Kolega z dworca dyrektorem MSWiA
Jak to możliwe, że dyrektorem MSWiA został
człowiek, który bez żenady robi z radiowozu taksówkę? - pyta
"Trybuna". Gazeta twierdzi, że najlepiej wie o tym Władysław Stasiak,
obecny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego
w Kancelarii Prezydenta. To Stasiakowi pracujący kiedyś na Dworcu Centralnym Tomasz Serafin zawdzięcza
swoją karierę.
Kiedy wybory parlamentarne wygrał PiS, w przejętym przez Ludwika Dorna MSWiA zaczął lądować desant z warszawskiego ratusza. Stasiak, kiedy zdążył się już rozgościć w wiceministerialnym gabinecie, przypomniał sobie o koledze z dworca. Zrobił go zastępcą dyrektora jednego z najważniejszych departamentów w resorcie. Wkrótce z zastępcy Serafin awansował na szefa departamentu. - czytamy w "Trybunie".
Na czele kierowanej wcześniej przez generałów policji komórki stanął więc nadkomisarz (odpowiednik kapitana). "Krwawy Ludwik" przeprowadził w MSWiA ostrą czystkę. Wywalił doświadczonych oficerów, bo w jego oczach byli skompromitowani współpracą z SLD-owskimi ministrami. Jednak w praktyce MSWiA taki awans zdarzył się po raz pierwszy - pisze "Trybuna".
Teraz resort Dorna umywa ręce od sprawy. Serafina nie wyrzucono na twarz z resortu, uznano, że wystarczającą karą będzie zdjęcie go z dyrektorskiego stołka - informuje "Trybuna". (PAP)
Więcej: Trybuna - Dziecko Stasiaka