Ludwik Dorn się przejechał
Jazda konna bywa niebezpieczna - przekonał
się o tym premier Ludwik Dorn. Spotkanie z koniem zakończyło się
dla niego bolesną kontuzją środkowego palca prawej ręki - czytamy
w "Super Expresie".
14.04.2006 | aktual.: 14.04.2006 06:45
Ludwik Dorn od dawna, w rubryce zainteresowania, wpisuje jazda konna. Dziennikowi udało się ustalić, że własnego wierzchowca wicepremier się jeszcze nie dorobił. A obce zwierzę nie okazało mu zbyt wiele szacunku. Efekt? Bolesna kontuzja palca.
Nie róbmy sensacji. Przecież to nie jest palec Boży - żartuje rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji Tomasz Skłodowski.
Rzecznik nie chce ujawnić, gdzie jego szef oddaje się swojej pasji. Nie wiedzą tego też koledzy z PiS, którzy podkreślają, że Dorn nie jest zbyt wylewny w kontaktach. I niewiele osób do siebie dopuszcza. O koniach nie słyszeli też najbliżsi asystenci ministra. Nie wiadomo więc, czy koń miał dość żelaznego Ludwika i zrzucił go z grzbietu. Czy też - po prostu ugryzł szefa MSWiA, gdy ten próbował go obłaskawić kostką cukru - pisze gazeta.
Przyjmijmy że koń był po prostu bardzo narowisty - ucina spekulacje rzecznik rządu.
Gazeta dowiedziała się, że premier dopiero rozpoczął tegoroczny sezon. Najprawdopodobniej była to jego pierwsza przejażdżka.
Dlaczego zwierze w taki sposób potraktowało wicepremiera? - zapytał "Super Express" lekarza medycyny weterynaryjnej z Akademii Rolniczej w Lublinie dr Izabelę Polkowską. Weterynarz przyznaje, że koń jest sympatycznym zwierzakiem. To jednak zwierzę. Zawsze trzeba podchodzić do niego z rezerwą. Koń jest bardzo wyczulony na zapach. Nie toleruje dezodorantów ani ostrych woni. Potrafi też wyczuć zdenerwowanie jeźdźca. Wówczas zachowuje się narowiście - tłumaczy Polkowska. (PAP)