PolskaMarzenia się spełniają

Marzenia się spełniają

Nazywali ja czupiradłem, grubasem, Larwiną. Teraz jest najpiękniejszą kobietą w Polsce. Malwina Ratajczak z Krapkowic otrzymała koronę Miss Polonia 2005.

Marzenia się spełniają

Dziś ma 176 cm wzrostu, idealne wymiary: 86-60-86 i tytuł najpiękniejszej Polki. 19 lat temu była rozkrzyczanym noworodkiem: - Ważyła 3550 gram, mierzyła 56 cm – mówi mama Danuta. Rozmawiamy z nią w sobotę, kilkanaście godzin po tym, jak jej córka zasiadła na tronie najpiękniejszej Polki. - Ja nic nie zrobiłam, Ja ją tylko wydałam na świat. A teraz przyjmuję dziennikarzy! – powtarza zagubiona mama.

Rodzina Ratajczaków wraz z córeczką, przez 4 lata mieszkała w Krapkowicach w hotelu robotniczym. Potem przeprowadzili się do bloku przy ulicy Waryńskiego. To skromny dom, w mieszkaniach są piece kaflowe. Wszyscy tu żyją w zgodzie. Gdy na podwórze wjeżdża na mopliku pan Adrian, ojciec miss, sąsiedzi z okien machają mu, gratulują, krzyczą: - Tak trzymać! Malwina jest the best!

- Odkąd rodzina Ratajczaków tu mieszka, ta dziewczynka była najgrzeczniejszym dzieckiem, jakie widziałam – mówi pani Krystyna, sąsiadka Ratajczaków. – Mówię to nie dlatego, że Malwina zdobyła tytuł królowej piękności i teraz wszyscy chcemy jej schlebiać. Taka jest prawda.

Pani Krystyna daje przykłady: jeśli w obecności Malwinki ktoś starszy chciał sprowadzić rower do piwnicy, dziewczynka pomagała. Jeśli upadło dziecko – podbiegała, podnosiła, otrzepywała z brudu i przystawiła chusteczkę do nosa.

- Wszyscy zazdrościli mi dobrze wychowanego dziecka a powiem szczerze: ja jej specjalnie tej grzeczności nie musiałam uczyć. Była poukładana i spokojna, ponad wiek dojrzała, wyróżniała się obowiązkowością. Gdy miała 4 latka, urodziłam jej braciszka. Szybko zaczęła mu matkować – mówi pani Danuta.

Grubasek, czupiradło

Aktualna królowa piękności nie pochodzi z bogatej rodziny – tu zawsze trzeba było ciężko pracować na chleb. Tuż po urlopie macierzyńskim pani Danuta wróciła do pracy, Malwuś (bo tak w domu do dziś o niej się mówi) została oddana do żłobka.

- Była czupiradłem – śmieją się rodzice. Siedzimy w skromnym pokoiku ich małego mieszkania przy naszych nogach leży Maks, pies Malwiny, którego dostała, gdy miała 8 lat. Tęskni, nastawia uszu, gdy pada imię jego pani.

- Włosy Malwiny zawsze się naturalnie kręciły, puszyły, były niesforne. – opowiadają dalej rodzice. Panie w żłobku bardzo lubiły ją czesać, rodzicom wydawały dziewczynkę a to z kitkami na głowie, a to z warkoczykami.

- Moja gwiazdeczka idzie! – witali ją rodzice.
Sama Malwina też lubiła zabawę w zakład fryzjerski. W ogóle pociągały ją typowe kobiece zabawy i obowiązki. - Fikołki na trzepaku i poobijane kolana? Nie, to nie u mojej córki! Ona, gdy miała 6-7 lat, to pchała się do zlewozmywaka. Już od pierwszych klas podstawówki, gdy kończyła wcześniej lekcje, przychodziła do domu, wszystko posprzątała i grzecznie czekała na rodziców – mówi mama Danuta.

Raz tylko Malwinka miała wypadek na rowerze. Wyglądało groźnie. Przewróciła się na nasypie kolejowym, twarzą zaryła w drobne czarne kamyczki, które zdarły skórę z policzka.

- Natychmiast pojechaliśmy do lekarza, obydwoje mocno trzymaliśmy dziecko a lekarz dosłownie szorował jej twarz wodą z mydłem i dzięki temu wymył te kamyczki. Po tym upadku została Malwinie tylko minimalna, ledwie widoczna blizna pod nosem – mówi mama. Dziewczynka miała apetyt, w żłobku i w przedszkolu była najwyższa, ale i najpulchniejsza. Nie dość, że czupiradło, to jeszcze grubasek. Nic nie zapowiadało, że wyrośnie na piękność. Gubiła pantofelki

Ani w podstawówce, ani w gimnazjum, ani w liceum Malwina nie wyróżniała się szczególnymi zdolnościami. – Powiem szczerze – mówi teraz Miss Polonia 2005. – Do szkoły chodziłam nie dlatego, że lubiłam, ale dlatego, że to był mój obowiązek i starałam się go wykonać najlepiej jak umiałam. Zawsze wyróżniało ją jedno: była grzeczna i usłużna. Tak pamięta ją także 18-letni Dawid Banachowski, który mieszka przy ul. Waryńskiego: - Zwracałem na nią uwagę, bo była nie tylko ładna ale i miła. Chodziliśmy do tego samego gimnazjum i do tej samego liceum. Niestety, ona jako starsza o rok, nie zwracała na mnie uwagi. Szkoda! – uśmiecha się Dawid.

Pod koniec liceum Malwina postanowiła dorobić, pracując jako barmanka w pobliskiej dyskotece w Pietni. - Miła i ładna a na dodatek pracowita – ocenia właściciel, Krystian Linder a to samo powtarzają wszyscy pracownicy dyskoteki. Szef lokalu ciężko wzdycha: – Będę teraz musiał szukać kogoś na jej miejsce.

Krystian Linder jest współodpowiedzialny za to, że Malwina została Miss Polonia. W jego dyskotece organizowane są co roku wybory Miss Ziemi Krapkowickiej. - Pomyślałem sobie, że Malwina powinna wziąć w nich udział – mówi. – Nie chciała skorzystać z tej propozycji, ostatecznie przekonali ją przedstawiciele Rynku Śląskiego, który organizuje lokalne wybory Miss Polonia na Opolszczyźnie. Wiedzieli, że na tę dziewczynę warto zwrócić uwagę.

Malwina wygrała wybory Miss Ziemi Krapkowickiej. Miesiąc później zwyciężyła w Opolu w wyborach Miss Polonia Opolszczyzny. Jej los zaczął przypominać bajkę o Kopciuszku: niewyróżniająca się dziewczyna z niezamożnej rodziny, z małego miasteczka, zaczyna być coraz bliżej korony najpiękniejszej Polki.

- Powiedziałam: pierwszy pantofelek Malwina zgubiła na wyborach w Krapkowicach, drugi – w Opolu. W Warszawie włoży suknię balową. – mówi pani Danuta. Rodzice nie mogli finansowo wesprzeć przygotowań Malwiny do wyborów. Na wszystko: suknie, kosmetyki, opłaty – dziewczyna zarabiała sama, pracując za barem lub jako hostessa.

Był hymn pochwalny

W piątkową noc zaczął się najważniejszy bal w życiu Malwiny Ratajczak: finał wyborów Miss Polonia, uroczysta gala w warszawskim Teatrze Narodowym.

Na dyskotece w Pietni scenki z Narodowego pokazywane były na telebimach. Ludzie wysyłali sms-y oddając swój głos na Malwinę. - Ja nie wysłałem – utrzymuje z uśmiechem Andrzej Balawender, który zwykle stał z Malwiną za barem. – Bo nie chciałem jej stracić. Świetnie mi się z nią współpracowało. Była skromna, ale i wyluzowana, lubiła się pośmiać. A tak w ogóle, to wszyscy ja nazywaliśmy tu Larwina.

Rodzice oglądali galę w domu, w telewizji. Najpierw siedzieli przed odbiornikiem wspólnie z najbliższymi krewnymi. Gdy Malwina przechodziła do kolejnych etapów – do drzwi Ratajczaków ktoś stukał: sąsiedzi, znajomi, wychowawczyni Malwiny. - W tym małym mieszkanku, w pewnym momencie było trzydzieści osób – wylicza pani Krystyna, sąsiadka Ratajczaków. – My z mężem przyszliśmy tam już po ogłoszeniu, że Malina została Miss. Euforia była wielka. Jeden z sąsiadów, myśliwy, przyniósł trąbki-sygnałówki i odegrał fanfary na cześć krapkowiczanki: najpiękniejszej Polki. A w przysżłości kto wie? Może i najpiękniejszej kobiety na świecie.

Ewa Bilicka

To miała być zabawa

- Czy podpisałaś już jakieś kontrakty?

- Żadnego. Na razie dochodzę do siebie. Dla mnie udział w wyborach miał być tylko przygodą a zrobił się najpoważniejszą rzeczą w życiu. Chciałam sama zobaczyć czy jest tak jak pokazywali w serialu „Zostać Miss”, dlatego startowałam.

- I jak jest?

- To nieprawda, że rządzą tu układy, znajomości, poparcia mocnych i bogatych sponsorów. Gdyby tak było, że wybory są ustawione, na pewno bym nie zwyciężyła. Przecież jestem prostą dziewczyną z Krapkowic, bez ustosunkowanych krewnych i pieniędzy.

- Ta zabawa zamieniła się w twoją największą życiową szansę? Przeraża Cię to?

- Nie. Przynajmniej na razie. Cieszę się, bo mam teraz okazję współpracować z ludźmi o znanych nazwiskach, z dużą klasą – z wielkimi projektantami, wizażystami... Po prostu: mogę otrzeć się o wielki świat, pobyć w świetle kamer. Niedawno wróciłam z nagrania programu „Europa da się lubić”. Nie wszyscy mają taką okazję. Ja ją otrzymałam i jeśli mi się uda i zrobię karierę – będzie super. Jeśli nie, to wrócę do Krapkowic.

- Wciąż jesteś w Warszawie. Jakie masz plany na najbliższe dni?

- Muszę wreszcie pojechać do Krapkowic, do rodziny i przyjaciół. Potem chcę z chłopakiem pojechać do Chorwacji, już prosiłam biuro Miss Polonia, aby wzięło to pod uwagę. Być może prosto z Chorwacji pojadę do Finlandii na kolejne wybory miss, tym razem krajów nadbałtyckich. Czekają mnie też pokazy Haute Couture w Rzymie. Nigdy nie pracowałam jako modelka, muszę się tego nauczyć. No i przede mną miesięczny wyjazd do Chin na Miss World.

- Czego się musisz teraz nauczyć, oprócz chodzenia po wybiegach?

- Muszę podszlifować mój angielski, obowiązkowo!

- Sponsor na finałowej gali zaproponował, że nagrodę - seata może ci wymienić na harleya davidsona. Pójdziesz na to?

- Chyba tak. Na razie mam tylko kartę motorowerową, bo jeździłam na motorynce, tej samej na której teraz jeździ tato. Tato często jeździł motocyklami, ja z nim jako pasażerka. Zawsze to lubiłam. Ostatnio przyjaciele wzięli mnie na zlot harleyowców. No i zakochałam się harleyach. Marzę, by mieć taki motor.

- Jako nagrodę otrzymałaś kolię ze 185 diamentami, wartą 15 tysięcy złotych. Pilnuje jej ochroniarz, została złożona w sejfie?

- Nie, na razie mam ją w torebce, ale wkrótce znajdę jej bezpieczne miejsce.

- Dziękuję za rozmowę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)