Ostatni polski harcownik?
Dwa lata spędzi w więzieniu Tadeusz S., który
zaatakował szablą policjantów, ranił jednego z nich i uszkodził
policyjne auto. Mężczyzna przestał być agresywny dopiero, gdy
został postrzelony. Wyrok zapadł we wrocławskim Sądzie
Okręgowym.
Sędzia Janusz Menzel nie uwierzył oskarżonemu, który twierdził, że nie wiedział, iż atakuje policjantów. "Policjanci przyjechali w nieoznakowanym wozie, ale mieli kamizelki z napisem policja i identyfikatory" - mówił sędzia. Oskarżony usprawiedliwiał się tym, że był pijany.
Do zdarzenia doszło w nocy z 10 na 11 sierpnia 2002 r. w Skałce koło Kątów Wrocławskich. Tadeusz S. z nieznanych przyczyn zaatakował wracającą z dyskoteki trójkę młodych ludzi. Wymachiwał szablą i groził im pozbawieniem życia. Zaatakowani, którym na szczęście nic się nie stało, wezwali policję. Funkcjonariusze próbowali wyjaśnić sytuację. Wtedy oskarżony zaczął mierzyć do nich z rewolweru. Cały czas wymachiwał szablą. Nie chciał się uspokoić. Szarżował na funkcjonariuszy mimo oddanych sześciu strzałów ostrzegawczych.
Gdy policjanci schronili się w swym samochodzie, Tadeusz S. kilka razy uderzył szablą w auto. Wybił szybę i zniszczył policyjnego "koguta". Ranił też jednego z funkcjonariuszy w rękę. Dopiero wtedy drugi policjant strzelił mu w pierś.
Obezwładnionego mężczyznę przewieziono do szpitala. Mimo poważnej rany, Tadeusz S. uciekł ze szpitala i ukrył się w domu. W końcu jednak sam zgłosił się na policję.