PolskaGronkiewicz-Waltz goni Marcinkiewicza

Gronkiewicz-Waltz goni Marcinkiewicza

Jak wynika z badania poparcia dla kandydatów na prezydenta stolicy przeprowadzonego telefonicznie 24 lipca przez PBS, Kazimierza Marcinkiewicza (37,6%) od Hanny Gronkiewicz-Waltz (34,3%) dzieli zaledwie 3,3% - podaje "Życie Warszawy". Kazimierz Marcinkiewicz powiedział "Super Expressowi", że nie wyklucza kandydowania na prezydenta
Polski, ale najwcześniej za 10 lat.

Gronkiewicz-Waltz goni Marcinkiewicza
Źródło zdjęć: © PAP

29.07.2006 | aktual.: 29.07.2006 17:03

P.o. prezydenta Warszawy powiedział, że mógłby kandydować na prezydenta Polski dopiero za 10 lat, ponieważ "władza prezydencka jest władzą misyjną i wizyjną". - A we mnie wciąż zbyt mało jest refleksji, bym mógł się teraz na to pokusić- dodał Marcinkiewicz.

A może nie chodzi tu o brak refleksji, o który trudno podejrzewać byłego premiera 40-milionowego państwa? Może o to, że naturalnym kandydatem PiS w kolejnych wyborach prezydenckich prawie na pewno będzie obecny prezydent Lech Kaczyński? - Oczywiście też, bo przecież wywodzimy się z tego samego środowiska. Trudno, by wystawiało ono dwóch kandydatów - podkreśla były szef rządu.

Kazimierz Marcinkiewicz nie ukrywa, że odejście z rządu nie było dla niego łatwe. - Jeżeli człowiek jest zaangażowany i rozłożył sobie prace na kolejne tygodnie, to przerwanie tych wszystkich działań nie jest sympatyczne ani miłe- tłumaczy. I - już oficjalnie - przyznaje, że choć do dymisji podał się sam, nie był to jego pomysł. - Po prostu Jarosław Kaczyński doszedł do przekonania, że jednak powinien być premierem- przyznaje jego poprzednik.

Co mogło wpłynąć na taką decyzje prezesa PIS? - Sam na pewno nie zapracowałem sobie na taką decyzje. Ale że tak się stanie, przewidywałem od miesiąca, może dwóch - powiedział Marcinkiewicz.

Pełniący obecnie obowiązki komisarza Warszawy Marcinkiewicz niebawem się do niej przeprowadzi na dobre. - Rozglądam się za mieszkaniem i nawet mam już coś na oku - wyznaje. Skąd jednak w jego głowie pojawił się pomysł, by poselski mandat i zgromadzonych wśród posłów autorytet zamienić na niepewny los, jakim będzie start w wyborach samorządowych? Przecież jeśli przegra, na przynajmniej trzy lata wypadnie poza pierwszoligową politykę!

- Rzeczywiście stawiam wszystko na jedną kartę. Ale w wyborach startuje się po to, by je wygrać- deklaruje pewny siebie. I wie, że ma na to spore szansę. A z warszawskiego ratusza do Pałacu Prezydenckiego jest całkiem niedaleko. I marzenie może się spełnić... - pisze "Super Express".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)