byłem z nim na przyjęciu u Kurnika i było tam ze 200 osób. Prokuratorzy sprawdzili 140 ludzi z przyjęcia i nie znaleźli nikogo, kto by gdziekolwiek zauważył mnie rozmawiającego z Mazurem.
Czy to prawda, że w dniu zabójstwa - 25 czerwca 1998 r. - Miller nie mógł się spotkać z Papałą i wysłał pana?
- Nie. Zadzwonił tego dnia do mnie Papała z życzeniami imieninowymi. Spotkałem się z nim w okolicach Sejmu. Był zdenerwowany. Bluzgał na władzę. Mówił, że chodzą za nim. Dla mnie było jasne, że ma ogon. Twierdził, że szukają jego przekrętów, i chcą go pozbawić funkcji oficera łącznikowego w Brukseli. Obiecałem mu, że spotka się z Millerem w poniedziałek. Nie dożył.(PAP)