Matki. Mężne czy szalone?
Mają za sobą niełatwą walkę, bądź wciąż zmagają się z cierpieniem
Dramatyczna decyzja matek Polek. Zdecydowały się na...
Zdecydowały się urodzić dziecko (pierwsze lub kolejne) albo kilkoro dzieci - jak wiele kobiet. Tyle że w ich przypadku oznaczało to poważne zagrożenie zdrowia, a nawet życia. Podejmowały jednak dramatyczne decyzje, czasem dlatego, że bardzo chciały być matkami, czasem - pragnąc za wszelką ceną obronić poczęte w nich istnienie. Fotografka Marta Dzbeńska-Karpińska dotarła do nich, sfotografowała je i opisała ich historie.
Joanna od dziewiątego roku życia cierpi na cukrzycę insulinozależną. Mając 25 lat, zachorowała także na autoimmunologiczne zapalenie wątroby, które leczy się sterydami i innymi lekami immunosupresyjnymi. Obawiano się, jak jej organizm zareaguje na leczenie, gdyż przyjmowanie sterydów powoduje rozregulowanie poziomu cukru. Joanna jednak nadspodziewanie dobrze zniosła zastosowaną terapię.
W 2005 roku wyszła za mąż. Oboje z mężem pragnęli mieć dzieci. Joanna odstawiła leki immunosupresyjne, gdyż powodują one uszkodzenia płodu. Bez problemu zaszła w ciążę, chociaż ze statystyk wynika, że dla połowy kobiet leczonych takimi preparatami okazuje się to niemożliwe.
Przez osiem lat, także w czasie pierwszej ciąży, Joanna żyła z podłączoną pompą insulinową. Lekarze nie mieli doświadczenia w prowadzeniu ciąży pacjentki korzystającej z takiego urządzenia.
W kwietniu 2006 roku Joanna urodziła syna Józefa. Kilka miesięcy po porodzie zachorowała na chorobę Gravesa-Basedowa. Przyjmowała jod radioaktywny i od tamtego czasu dodatkowo leczona jest hormonalnie.
W 2009 roku Joanna urodziła drugiego syna - Henryka.
Mówi, że jej synowie to prezenty od Pana Boga. Doskonale zdaje sobie sprawę, że przy takim zespole chorób jak u niej żaden lekarz nie mógł zagwarantować powodzenia ani ciążom, ani narodzinom.
(ekb)
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Stamatyja
We wrześniu 1992 roku Stamatyja, będąc w trzecim miesiącu ciąży ze swoim trzecim dzieckiem, dowiedziała się, że ma bardzo dużego mięśniaka. Lekarz zalecał aborcję. Stamatyja jednak wraz z mężem Henrykiem zawierzyli tę sprawę Panu Bogu. Henryk powiedział lekarzowi: "Nie pan dał temu dziecku życie i nie pan będzie je odbierał".
Na początku listopada 1992 roku Stamatyja trafiła do szpitala, gdzie pozostała aż do rozwiązania. Jej stan stopniowo się pogarszał. W grudniu zaproponowano przeprowadzenie operacji rozwiązania ciąży cesarskim cięciem i usunięcia mięśniaka, ale Stamatyja się nie zgodziła, z obawy, że dziecko nie przeżyje tak wczesnego przyjścia na świat. Słabła jednak coraz bardziej, a guz się powiększał i ostatecznie w styczniu 1993 roku przystała na operację.
Lekarze obawiali się, że z powodu choroby matki dziecko może być niepełnosprawne lub niezdolne do samodzielnego życia po narodzinach.
21 stycznia 1993 roku przeprowadzono cesarskie cięcie i operację usunięcia mięśniaka. Zdrowa córka Maria ważyła 2,1 kg, usunięty złośliwy nowotwór o rozmiarze 30x60 cm - 15 kg, a wyczerpana chorobą Stamatyja - 37 kg. Jej stan był tak ciężki, że nie dawano jej większych szans na przeżycie. Po wypisaniu ze szpitala nie została poddana leczeniu chemią. Z czasem powróciła do pełni sił.
Maria jest zdrowa, bardzo dobrze się uczy i wykazuje uzdolnienia muzyczne.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Sylwia
15 lutego 2001 roku Sylwia będąc w pierwszym trymestrze ciąży, doznała wylewu podpajęczynówkowego tętniaka mózgu. Postawiono diagnozę, że nie przeżyje, o czym poinformowano jej męża Sławka słowami: "Małżonka jest w stanie agonalnym". Sylwia przez większość czasu pozostawała nieprzytomna, budziła się tylko na krótkie chwile. Pytała wtedy, czy nadal jest w ciąży. W chwilach przytomności cierpiała z powodu bardzo silnych bólów głowy. Gdy raz przebudziła się i zobaczyła przy swoim łóżku męża płaczącego i z różańcem w ręku, zorientowała się, że zagrożenie jest poważne.
Po trzech dniach, w wyniku wielkich starań rodziny i przy sprzeciwie lekarzy ze szpitala, w którym leżała, Sylwię przetransportowano helikopterem do innego miasta - do szpitala, który zgodził się podjąć jej leczenia. Tam przeprowadzono operację. Trwała osiem godzin, a jej wynik był bardzo niepewny. Wylew umiejscowił się w trudno dostępnym miejscu. Lekarze musieli zamknąć dwa naczynia krwionośne, nie wiedząc, za co one odpowiadają - w wyniku operacji Sylwia mogła stracić mowę lub mieć niedowład. Prognozowano, że prawdopodobieństwo wystąpienia u niej niedowładów wynosi 80%.
Po wybudzeniu z narkozy pierwszym pytaniem Sylwii było, czy jej nienarodzone dziecko żyje. W międzyczasie lekarz, który ją operował, przekonywał jej męża o konieczności zakończenia ciąży. Istniało ogromne ryzyko, że w wyniku działania leków, które podano matce podczas operacji, dziecko będzie cierpiało na poważne upośledzenie fizyczne i umysłowe.
Mimo niezrozumienia i braku wsparcia ze strony lekarza, małżeństwo zdecydowało się nie dokonywać aborcji. Sylwia przeszła długą rekonwalescencję. Okazało, że oba zamknięte naczynia za nic nie odpowiadały - nie pojawiły się żadne niedowłady. Przez cały czas choroby modlono się za Sylwię i odprawiano w jej intencji msze święte. Wróciła do zdrowia.
W siódmym miesiącu ciąży USG wykazało, że dziecko ma w jamie ustnej guz wielkości 3,5x4 cm. Do czasu porodu nie można było stwierdzić, jaki to rodzaj guza. Żaden z miejscowych szpitali nie chciał przyjąć Sylwii na zaplanowane cesarskie cięcie. Obawiano się, że dziecko może się udusić podczas porodu. W końcu zabieg odbył się w specjalistycznym szpitalu w innym mieście.
23 sierpnia 2001 roku na świat przyszła Karinka. Okazało się, że na podniebieniu ma potworniaka łagodnego, który usunięto dwie godziny po narodzinach dziecka. Przez pierwszych pięć lat życia monitorowano jej stan zdrowia, ale nie wykryto żadnych nieprawidłowości. Karinka jest w pełni zdrowa i bardzo lubi sport.
15 grudnia 2010 na świat przyszła druga córka Sylwii i Sławka - Pola. Podczas ciąży Sylwia była pod stałą opieką medyczną, w ramach której poddano ją konsultacji neurologicznej. Ciąża przebiegła jednak bez problemów.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Magdalena
Magdalena cierpi na skoliozę wczesnodziecięcą IV stopnia. Ma również wadę genetyczną: nerki gąbczaste.
W 2008 roku wyszła za mąż za Krzysztofa. Bardzo pragnęła zostać matką. Kiedy zaszła w ciążę, nie myślała o tym, jaki może to mieć wpływ na jej zdrowie. Dopiero konsultacje lekarskie uświadomiły jej, że istnieje obawa, czy nerki, dotąd prawidłowo funkcjonujące, zachowają wydolność pozwalającą na filtrowanie krwi matki i dziecka. Dodatkowym zagrożeniem dla jej zdrowia, szczególnie w trzecim trymestrze ciąży, mogła być niewydolność oddechowo-krążeniowa, ponieważ Magdalena z powodu skoliozy ma 39-procentową wydolność płuc oraz mniejsze narządy wewnętrzne niż przeciętna kobieta. Dodatkowo musiała uważać na swoją wagę, żeby nadmierny jej przyrost w ciąży nie obciążał kręgosłupa.
Pomimo tych zagrożeń Magdalena skupiała się na dziecku, nie na sobie. Była spokojna, ale też gotowa ponieść ewentualne konsekwencje decyzji o macierzyństwie.
W pierwszym trymestrze ciąży czuła się bardzo dobrze. Pracowała zawodowo do szóstego miesiąca. Resztę czasu do porodu spędziła na zwolnieniu lekarskim, bo dziecko rosnąc, uciskało płucoserce, więc musiała dużo leżeć, aby zapewnić jemu i sobie maksymalny komfort. Nerki przez całą ciążę pracowały prawidłowo, a waga wzrosła nieznacznie (5 kg). Mąż i mama zapewniali jej znaczącą pomoc w codziennych zajęciach.
W 32 tygodniu ciąży Magdalenie podano sterydy, aby przyspieszyć rozwój płuc u dziecka. 2 kwietnia 2009 roku, pod koniec 36 tygodnia ciąży, wykonano planowe cesarskie cięcie i na świat przyszedł Ignacy.
Magdalena była bardzo osłabiona po porodzie i źle znosiła połóg. Przez trzy miesiące wraz z mężem i synem mieszkała u teściowej, ponieważ nie była w stanie poradzić sobie bez stałej pomocy.
Magdalena bardzo się cieszy Ignacym, który jest spełnieniem jej pragnienia. Wraz z Krzysztofem poważnie zastanawiają się nad kolejnym dzieckiem.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Agata
W 1992 roku Agata - mama rocznej córki - zaszła w drugą ciążę. W trzecim miesiącu, podczas badania USG, okazało się, że łożysko jest brzeżnie przodujące. Agacie groziły niebezpieczne krwotoki, mogące spowodować zakażenie organizmu i zagrożenie życia. Lekarz orzekł: "W takim przypadku ratuje się tylko matkę". Jednoznacznie zasugerował aborcję. Agata jednak w ogóle nie brała pod uwagę takiej możliwości.
26 lutego 1993 roku z powodu silnego krwotoku trafiła do szpitala. Tam personel powiedział jej, "żeby cieszyła się, że ma dziecko w domu". Umieszczono ją w pokoju blisko sali porodowej. Dostawała preparaty podtrzymujące ciążę. Na początku kwietnia przeniesiono ją na salę porodową i nieustannie monitorowano ciążę, jednocześnie starając się opóźnić poród i przygotować do niego dziecko. Przez cały czas pobytu w szpitalu Agata nie widywała córeczki, by uniknąć wzruszenia i stresu, które mogły spowodować przedwczesny poród. Każdego dnia lekarze analizowali, czy można jeszcze czekać z rozwiązaniem. Agata wciąż miała krwawienia wewnętrzne, które spowodowały zakażenie.
8 kwietnia 1993 roku, w 33 tygodniu ciąży, przeprowadzono cesarskie cięcie. Agata znalazła się na granicy śmierci. Po wybudzeniu usłyszała od lekarki: "Cieszymy się, że pani żyje, bo to nie było takie oczywiste";. Bała się zapytać o dziecko, odczytała jednak na karcie informacyjnej napis: "Filius vivus".
O życie Michała, który w wyniku komplikacji przy porodzie urodził się z niedotlenieniem i otrzymał zaledwie 2 punkty w skali Apgar, walczono przez dwa dni. 1 maja 1993 roku Agata i jej zdrowy syn wrócili do domu. Obecnie Michała i jego mamę łączy również wspólna pasja - fotografia. Oboje są zdobywcami nagród w konkursach fotograficznych.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Elżbieta
Elżbieta cierpi na zwyrodnienie barwnika siatkówkowego (pigmentozę), zdiagnozowane w dzieciństwie. Przez lata lekarze próbowali opóźnić rozwój choroby. Zdawała sobie sprawę, że ciąża, podobnie jak każdy poważniejszy wysiłek, grozi całkowitą utratą wzroku lub co najmniej przyspieszeniem tego procesu. Bardzo chciała jednak mieć dziecko - marzyła o córce Wioletce.
W 1983 roku poznała Kazimierza - swojego późniejszego męża. Pobrali się po ośmiu miesiącach znajomości. Mąż od początku wiedział, że Elżbieta prędzej czy później straci wzrok oraz że dziecko może odziedziczyć po niej chorobę. Niespełna dwa lata po ślubie, w 1986 roku, przyszła na świat Wiola.
W pierwszym roku po porodzie choroba Elżbiety wyraźnie się posunęła. Gdy jej córka miała 3-4 lata, Elżbieta jeszcze odprowadzała ją do przedszkola, ale nie było to łatwe. Szczególnie dawały jej się we znaki samotne powroty do domu. Cztery i pół roku po porodzie całkowicie straciła wzrok.
Wiola nie odziedziczyła choroby po mamie.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Magdalena
Magdalena choruje na rdzeniowy zanik mięśni II stopnia (SMA II). Siedzi samodzielnie, ale nie chodzi, porusza się na wózku o napędzie elektrycznym. Ma silne skrzywienie kręgosłupa i zmniejszoną pojemność płuc.
Wraz z mężem Adamem nie planowali dziecka - ciąża była dla nich zaskoczeniem. Ponieważ nie mogli liczyć na wsparcie rodziny, Magdalena obawiała się, że konieczność opieki nad dzieckiem (i nad nią) stanie się zbyt dużym obciążeniem dla Adama. Poza tym dziecko mogło odziedziczyć jej chorobę. Dlatego brali pod uwagę aborcję. Ostatecznie podjęli decyzję o utrzymaniu ciąży, na co największy wpływ wywarły: fachowa porada lekarza genetyka i wyniki badań genetycznych ojca, ograniczające do minimum ryzyko przekazania choroby.
W miejscu ich zamieszkania nie dało się znaleźć odpowiedniej opieki medycznej dla Magdaleny. Szpital, który podjął się prowadzenia ciąży i przyjęcia porodu, był oddalony o 120 kilometrów. Tak duża odległość budziła obawy, że w razie pogorszenia stanu zdrowia matki ona lub dziecko mogą przypłacić to życiem.
Okazało się, że zarówno w Polsce, jak i na świecie niewiele wiadomo o przebiegu ciąży u matki z SMA II. Nikt nie potrafił przewidzieć, do którego tygodnia Magdalena będzie mogła donosić dziecko. Ze względu na jej stan oceniano, że ciążę da się utrzymać do 20-26 tygodnia, tak by nie zaszkodzić matce, a jednocześnie dać dziecku realną szansę na przeżycie, mimo wczesnego porodu. Wszystko zależało od tego, na ile oba organizmy dostosują się do siebie i jak długo uda się zachować wydolność oddechową Magdaleny. Budowa jej ciała ograniczała miejsce dla rozwijającego się dziecka, które rosnąc, uciskało na przeponę, co dodatkowo zmniejszało możliwości oddechowe płuc. Na szczęście ułożyło się ono stosunkowo nisko, a nieinwazyjne nocne wspomaganie oddychania pomogło mięśniom oddechowym matki i pozwoliło dotlenić dziecko. Istniało jednak drugie poważne zagrożenie dla życia i zdrowia Magdaleny - nie było pewności, czy po wybudzeniu ze znieczulenia ogólnego przy cesarskim cięciu jej mięśnie podejmą akcję samodzielnego
oddychania i wrócą do stanu sprzed ciąży.
W miarę wzrostu dziecka Magdalena odczuwała coraz większe trudności z oddychaniem. Przy ruchach dziecka bolały ją żebra. Miała bardzo wysokie ciśnienie krwi, a pod koniec ciąży pojawiły się obrzęki utrudniające jej poruszanie rękoma.
Miesiąc przed porodem została hospitalizowana. Podano sterydy dla lepszego rozwoju płuc dziecka. Postanowiono rozwiązać ciążę w ósmym miesiącu. Przygotowując poród, lekarze zorientowali się, że budowa matki spowoduje kłopoty przy intubacji. W trakcie zabiegu nie uniknięto problemów, bo struktura nosa pacjentki okazała się inna, niż się spodziewano.
24 maja 2011 roku poprzez cesarskie cięcie na świat przyszedł Feliks. Czterdzieści minut po operacji Magdalenę przewieziono do szpitala, z którego pochodził zespół anestezjologów. Tam trafiła na OIOM, gdzie przez 24 godziny była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej. Przy wybudzeniu pojawiły się komplikacje i stan Magdaleny był dość ciężki, chociaż oddychała samodzielnie.
Wszystkie obawy co do osłabienia mięśni karku, szyi i rąk się potwierdziły. Magdalena była tak słaba, że nie mogła siedzieć. Ale powoli zaczęła się regenerować i 1 czerwca rodzina w komplecie wróciła do domu.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Dorota
W styczniu 2000 roku Dorota - bardzo aktywna pracująca matka dwojga dzieci: Patrycji (ur. 28 lutego 1997r.) oraz Mateusza (ur. 18 listopada 1998r.) - nagle źle się poczuła. Była na granicy utraty przytomności, drętwiały i wykręcały się jej ręce i nogi, odczuwała silne bóle i drętwienie w klatce piersiowej, miała trudności z oddychaniem, odczuwała bardzo silny lęk. Okazało się, że to napad tężyczkowy, która u Doroty polega na zaburzeniach poziomu wapnia i magnezu. Po badaniach uregulowano poziom tych pierwiastków, ale Dorota musi na stałe przyjmować doustnie leki.
Gdy jesienią 2000 roku zaszła w ciążę, spadki poziomu wapnia i magnezu były tak duże, że przechodziła atak za atakiem. Za każdym razem trafiała do szpitala, gdzie dożylnie podawano jej wapń i magnez. Z powodu bardzo złych wyników morfologii poważnie brano pod uwagę transfuzję. Codzienne pobrania krwi spowodowały zrosty w żyłach. Dorota cierpiała też na silne bóle głowy. Dodatkowo przyjmowała mocne leki uspokajające, ponieważ skurcze mięśni groziły przedwczesnym porodem. 26 czerwca 2001 roku po długim i trudnym porodzie na świat przyszła zdrowa córka Małgorzata.
Ponieważ silne bóle głowy nie ustępowały, Dorotę dokładnie przebadano i zdiagnozowano jaskrę rozwartego kąta. Choroba ta sprawia, że zwiększa się ciśnienie wewnątrz gałki ocznej, co powoduje uszkodzenie nerwu wzrokowego, a w konsekwencji prowadzi do utraty wzroku. Po zakończeniu karmienia piersią Dorota zaczęła przyjmować leki na jaskrę.
Ponownie zaszła w ciążę, ale skończyła się ona poronieniem. W 2006 roku znów spodziewała się dziecka. Tym razem z pomocą endokrynologa była dużo lepiej przygotowana. Miała zaledwie dwa napady tężyczkowe, przy których wystarczyła pomoc ambulatoryjna. Okulista zaproponował jej zastępczy preparat na jaskrę, nieszkodzący rozwijającemu się dziecku, który okazał się skuteczny. 18 października 2006 roku urodził się Piotr.
Rok później Dorota po raz kolejny przeszła martwą ciążę. Lekarz powiedział jej, że poronienia są powiązane z tężyczką oraz że przy zespole chorobowym, na który cierpi, oraz z racji na wiek, w zasadzie nie ma już większych szans na urodzenie zdrowego dziecka.
Dorota zaszła w kolejną ciążę w 2010 roku. Przyjmowała zwiększone dawki preparatów na tężyczkę, leki na podtrzymanie ciąży oraz polepszające przepływ krwi przez pępowinę. Od okulisty dowiedziała się, że najnowsze wyniki badań nie dają jednoznacznych odpowiedzi co do braku szkodliwego wpływu na dziecko leków na jaskrę, dlatego podjęła decyzję, że nie będzie ich przyjmowała w czasie ciąży.
Badanie dziecka w 12 tygodniu ciąży dało bardzo zły wynik. Żeby zdiagnozować, co mu dolega i jak ewentualnie mogą mu pomóc, zdecydowali się na amniopunkcję w 16 tygodniu ciąży. Badanie wykazało zespół Downa. W Instytucie Genetyki od razu zaproponowano im aborcję. Lekarze sugerowali także, by Dorota brała leki na jaskrę, skoro dziecko ";i tak jest chore". Ale ona postanowiła dać mu jak największe szanse i zaczęła przyjmować leki dopiero pod koniec ciąży, kiedy dziecko już w pełni się rozwinęło. Ciśnienie w gałce ocznej rosło i Dorocie pogorszył się wzrok. Mimo to - jak twierdzi - jej własne zdrowie czy nawet życie było dla niej mniej ważne niż zdrowie i życie dziecka. 25 września 2011 na świat przyszła Karolinka.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Renata
W 1994 roku Renata, matka 5-letniej córki, oczekiwała narodzin drugiego dziecka. Podczas badania USG pojawiło się podejrzenie odklejenia łożyska. Wiązało się to z koniecznością przeprowadzenia planowego cesarskiego cięcia, by nie dopuścić do krwotoku grożącego matce przy porodzie naturalnym.
Renata została hospitalizowana. Wskutek braku jednoznacznej diagnozy w szpitalu postanowiono nie wykonywać cesarskiego cięcia, tylko wywołać poród. Szef oddziału zainteresował się jednak przypadkiem Renaty, co okazało się zbawienne, gdyż dzięki jego interwencji przygotowano dla niej krew do ewentualnego przetoczenia. 27 lipca 1994 roku podczas kolejnego badania ginekologicznego Renata dostała silnego krwotoku. Nastąpiło oberwanie łożyska. Należało natychmiast przeprowadzić cesarskie cięcie. A ponieważ stało się to w momencie zmiany dyżurów lekarzy, w szpitalu nie było anestezjologa. Renatę usypiała nieprzygotowana do tego pielęgniarka. Cudem udało się ją uratować.
Szymon, który przyszedł na świat w tak dramatycznych okolicznościach, znajdował się w krytycznym stanie, przez co nie można go było przewieźć do kliniki specjalistycznej. Urodził się w zamartwicy, musiał być podłączony do respiratora. Przez tydzień trwała walka o jego życie.
Lekarz powiedział Renacie, że oberwanie łożyska wykazuje tendencję do powtarzania się, dlatego odradzał jej kolejną ciążę, twierdząc, że zakończy się ona pewnym zgonem matki i dziecka.
W 1995 roku Renata, u której zdiagnozowano zespół policystycznych jajników, spodziewała się kolejnego dziecka. Był to dla niej ogromy stres. Znajoma lekarka skierowała ją do położnika, który zaopiekował się nią i dał nadzieję, że zapowiedziany wcześniej finał może okazać się inny. Renata pokładała nadzieję w Bogu, choć odczuwała wielką niepewność i zmagała się z trudną diagnozą. Długo przed terminem, na który zaplanowano cesarskie cięcie, trafiła do szpitala, w którym - ku zdumieniu Renaty i jej męża Marka - lekarz zasugerował naturalny poród jako rozwiązanie korzystniejsze dla zdrowia matki i dziecka. Badania nie wskazywały na żadne widoczne niebezpieczeństwo, łożysko wyglądało na prawidłowo zbudowane. 26 maja 1996 roku - w Dniu Matki - urodził się Karol. Rodzice zapamiętali, że nastąpiło to w ciepły niedzielny poranek przy dźwiękach dzwonów wzywających na pierwszą mszę.
Szymon, ku ogromnemu zdumieniu lekarzy, rozwijał się prawidłowo. Ukończył podstawową szkołę muzyczną. Jest uczniem liceum. Karol uczy się w gimnazjum. Podobnie jak starszy brat, jest utalentowany muzycznie.
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!
Izabela
W 2004 roku u Izabeli wykryto guzek w prawej piersi. Przeprowadzono operację, a badanie histopatologiczne wykazało, że to nowotwór złośliwy (carcinoma ductale invasivum). Podczas drugiej operacji usunięto węzły chłonne. Następnie Izabela została poddana chemioterapii, radioterapii oraz trwającej cztery lata hormonoterapii. Miała nadzieję, że wróci do zdrowia i będzie mogła urodzić dziecko. Mówi, że to dopingowało ją do walki.
Pod koniec 2009 roku zakończono leczenie, a w maju 2010 roku Izabela zaszła w ciążę. Przeprowadzono kontrolę markerów i USG piersi - wyniki były bardzo dobre. Dziecko również rozwijało się prawidłowo. W lutym 2011 roku, w 42 tygodniu ciąży, Izabela trafiła do szpitala z powodu małej ilości wód płodowych. Po dwóch dniach prób wywołania porodu naturalnego ostatecznie wykonano cesarskie cięcie. Na świat przyszedł Dawid, który w wyniku komplikacji przy porodzie zmarł po sześciu dniach.
Przez siedem miesięcy Izabela dochodziła do siebie po przebytej tragedii. Mimo krótkiego czasu, który upłynął od cesarskiego cięcia, i pogorszenia się jej wyników badań wraz z mężem Luisem zdecydowali się na kolejne dziecko. Izabela oczekuje narodzin córki.
Wszystkie historie pochodzą z książki "Matki: mężne czy szalone?" Marty Dzbeńskiej-Karpińskiej.
(ekb)
Masz ciekawe fotografie?
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem ważnego zdarzenia? Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy!