Była w stanie upadłości, teraz na siebie zarabia. "Mogliśmy pomarzyć"
Program Miecznik to szansa nie tylko dla Marynarki Wojennej, ale też dla Stoczni Wojennej, która po latach problemów liczy, że nabierze wiatru w żagle. - To są rozwiązania, o których jeszcze kilka lat temu mogliśmy tylko pomarzyć - mówią stoczniowcy.
Jednym z polskich wymagań w programie budowy fregat Miecznik był wymóg budowy jednostek w trójmiejskich stoczniach. Niestety, wiodąca w konsorcjum Miecznik PGZ Stocznia Wojenna nie słynęła ani z terminowości, ani z najwyższej jakości swoich usług.
Remonty okrętów dla polskiej Marynarki Wojennej ciągną się latami, a terminy nie są dotrzymywane. Ratunek, jakim miało być kupno Stoczni Marynarki Wojennej przez PGZ, okazał się kamieniem u szyi. O ile do 2017 r. stocznia pod rządami syndyka przynosiła niewielki dochód, tak od czasu przejęcia przez państwowego giganta przynosi coraz większe straty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS wraca do najgorszych lat. "Porażka będzie widoczna"
Odbicie nastąpiło w 2022 r., kiedy zysk brutto spółki wyniósł 2,47 mln zł. W zeszłym roku było to już 8,8 mln. W tym czasie poczyniono też spore inwestycje – rozpoczęła się budowa największej w Polsce hali, w której będą budowane okręty.
Wchodząc na teren stoczni rzuca się w oczy już z daleka – konstrukcja ma ponad 46 metrów wysokości. W niej mają być montowane kolejne segmenty Mieczników. Ma to dać szansę na rozwój stoczni w przyszłości.
- Budujemy infrastrukturę, w której będziemy mogli budować okręty wielkości fregat Miecznik. Sam program budowy Mieczników da nam pracę na ładnych kilka lat, ale zdajemy sobie sprawę, że w dłuższej perspektywie poza zamówieniami realizowanymi dla Marynarki Wojennej RP będziemy musieli realizować także projekty zewnętrzne – mówi Jerzy Łopatyński, szef Działu Komunikacji Marketingowej Stoczni Wojennej.
- Już teraz intensywnie pracujemy nad pozyskaniem kolejnych zamówień. W tym zakresie ważnym partnerem jest brytyjska firma Babcock. Obecnie trwają rozmowy dotyczące poszerzenia zakresu współpracy. Jednak naszym priorytetowym klientem jest nasza Marynarka Wojenna – dodał.
Podkreśla, że już dziś powinny zacząć się wspólnie rozmowy z Polską Grupą Zbrojeniową oraz MON o kolejnych programach morskich, które będą mogły być realizowane w stoczni, która właśnie powstaje w Gdyni. W kolejce do realizacji faktycznie czekają jeszcze programy Ratownik czy Supply.
Nowe zdolności
Kultura techniczna w Stoczni Wojennej nie była dotychczas na wysokim poziomie. Marynarze z obawą przyjmowali wiadomość, że fregaty mają być budowane w Gdyni. Epopeja Gawrona, który ostatecznie stał się ORP "Ślązak" jest dobrze znana.
Ma się to zmienić dzięki współpracy z brytyjskim Babcockiem. Jak zapewniają przedstawiciele stoczni, jest to duży krok, ale są gotowi aby mu podołać.
- Mamy świadomość, gdzie musimy się zmienić jako firma, zmienić podejście do zarządzania oraz uzupełnić kompetencje i organicznie, krok po kroku to robimy. Zmiana mentalności, kultury pracy powinna być wdrażana we wszystkich obszarach działalności i na wszystkich szczeblach organizacji – od warsztatu do dyrekcji – twierdzi Łopatyński.
Dodaje, że te zmiany powoli wychodzą stoczni na dobre. Zaczęła generować zyski i wdrażać nowe technologie, dzięki współpracy z Babcockiem, który wygrał postępowanie na projekt fregaty.
- Docelowo będziemy mieli wiele rozwiązań podobnych do tych, które nasi brytyjscy partnerzy wdrażają przy bliźniaczym projekcie, budowie fregat Type-31 - tłumaczy Łopatyński.
Zmiany mogą wydawać się niewielkie, ale dla zaniedbywanej przez lata i źle zarządzanej stoczni to ogromny przeskok.
- Kupując najnowocześniejsze maszyny i urządzenia, na których powstaną Mieczniki, uwzględniamy w ich specyfikacji możliwość pracy w reżimie Przemysłu 4.0. Kończymy z "wgrywaniem" danych z pendrive’ów do maszyn tnących. Dane są przekazywane ze środowiska pracy naszego biura konstrukcyjnego opartego o ultranowoczesne, bezpieczne rozwiązania chmurowe bezpośrednio do tnących blachy maszyn CNC - wymienia.
- To są rozwiązania, o których jeszcze kilka lat temu mogliśmy tylko pomarzyć, a dzisiaj z powodzeniem wykorzystujemy je na co dzień – podkreśla Łopatyński. - Zakres zastosowań tego typu rozwiązań w naszej stoczni rośnie bardzo szybko. Wiele z pomysłów, które wdrażamy obecnie w PGZ SW "podpatrzyliśmy" u naszych partnerów w ich stoczni w Rosyth, co nie oznacza, że je kopiujemy. Dostosowujemy je do naszych potrzeb i możliwości - dodaje.
Jako przykład rozwiązania, które praktycznie bez zmian zostanie przeniesione z budowy bliźniaczych fregat Type-31 w Szkocji podaje sposób wodowania okrętu. Odbędzie się ono w dość nietypową drogą, na Zatoce Gdańskiej, w oparciu o rozwiązania, które opracowane zostało Rosyth.
Wielka szansa
Między innymi, dzięki takim nowinkom polskie stocznie będą mogły wkroczyć w zupełnie nowy świat. Tym bardziej że polscy stoczniowcy posiadają doświadczenie i wyposażenie, które gwarantuje, że mogą stać się konkurencyjne. Brakuje im tylko impulsu do działania i dobrego zarządzania. Czy takim stanie się program Miecznik, i czy nie powtórzy błędów Gawrona, przekonamy się za kilka lat. Na razie jednak w stoczni rośnie optymizm, że po latach posuchy można coś zdziałać.
- Mamy pełną świadomość, że Mieczniki są wielkim wyzwaniem dla Stoczni i że musimy się bardzo zmienić, żeby mu sprostać – mówi Łopatyński.
W Polsce będą budowane poszczególne segmenty kadłuba i integrowane z elementami dostarczanymi zza granicy – silnikami, systemami uzbrojenia i wszelką pozostałą elektroniką. W środę, 31 stycznia ma zostać położona stępka pod pierwszy z Mieczników – przyszłego ORP "Wicher". Stoczniowcy planują, że okręt ma być zwodowany w trzecim kwartale 2026 r.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski