O rety, za co te raty?!
Krakowską dziennikarkę Marię P. ścigają
banki, sieci komórkowe, straszą egzekutorzy długów. Głównie za
kredyty, które złodzieje wzięli na skradzione jej trzy lata temu
dokumenty - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Co kilka miesięcy dowiaduję się, że znowu coś rzekomo kupiłam na kredyt. Egzekutor długów nachodzi mnie i moją rodzinę. Nie pomagają tłumaczenia, że złodzieje posłużyli się skradzionym dowodem osobistym" - mówi Maria P.
Wcześniej wszyscy chętnie i bez wahania udzielali złodziejom kredytów na zakupy sprzętu w systemie ratalnym, podpisywali z nimi umowy. Nawet wtedy, gdy złodzieje przerobili w dowodzie osobistym niektóre dane kobiety - pisze "GW".
"Jak to możliwe? Przecież za każdym razem, gdy dowiadywałam się o rzekomych długach, powiadamiałam policję, że znów ktoś wykorzystuje moje dokumenty" - dziwi się rozmówczyni "Gazety".