Niewinność marszałka
Jeśli prokuratura postawi Radosławowi Sikorskiemu zarzuty w związku z nieprawidłowościami w rozliczaniu podróży, może to oznaczać koniec jego kariery politycznej.
Według decyzji prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta należy wznowić śledztwo w sprawie poselskich rozliczeń Radosława Sikorskiego. Jako szef MSZ z całodobową ochroną i rządową limuzyną Sikorski pobrał w ostatnich latach z kasy Sejmu kilkadziesiąt tysięcy złotych na przejazdy prywatnym autem. PiS zarzuca mu oszustwo oraz poświadczenie nieprawdy i drwi, wyliczając, ile musiałby wyjeżdżać, by wyrobić zadeklarowane odległości.
Sikorski zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. We wtorek nie chciał przedstawić żadnych dowodów na swą niewinność. Czeka na śledztwo, które po decyzji Seremeta prokuratura może, ale nie musi, wszcząć na nowo. Dziś nie zależy mu na przekonywaniu opinii publicznej, tylko prokuratora - bo to od niego zależy przyszłość polityczna marszałka.
Sikorski jest w polskiej polityce z krótkimi przerwami od ponad 20 lat. Ale chyba jeszcze nigdy jego kariera nie znalazła się na takim zakręcie. Nie, Sikorski nie jest w prokuraturze nowicjuszem - można rzec, że jest tam stałym bywalcem. Tyle że dotychczas wystawny styl życia za publiczne pieniądze nigdy nie ściągnął na niego prawnych konsekwencji. Ani gdy jego MSZ kupowało 28 foteli za 300 tys. zł, ani gdy zamówiło stół za 170 tys. zł, ani gdy pieniędzmi podatników płacił za drogie kolacje uwiecznione na nagraniach afery taśmowej. Jednak wszystkie te sprawy bledną przy obecnym śledztwie, które - choć nikt tego głośno nie powie - ma sprawdzić, czy Sikorski czasem nie wyciągał z Sejmu pieniędzy do własnej kieszeni. Dla polityka taki zarzut to katastrofa i zawieszenie kariery politycznej na kołku.
Oczywiście skoro prokuratury w Warszawie już dwukrotnie sprawdzały podróże Sikorskiego prywatnym autem i nie postawiły mu żadnych zarzutów, może to oznaczać, że i ten trzeci raz będzie dla Sikorskiego pomyślny.
Tyle że prokuratura jest nieprzewidywalna, o czym przekonał się boleśnie niedawny kolega Sikorskiego z rządu i władz Platformy Sławomir Nowak, były minister transportu. Z jednej strony śledczy chcą umorzyć śledztwo w sprawie rozmów Nowaka z byłym szefem skarbówki Andrzejem Parafianowiczem dotyczących wstrzymania kontroli w firmie żony ministra. Ale jednocześnie postawiła go przed sądem i doprowadziła do skazania za to, że nie wpisał do oświadczenia majątkowego drogiego zegarka. Niewłaściwie przeliczona kilometrówka może się okazać takim samym balastem jak drogi zegarek.
Na razie PO broni Sikorskiego. I będzie go bronić do momentu, w którym prokuratura postawi mu zarzuty - dokładnie tak, jak to było w przypadku Nowaka. Jeśli Sikorski - tak jak mówił podczas rozmów nagranych w aferze taśmowej - rzeczywiście wierzy w „deal Seremeta z PiS-em", to musi mieć teraz duszę na ramieniu.