Henryk Stokłosa dawał łapówki
Andrzej Ż. - były dyrektor w Ministerstwie
Finansów, przyznał się, że wziął łapówki od Henryka Stokłosy.
Swymi zeznaniami pogrążył byłego senatora - ujawnia "Życie
Warszawy".
02.05.2007 | aktual.: 02.05.2007 03:30
Stokłosa, który ukrywa się za granicą, licząc na list żelazny, jest w coraz większych opałach. Sypią go zaufany doradca Marian J., urzędniczka resortu finansów Elżbieta Z., teraz jeszcze były dyrektor ministerstwa. Siedzący w areszcie Andrzej Ż. miesiąc temu złożył sensacyjne zeznania, w których przyznał się, że dwukrotnie przyjął od Stokłosy po 50 tys. zł.
Opowiedział o szczegółach. Pierwszą łapówkę były senator miał mu wręczyć latem 2001 roku w Śmiłowie, gdzie mieści się firma Stokłosy. Według relacji Andrzeja Ż, były senator "wyciągnął żółtobrązową zaklejoną kopertę i zaczął ją mu ją wciskać". Miał przy tym mówić, że ma sprawę w ministerstwie i oczekuje, że zostanie "przyzwoicie załatwiona". Taki opis zeznań, które pogrążają byłego senatora, znalazł się w akcie oskarżenia przeciwko urzędnikom Ministerstwa Finansów, który kilka dni temu trafił do sądu.
Drugie 50 tys. Stokłosa miał dać Andrzejowi Ż. przez swojego zaufanego doradcę w budynku Ministerstwa Finansów. Dzięki łapówkom dla Andrzeja Ż. były senator zaoszczędził 1,3 mln złotych - uważają śledczy. Dyrektor wydał bowiem korzystną dla Stokłosy decyzję, w której orzekł, że jego zobowiązanie podatkowe za 1993 rok przedawniło się, choć przepisy mówiły co innego.
Jak zeznania Andrzeja Ż. oceniają obrońcy byłego senatora? - Nie możemy się do nich odnieść, bo prokurator dotąd nie udostępnił nam akt sprawy - mówi "Życiu Warszawy" mec. Jacek Kondracki. Andrzej Ż. sypie, bo liczy na nadzwyczajne złagodzenie kary. (PAP)