Ile jest wart Donald Tusk?
Premier Donald Tusk ma obecnie pozycję gwiazdy. Wielkiej gwiazdy. W Hollywood panuje jednak żelazna zasada, zgodnie z którą każdy aktor i reżyser jest wart, dokładnie tyle, ile jego ostatni film w chwili premiery. Ta zasada dotyczy także tych największych gwiazd.
29.11.2007 | aktual.: 31.01.2008 14:47
Każda decyzja Donalda Tuska oraz jego ministrów podlega od momentu zaprzysiężenia nieustannej weryfikacji i ocenie. Dokładnie tak samo jak aktorzy czy reżyserzy i ich dzieła w momencie podniesienia kurtyny. Jeśli film się spodoba i zostanie dobrze przyjęty, to ludzie chodzą do kina i kupują bilety. Produkcja wskakuje na dobrą pozycję w box office i wszyscy są zadowoleni. Aktor na pewno otrzyma kolejne propozycje, a jego kariera będzie się rozwijała.
Problem polega na tym, że nie sposób przewidzieć, który film odniesie sukces, a który poniesie porażkę, zanim trafi on na ekrany. Tusk nie może być pewien, która z ministerialnych nominacji przyniesie mu korzyści, a która może go pogrążyć. Tutaj nie ma żadnych cudownych recept. Trudno sobie to dziś wyobrazić, ale szefowie wytwórni Universal, do której zwrócił się George Lucas z projektem „Gwiezdnych wojen”, odrzucili go nie wierząc, że ktokolwiek będzie chciał to oglądać. Gdyby wszystko było proste, to ci sami aktorzy dostawaliby Oscara rok po roku, a premierzy sprawowali swoją funkcję dożywotnio.
Czasem scenariusze, które były traktowane jak brzydkie kaczątka przechodziły do historii światowego kina, a niekiedy pewniaki odsyłały cudowne dzieci Hollywood na wcześniejszą emeryturę. Kariera Johna Travolty po wielkich przebojach takich jak „Grease” oraz „Gorączka sobotniej nocy” wydawała się niezagrożona. Jednak, gdy na ekranach pojawił się obraz zatytułowany „Staying Alive”, to Travolta na kolejną dużą rolę musiał czekać całą długą dekadę. Nikt jakoś nie pamiętał o jego wcześniejszych spektakularnych dokonaniach. Telefon przestał dzwonić i niedawne bożyszcze tłumów zaczęło występować w kiepskich filmach telewizyjnych.
Premier Donald Tusk nie będzie mógł spać spokojnie nawet jeśli wybuduje dwa tysiące kilometrów autostrad. Bo następnego dnia trzeba będzie budować kolejny kilometr. I jego kariera będzie zależała od tego jednego kilometra, który będzie budował dziś, a nie od tych dwóch tysięcy powstałych wczoraj.
W tym biznesie, za który się zabrali Donald Tusk i John Travolta jedno jest tylko pewne: obydwaj są dokładnie tyle warci, ile ich ostatnia produkcja.
Marek Dziewięcki, Wirtualna Polska