"Lesio"
Za tzw. komuny niebywałym wzięciem cieszyły się tylko trzy rzeczy: ocet, filmy Barei oraz książki Joanny Chmielewskiej. Szczególnie popularna była jedna z książek tej autorki pt. „Lesio”.
05.11.2003 10:21
Od niedawna mam wrażenie że Lesio ożył. Tak, im dłużej oglądam „Wiadomości”, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że panujący nam miłościwie premier Miller to właśnie taki Lesio. Bowiem tak jak Lesio Chmielewskiej ciągle się uśmiecha i powtarza, że za chwilę będzie "okej". "Okej" wprawdzie miało już być dawno temu, ale to przecież nie wina Lesia. Skąd! Lesio ma wizję, a jakieś tam opóźnienia, manko w kasie i afery nie przeszkodzą mu w jej realizacji.
Problemem Lesia - premiera są więc nie własne wpadki, ale naród. Tu nasz bohater ma gorzej od jego książkowego odpowiednika. O ile architekt reklamacji z zasady nie przyjmuje, o tyle polityk co jakiś czas podlega jednak weryfikacji. Źle się składa dla Lesia, bo społeczeństwa - w odróżnieniu od kolegów z zespołu/ partii /rządu - wymienić na nowe się nie da. Poza tym w modzie jest teraz by, zgodnie z regułami nowoczesnej demokracji, pytać się społeczeństwa o zdanie i to nie tylko raz na cztery lata, ale częściej.
A zapytane społeczeństwo chętnie wyraża swoją opinię. Za pozbyciem się premiera są chyba wszyscy oprócz jednej, podobno reprezentatywnej, grupy 460 Polaków zwanej Sejmem. Tam poparcie dla Lesia oscyluje wokół magicznej liczby 231. Liczbę tą Lesio chętnie ujawnia przy okazji rozmaitych głosowań, co trochę przypomina fundowanie zdezorientowanemu narodowi niespodziewanego losowania bingo.
Tymczasem Wirtualna Polska podała niedawno za IPSOS, że aż 76% Polaków uważa, że nasz wspólny dom powinien projektować już inny naczelny architekt. Zwolennicy Lesia M. są dziwnie mocno nieśmiali, gdyż brak ich na ulicach, a i podczas domowych dyskusji siedzą cicho jak myszy pod miotłą. Nieśmiali nie są natomiast przeciwnicy Lesia. Cytują sondaże i przypominają głośno, co kiedyś sam Lesio powiedział, "że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy".
Oj Lesiu, Lesiu...
Grzegorz Marszałek