Mafia sądzi
Przy jednym stole, na balu sylwestrowym, nieprzypadkowo siedzieli obok siebie Roman Olszewski, ps. Sproket, Mieczysław J. oraz Waldemar Janoszczyk. Olszewski i Mieczysław J. byli członkami gangu pruszkowskiego. Jak się dowiedzieliśmy od kilku uczestników balu, przy tym samym stole miał jeszcze siedzieć Janusz Graf, pracujący kiedyś dla szefa "Pruszkowa" Andrzeja Kolikowskiego (Pershinga), przez policję podejrzewany o zabójstwa na zlecenie. Gdyby dla Grafa nie zabrakło miejsca (posadzono go przy sąsiednim stoliku), razem siedziałoby trzech członków "Pruszkowa", współpracujący z jednym z nich, oskarżony o gigantyczne łapówki Waldemar Janoszczyk oraz zajmująca się najgroźniejszym polskim gangiem prokurator Katarzyna Sawicka z VI Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Ustaliliśmy, że Sawicka znała Mieczysława J., bo to w jej wydziale sporządzono akt oskarżenia przeciwko niemu. Skazano go na sześć lat więzienia. Wyszedł kilka miesięcy temu, po zaliczeniu połowy kary.
Mafia z prokuratorem
Gdy prokurator Katarzyna Sawicka zobaczyła gangsterów na balu sylwestrowym, nie tylko nie opuściła imprezy, ale świetnie się bawiła, szczególnie z Romanem Olszewskim - relacjonował nam jeden z uczestników balu. Na balu była jeszcze osoba, która za kilka dni miała złożyć zeznania w VI wydziale prokuratury okręgowej, gdzie pracowała Katarzyna Sawicka. Informacje tego świadka obciążały Waldemara Janoszczyka (chodzi o wyprowadzenie milionów złotych z kopalni Bogdanka). Świadek przeżył szok, gdy zobaczył, że Sawicka i Janoszczyk razem bawią się na balu, że są parą. Jest bardzo prawdopodobne, że to Sawickiej świadek przekazałby dowody przeciwko Janoszczykowi, a na pewno miałaby do nich dostęp.
Przełożeni prokurator Sawickiej, na przykład Zygmunt Kapusta, usiłują jej bronić, sugerując, że mogła paść ofiarą prowokacji. Ustaliliśmy, że prokurator Sawicka kilka razy towarzyszyła Waldemarowi Janoszczykowi (w roli nieformalnego doradcy), gdy robił on interesy, które są teraz przedmiotem zainteresowania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Gdy Waldemar Janoszczyk dowiedział się, że przygotowujemy artykuł o sylwestrze z udziałem jego, Katarzyny Sawickiej i gangsterów, próbował namówić kilka osób siedzących na balu przy tym samym stole, by oświadczyły, że była to prowokacja.
Takie oświadczenie, przygotowane przez samego Janoszczyka, miał podpisać prowadzący z nim interesy biznesmen, siedzący podczas sylwestrowego balu obok Katarzyny Sawickiej. W oświadczeniu napisano, że dobór towarzystwa przy stoliku zasugerował kilka dni przed balem oficer policji. W rozmowie z "Wprost" biznesmen ten stwierdził: "Waldemar Janoszczyk przyniósł mi kartkę z gotowym do podpisania tekstem. Miałem się przyznać do współpracy z policją i "wystawienia" prokurator Sawickiej". W ten sposób potwierdziłaby się wersja o policyjnej prowokacji.
Przełożeni prokurator Sawickiej wiedzieli o jej bliskich związkach z Waldemarem Janoszczykiem. Ona sama poinformowała ich o tym, gdy Janoszczyka aresztowano. Pytała, co ma zrobić, bo chce odwiedzać przyjaciela w areszcie. - Prokurator Sawicka miała milczące przyzwolenie przełożonych na związek z osobą podejrzaną o poważne przestępstwa. Kroki dyscyplinarne podjęto dopiero wtedy, gdy o sprawie zrobiło się głośno w mediach. To dowód na to, że degeneracja środowiska postępuje w szybkim tempie - mówi Stanisław Iwanicki, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka.
- Aby nie wpaść w pułapkę zastawianą przez przestępców, prokurator musi unikać sytuacji, które dla zwykłych śmiertelników są dozwolone. Nikt nie wymaga, aby prokuratorzy żyli w ascezie i abstynencji, muszą jednak wiedzieć, jakich granic nie wolno im przekraczać. Jeżeli wiążą się z osobami z kręgów przestępczych, to nie ma mowy, by nie przełożyło się to na ich pracę - mówi prokurator krajowy Karol Napierski.
Prokuratorski parasol
Sprawa prokurator Katarzyny Sawickiej nie jest, niestety, niczym wyjątkowym. Gdy w wypadku samochodowym zginął po pijanemu poseł Samoobrony Józef Żywiec, okazało się, że na tej samej imprezie bawiła się Barbara Sz., zastępca prokuratora rejonowego w Puławach. Pani prokurator była w towarzystwie osoby, przeciwko której prowadziła postępowanie karne.
Kilka lat temu w notesie zabitego gangstera Wiesława Niewiadomskiego, ps. Wariat, można było wręcz znaleźć dowody na korumpowanie przedstawicieli organów ścigania przez mafię. Wariat zanotował m.in.: "prokurator - 1000" i "prokurator X [inicjał] - 2000 dolarów".
Prokuratorzy wiążący się z gangsterami są przede wszystkim wykorzystywani do utrudniania śledztw, ich przewlekania bądź umarzania. Prokurator Urszula Ś. z Białej Podlaskiej miała za sobą dziesięć lat pracy w prokuraturze, cieszyła się dobrą opinią przełożonych, należała do międzywojewódzkiego zespołu do walki z przestępczością zorganizowaną powołanego przez Prokuraturę Wojewódzką w Lublinie. Związała się z Piotrem Brojkiem, szefem grupy przestępczej działającej w strefie przygranicznej. Brojek był jednym z organizatorów siatki trudniącej się m.in. przemytem do Polski Wietnamczyków. Sprawę prowadziła prokurator Ś., która potraktowała swojego życiowego partnera nie jako podejrzanego, lecz świadka. Sprawę umorzyła. W kwietniu 2002 r. Urszula Ś. została skazana na dwa lata więzienia oraz pięcioletni zakaz wykonywania zawodu prokuratora, adwokata bądź sędziego. "Osoba na takim stanowisku powinna być bez skazy, o wysokim morale, bez żadnych podejrzeń, czego w świetle zebranego materiału dowodowego o oskarżonej nie
można powiedzieć" - uzasadniła wyrok sędzia Anna Folwarczna. Od roku proces toczy się od nowa, ponieważ sąd apelacyjny uchylił wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.
- Zdarza się, że prokuratorzy prowadzący dochodzenia rezygnują z pracy w prokuraturze i zaczynają reprezentować podejrzane firmy jako pełnomocnicy procesowi lub radcy prawni - mówi Andrzej Kubań, szef działu kadr prokuratorskich w Ministerstwie Sprawiedliwości w latach 1992-2001. Byli prokuratorzy zakładają też własne firmy, prowadzące interesy z gangsterami. Po kilku latach pracy w Prokuraturze Rejonowej w Inowrocławiu prokurator Jan M. odszedł ze służby. Założył firmę wyłudzającą produkty bez zapłaty. Toruński sąd skazał go za to na dwa lata więzienia. Podczas procesu wyszło na jaw, że w przestępczym procederze Jan M. korzystał z pomocy najgroźniejszego w tej części Polski gangstera Jacka Dombka, ps. Dom-bas. Zastraszał on m.in. kontrahentów byłego prokuratora.
Towarzystwo przysług wzajemnych
Prokuratorów i sędziów mających kontakty z gangsterami bardzo trudno ukarać. Utrudnia to przede wszystkim środowiskowa solidarność. Prokuratura w Lublinie przez ponad trzy lata nie zdołała przedstawić zarzutów korupcji i fałszowania dokumentów sędziemu Markowi T. To ten sędzia zwolnił z aresztu Andrzeja B., jednego z bohaterów afery z wyłudzeniami towarów. Po skazaniu Andrzej B. nie wrócił do więzienia, gdyż sędzia Marek T. trzykrotnie odraczał wykonanie kary. Jakby tego było mało, pozytywnie zaopiniował wniosek oszusta o ułaskawienie. Skąd się brała ta usłużność? Kilka dni po wydaniu wyroku Andrzej B. sprowadził dla sędziego z Belgii samochód (renault). Kiedy lubelska prokuratura wystąpiła o cofnięcie sędziemu T. immunitetu, sąd dyscyplinarny dwukrotnie odrzucił ten wniosek.
Mirosław C., szef Prokuratury Rejonowej w Inowrocławiu, od ponad dwóch lat powinien mieć postawione zarzuty za umarzanie śledztw za łapówki. Policja dysponuje nagraniami rozmów, podczas których prokurator żądał stu tysięcy złotych za umorzenie jednego ze śledztw. Mimo takich dowodów Sąd Dyscyplinarny dla Prokuratorów nie uchyla immunitetu Mirosławowi C. Sprawa zakończy się najprawdopodobniej przedawnieniem. Sąd dyscyplinarny uchylił też postanowienie prezesa sądu w Świdnicy, gdzie pracował wspomniany już sędzia Józef Z., o odsunięciu go od czynności sędziego. Odrzucił też wniosek ministra sprawiedliwości o zawieszenie tego sędziego.
Sądy antydyscyplinarne
W latach 90. nie zdarzyło się, by sędziowie podejrzewani o łamanie prawa stanęli przed sądem karnym. Niektórzy stają przed sądami dyscyplinarnymi (przewinienia dyscyplinarne przedawniają się po upływie trzech lat). W ostatnich latach wpływało do nich około 50 spraw rocznie przeciwko sędziom. Ze sprawozdań - przygotowanych dla Krajowej Rady Sądownictwa - wynika, że wiele z tych spraw ciągnie się trzy lata i ulega przedawnieniu. Dopiero drastyczne wypadki unikania decyzji przez sąd dyscyplinarny sprawiły, że Krajowa Rada Sądownictwa zajęła stanowisko, uznając "za niedopuszczalne przypadki rażącej zwłoki w podejmowaniu uchwał w przedmiocie wszczęcia postępowania i rozpoznawania wniosków o zezwolenie na pociągnięcie sędziego do odpowiedzialności karnej". Krajowa rada stwierdziła, że terminy przewidziane w ustawie nie zostały zachowane w żadnej sprawie.
Jeśli nawet dochodzi do postępowań dyscyplinarnych, zazwyczaj okazuje się, że dowody przestępstwa są niewystarczające. W sprawie sędziego Zbigniewa Wielkanowskiego, wiceprezesa Sądu Okręgowego w Toruniu, oskarżanego o powiązania z toruńskim półświatkiem i jego szefem Edwardem Śmigielskim, ps. Tato, Prokuratura Okręgowa w Gdańsku umorzyła śledztwo.
Ewa Ornacka