Kazik dla WP: pierwszy markoman
W zeszłym tygodniu jak grom z nieba jasnego gruchnęła wiadomość, że nasz pierwszy minister przyznał się do palenia trawy w młodości. I nie chodzi bynajmniej o wypalanie trawy na łąkach co jest dużo bardziej niebezpieczne, bowiem powoduje pożary i kolizje samochodowe -ale o korzystanie z dobrodziejstw tzw. blantów, jointów czy jak tam je zwą. Nie wiem po co nie pytany o tym gada, ale pewno dostał jakiś przeciek czyli cynk, że mu to zaraz ktoś wyciągnie i postanowił uprzedzić uderzenie. Tumult się zrobił natychmiast okropny.
20.05.2008 | aktual.: 23.05.2008 14:43
Prezydent potępił i się zdecydowanie odciął. Różni posłowie i ministrowie też zachowali dystans podkreślając tylko czasem, że raczej należą do kultury golonkowo-wódczanej. Tylko profesor Król przyznał się, że zjadł kwasa. Mnie ta cała ruchawka bawi i cieszy. To wspaniale jest mieć premiera, któremu nic co ludzkie nie jest obce. Szkodliwość zioła jest wielce dyskusyjna a już nikt mi nie powie, że alkohol czy papierosy są w tej materii czymś lepszym. Istota sprawy polega nie na tym czego się używa tylko na tym jak się używa. Palenie 10 skrętów dziennie naturalnie większości z nas wywaliło by mózgownicę na lewą stronę, ale tak samo ma się rzecz z kimś kto wypija pół litra dziennie. Cała hipokryzja z tą nielegalnością polega moim zdaniem na tym, że zioło jest banalnie proste w uprawie i właściwie może to robić każdy. System na takie bezeceństwa pozwolić sobie nie może zatem kryminalizuje pokojowy proceder.
Ja ze swojej strony chyba nigdy nie czytałem albo nie słyszałem aby ktoś pod wpływem marihuany zabił czy pobił kogoś w nieziemskim szale. Od opisów takich akcji pod wpływem alkoholu aż się roi w codziennych gazetach. Tak, doprawdy zasadniczym problemem społeczeństwa polskiego jest wóda, a nie grzecznie rosnące sobie zielone krzaczki. Znam wielu alkoholików a nikogo uzależnionego od marihuany. W tym wszystkim pierwszy minister wydał mi się jakiś milszy i bliższy. Co prawda rząd jaki jest każdy widzi. Nie różni się od swoich poprzedników jakością sprawowania władzy, jak poprzednicy naobiecywał również różnych cudów na kijach, a teraz wycofuje się z nich cichcem.
Ale chociażby ta poprzednia koalicja to byli kolesie (i koleżanki) z takich rejonów właśnie tej ponuro-wódczanej wibracji. Patrzący spod głowy na bliźnich bez krzty miłości, że nie wspomnę już niesławnych koalicjantów poprzedniej ekipy. Nie mówię wszakże, że ci obecni poza gadaniem o miłości cokolwiek w tym kierunku czynią, ale gęby jakieś takie bardziej sympatyczne - no może poza ministrem sprawiedliwości. No bo skoro jakość polityczna mniej więcej taka sama to chciałoby się fasadę mieć przyjemniejszą. Zastanawia mnie też takie szybkie i zbiorowe odcięcie się od wypowiedzi premiera. Tak ochocze, że i on szybko się do siebie samego zdystansował.
Pamiętam, że w czasach mojej młodości trawa była ogólnie dostępna, milicja tego nie ścigała, bo nie kumała tzw. bazy albo miała inne zajęcia, no i obrót był bezgotówkowy. Kto miał ten dzielił się z innymi, a wszystko to było naturalne i wolne od chemicznych dopalaczy, którymi cyniczni dilerzy szprycują ziele w czasach dzisiejszych. Może obracałem się w środowisku nie za bardzo typowym dla większości społecznej - byli to przede wszystkim studenci i punkowcy bądź ekspunkowcy, ale z moich kolegów i koleżanek naprawdę znam mało kogo kto by nie spróbował. Zakładając, że moje środowisko tworzy jakąś tam nadreprezentację to jednak zastanawia mnie czy gdzie indziej było tak diametralnie inaczej? Publiczne zeznania szefa rządu każą zaryzykować stwierdzenie, że jednak chyba nie do końca. A ten ogólny lament, który wywołał jest nie do końca szczery.
Kazik Staszewski specjalnie dla Wirtualnej Polski