Jazda na minerałach

Sportowcom po dużym wysiłku i stresie zdarza się zemdleć, a nawet umrzeć. To nie brak kalorii, lecz magnezu, może być przyczyną tragedii.

29.03.2006 11:06

Justyna Kowalczyk, jak pamiętamy, straciła przytomność na trasie biegu narciarskiego na 10 km na Igrzyskach Olimpijskich w Turynie. Cieszyła się przedtem dobrym zdrowiem i nikt z jej opiekunów nie potrafił wyjaśnić, dlaczego zasłabła. Sama zaś stwierdziła, że zabrakło jej kalorii i na to nałożył się jeszcze ogromny stres. Potem oficjalnie podano, że powodem zasłabnięcia był niski poziom cukru w organizmie. Ale czy tylko cukru?

Dramatyczne przeżycia sportowców na stadionach przy dużym wysiłku fizycznym mają swój początek w diecie. Przy układaniu menu dla zawodników bilansuje się przede wszystkim potrzeby energetyczne organizmu, mniejszą natomiast uwagę zwraca się na składniki mineralne decydujące o składzie elektrolitów w komórkach całego ciała.

Elektrolity w komórkach i płynach pozakomórkowych są czynnikiem sprawczym ruchów motorycznych naszych mięśni. I tak jak akumulator o rozrzedzonym elektrolicie nie uruchomi samochodu, tak też nieodpowiednie stężenie elektrolitów może poważnie zakłócić pracę serca. Jeżeli jest to krótkotrwała przerwa, następuje niedotlenienie mózgu i chwilowa utrata świadomości. Jeżeli zaś pompa ta z powrotem nie zaskoczy – może skończyć się tragicznie nagłym zgonem. Kluczową rolę odgrywa w tym wypadku magnez, którego największe niedobory występują właśnie w pożywieniu sportowców. Drugim bardzo ważnym czynnikiem, o którym mówiła narciarka, był długotrwały i ogromny stres. A osoby mocno zestresowane bardzo szybko tracą magnez. Czyżby nie zwrócili na to uwagi lekarze opiekujący się naszą ekipą?

Zapotrzebowanie człowieka na magnez to ok. 300 mg dziennie. Ale sportowcy tracą go bardzo dużo w czasie treningów i zawodów, więc ich organizmy potrzebują o wiele więcej magnezu. Rutynowe badania nie pozwalają sprawdzić, czy jego ilość jest wystarczająca. Nawet analiza krwi niewiele daje, gdyż magnez wydala się z organizmu przede wszystkim z moczem i potem, a we krwi pozostaje mniej więcej na tym samym poziomie.

Na nieracjonalne żywienie sportowców wielokrotnie zwracał uwagę prof. Światosław Ziemlański z Instytutu Żywienia i Żywności, w tym również na potrzebę utrzymania równowagi wodno-elektrolitowej. O ile podczas wzmożonego wysiłku fizycznego wyczerpywanie się zasobów węglowodanowych ustroju nie stwarza większego zagrożenia dla życia, przyczyniając się tylko do spadku efektywności pracy i pojawienia się zmęczenia, o tyle zaburzenia równowagi wodno-elektrolitowej organizmu mogą być niebezpieczne dla zdrowia. Przyjmowanie płynów podczas znacznego obciążenia pracą mięśniową ma na celu nie tylko wyrównanie niedoborów wody, ale także uzupełnienie elektrolitów. Woda wodzie jednak nierówna, chociaż częstokroć mówi się, że sportowcy powinni pić wody mineralne. Niestety, wprowadzono przed kilkunastu laty taki bałagan w tej dziedzinie, że teraz nawet wody o takiej zawartości składników mineralnych, które plasują je tylko nieco powyżej wody destylowanej, określa się mianem mineralnych. Są tanie, więc kluby kupują je
najchętniej. Nie patrzy się na zawartość składników mineralnych, a jeżeli już, to kieruje się bzdurną reklamą, do której wciąga się nieświadomych swojej roli znanych sportowców. Jedna z wód, reklamowana przez pewnego mistrza olimpijskiego, ma w jednym litrze zaledwie 11,6 mg magnezu, więc picie jej raczej rozrzedza elektrolity.

W ulotce reklamowej renomowanej francuskiej wody mineralnej, która w jednym litrze ma tylko 6 mg magnezu, 10,4 mg wapnia i w sumie 110 mg wszystkich składników mineralnych, można przeczytać, że jest zalecana dla sportowców oraz innych osób „przed, podczas i po wysiłku fizycznym”, co woła o pomstę do nieba. Zwykła deszczówka ma czasem w jednym litrze nawet do 60 mg składników. Wody z Beskidu Sądeckiego, zwłaszcza z rejonu Muszyny i Piwnicznej, z Doliny Kłodzkiej oraz z Kujaw mają w jednym litrze 100–200 mg magnezu i wiele innych składników mineralnych. W rankingach najlepszych wód są one na najwyższych miejscach, zdobywają liczne medale na międzynarodowych targach i wystawach.

Przypadek Justyny Kowalczyk niech będzie impulsem dla tych, którzy opiekują się naszymi sportowcami i w równej mierze odpowiadają za ich wyniki, a przede wszystkim za ich zdrowie: trenerów, dietetyków i lekarzy. Aby baczniejszą uwagę zwrócili na niepozorne składniki mineralne, które są tak bardzo potrzebne dla organizmu. Zwłaszcza tych, których chcielibyśmy widzieć z medalami na podium.

Tadeusz Wojtaszek

Autor jest ekspertem Polskiego Towarzystwa Magnezologicznego im. prof. Juliana Aleksandrowicza.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)