Nie będzie Niemka kasy brać...
Największy na polskiej wsi przekręt przy wyłudzaniu unijnych dopłat zrobiła... Niemka dzierżawiąca wielkie gospodarstwo na Pomorzu. Wpadła, bo donieśli na nią polscy sąsiedzi - pisze "Gazeta Wyborcza".
Kobietą interesuje się już policja i ABW, która nie pozwoliła opublikować gazecie jej nazwiska. Kilka lat temu kobieta wydzierżawiła od Agencji Nieruchomości Rolnych prawie 900-hektarowe gospodarstwo pod Człuchowem. Teraz wystąpiła o unijne dopłaty. Wiadomo już, że ich nie dostanie. Nie pozwolili na to okoliczni chłopi, którzy poinformowali kontrolerów Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, że kobieta nie uprawia swej ziemi - informuje dziennik.
Pojechaliśmy na jej pole i okazało się, że donos był prawdziwy - mówi Piotr Gontarek, wicedyrektor ARiMR w Gdyni. Z prawie 900 hektarów tylko 200 było uprawianych. Cała reszta to ugór, na polu już drzewa powyrastały.
Niemka spod Człuchowa prawdopodobnie straci nie tylko unijne dopłaty, ale też samo gospodarstwo. Ta pani już od dawna nie płaci nam za dzierżawę - mówi Michał Kubach, szef gdańskiego oddziału ANR. Procesujemy się z nią już dłuższy czas, ale stać ją na dobrych prawników, więc sprawa się przeciąga - dodaje gazeta.
Sprawa Niemki to na razie największe wykryte oszustwo na unijnych dopłatach. I nie jedyne z udziałem obcokrajowców: niemiecka spółka rolna próbowała wyłudzić dopłaty do 500 ha w woj. zachodniopomorskim.
Wykryliśmy, że podana przez tę spółkę powierzchnia uprawianego gruntu jest o dwadzieścia procent większa niż w rzeczywistości. Nie zgadzał się też rodzaj uprawy. Firma nie dostanie dopłat - mówi na łamach "Gazety Wyborczej" Zbigniew Domaros, wicedyrektor szczecińskiego oddziału ARiMR. (PAP)