Grobowa pomyłka
Rosjanie potwierdzili nasze najczarniejsze obawy, że w części grobów smoleńskich ofiar mogą być pochowane inne osoby. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej podał, że dokonane w kwietniu 2010 r. przez polskich przedstawicieli rozpoznanie ciał trzech ofiar katastrofy Tu-154M „stoi w sprzeczności z wynikami ekspertyzy molekularno-genetycznej dokonanej przez rosyjskich ekspertów”. Rzecznik Komitetu Władimir Markin dopowiedział, że „zmarli zostali pochowani pod obcymi nazwiskami”. Nie wiadomo, kogo dotyczyła ta przerażająca pomyłka, wiadomo jednak, kto – zdaniem Rosjan – za nią odpowiada.
24.05.2011 | aktual.: 24.05.2011 12:23
Prokurator generalny Andrzej Seremet udał się do Moskwy 13 miesięcy po katastrofie, aby uzyskać dostęp dla polskich śledczych do podstawowych dowodów w sprawie, tj. czarnych skrzynek i wraku Tu-154M. W czasie rozmów z przewodniczącym Komitetu Śledczego Aleksandrem Bastrykinem prokurator usłyszał, że podczas badań ofiar katastrofy w trzech przypadkach członkowie rodzin albo osoby do tego upoważnione rozpoznały zmarłych, ale badania genetyczne wykazały, że te rozpoznania były błędne. Prokurator Seremet przyjął to do wiadomości, ale uznał, że nie widzi powodu, aby cokolwiek zmieniać. Przekonywał też, iż kwestia identyfikacji nie ma żadnego znaczenia dla śledztwa. Zapewniał, że chodzi o sprawę wyjaśnioną i naprawioną już w kwietniu 2010 r., jeszcze przed pogrzebami. Pytany, dlaczego ta sprawa została poruszona właśnie podczas jego rozmów w Moskwie, Seremet odpowiedział, że nie ma zielonego pojęcia i wydaje mu się, że „to nie służy nikomu ani niczemu”. Prokuratura wezwała, aby nie wywoływać popłochu wśród rodzin
ofiar i nie doszukiwać się w tym sensacji.
Bez popłochu i sensacji
Krótko mówiąc, prokuratura stara się nas przekonać, że pilna depesza nadana w dwóch najważniejszych rosyjskich agencjach prasowych to niemająca żadnego znaczenia dezinformacja sprzed roku, wypuszczona w przypadkowym momencie, nie wiadomo z jakiego powodu i po co. I można by to tłumaczenie przyjąć za dobrą monetę, gdyby nie doświadczenia z ostatnich kilkunastu miesięcy, kiedy Rosjanie wygrywali po kolei z polskimi władzami i prokuraturą wszystko, co się da. W świetle dotychczasowych efektów dochodzenia smoleńskiego należy raczej zakładać, że Rosjanie wiedzą, co i kiedy mówią. Dlaczego więc poinformowali o błędnej identyfikacji ofiar smoleńskich? Odpowiedź jest prosta. Chcieli nas uprzedzić, że w części grobów smoleńskich mogą być pochowane ciała innych osób.
O wątpliwościach dotyczących identyfikacji ofiar „Gazeta Polska” pisała już niejednokrotnie. Wynikają one zarówno z faktu, że polscy lekarze sądowi nie zostali w ogóle dopuszczeni do sekcji zwłok wykonywanych w Rosji, jak i ze sprzeczności między dokumentacją rosyjską a wiedzą rodzin o wyglądzie i stanie zdrowia ich bliskich. Po powrocie zalutowanych trumien do kraju nikt nie sprawdził, kto się w nich znajduje. Prokuratura nie wykonała z urzędu nawet najbardziej podstawowych czynności, takich jak pobranie materiału do badań. Nie odpowiedziała też dotychczas na wnioski rodzin o ekshumację. Polski aparat ścigania sprawia wrażenie, jakby w kwestii smoleńskiej nie dotyczył go elementarny obowiązek zebrania dowodów i ustalenia stanu faktycznego.
Uprzedzić wstrząs
Wątpliwości dotyczące tego, kto jest pochowany w rodzinnych grobach, pojawiły się już w ubiegłym roku i wynikały z rażących błędów w rosyjskich dokumentach. Prokuratura nie reagowała jednak na te sygnały. Teraz komunikat Komitetu Śledczego obala jedyny filar, na którym opierało się to zaufanie do rosyjskich dokumentów. Moskwa nie tylko zakwestionowała wiarygodność identyfikacji z kwietnia ub. roku, ale też stwierdziła wprost, że były w niej błędy.
Rosjanie musieli sobie zdawać sprawę ze wstrząsu, jaki wywoła taki komunikat w Polsce i że będzie to okrutny cios dla rodzin ofiar. Po rosyjskiej informacji nie można już mieć pewności, czyje szczątki spoczywają w grobach. A przecież ustalenie tego podstawowego faktu możliwe było ponad wszelką wątpliwość już ponad rok temu, gdy trumny wróciły do kraju. Identyfikacja tożsamości poprzez badania DNA jest standardową i powszechnie stosowaną dziś procedurą. Mimo to polska prokuratura nie pobrała nawet materiału do badań, a jedyny, jaki posiada, otrzymała od Rosjan. Tak rażące zaniechania trudno zrozumieć. Początkowo polskie władze i prokuratura mogły – w naiwności swojej – wierzyć w dobrą wolę Rosjan, chociaż od pierwszych dni blokowali nam oni dostęp do czynności badania i dowodów. Jednak po kilkunastu miesiącach współpracy i upokorzeń mówienie o zaufaniu do Moskwy może być tylko przejawem serwilizmu.
Rosyjski komunikat o błędnej identyfikacji jest do bólu precyzyjny i nie sprawia wrażenia informacji sprzed roku. Reakcja polskiej prokuratury budzi za to wiele wątpliwości. Jeśli w kwietniu ub.r. po identyfikacji ciał przez rodziny Rosjanie przeprowadzili badania DNA i stwierdzili błędy, czy to znaczy, że wymienili rozpoznane ciała na inne? Skąd pewność, że w trakcie robionych w pośpiechu i natłoku badań genetycznych nie popełniono błędu? Jeśli badania DNA uznano za pewne, a identyfikację przez najbliższych za zawodną, to po co w ogóle sprowadzano krewnych do Moskwy?
Era genetyki
Wbrew obiegowym wyobrażeniom metoda badania DNA też nie jest doskonała i możliwe są przy jej wykonywaniu różne „pomyłki”. Komunikat rosyjski jest jednak w tej kwestii zbyt kategoryczny, aby dopuszczać możliwość prostego błędu. Od początku Rosjanie przywiązywali wielką wagę do badań genetycznych. Już w czerwcu ub.r. przekazali nam pierwsze sześć tomów akt, wśród których były protokoły molekularno-genetycznych ekspertyz sądowych wykonanych przy identyfikacji ciał i fragmentów ciał ofiar katastrofy. Kolejne 11 tomów akt otrzymaliśmy w sierpniu. Wśród przekazanych dokumentów były też protokoły ekspertyz sądowo-medycznych 107 fragmentów ciał zabitych. Badania szczątków ofiar ze Smoleńska Rosjanie prowadzili nadal w tym roku. W styczniu rząd rosyjski przeznaczył na badania w pierwszym kwartale równowartość blisko miliona złotych. Agencja ITAR-TASS podała, że środki te będą przeznaczone właśnie na przeprowadzenie „badań molekularno-genetycznych przy dokonywaniu ekspertyz sądowo-lekarskich obiektów biologicznych
znalezionych na miejscu katastrofy samolotu Tu-154”, w której zginął prezydent Polski. Badania prowadził ośrodek ekspertyz medyczno-sądowych podległy rosyjskiemu Ministerstwu Zdrowia i Rozwoju Społecznego. Za kwotę przeznaczoną na ten cel w sprzyjających warunkach można wykonać setki badań DNA, w trudnych przypadkach dziesiątki. Co więc Rosjanie badali w tym roku, jeśli wszystkie ekspertyzy wykonali poprawnie rok temu?
W informacjach prasowych po katastrofie podawano, że identyfikacja ciał po katastrofie odbywała się dwiema metodami. Zwłoki miały być rozpoznawane przez bliskich, a dopiero w sytuacjach, kiedy było to niemożliwe, poprzez badania genetyczne. W dniu katastrofy Rosjanie podali, że odnaleźli i rozpoznali wszystkie ciała ofiar i że są one wysyłane do Moskwy, gdzie od dnia następnego rodziny mogą je identyfikować. Komunikat taki przekazał dowodzący akcją w Smoleńsku minister sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu. W Moskwie okazało się, że identyfikacja przez bliskich większości ciał nie będzie w ogóle możliwa ze względu na ich zniszczenie, dlatego pobierano materiał porównawczy do badań DNA.
Pierwsze trumny z ciałami, które udało się bliskim zidentyfikować, wróciły do kraju 14 kwietnia. Było ich 30. Nazajutrz przyleciały kolejne 34 trumny. Jednak w tydzień po katastrofie niezidentyfikowanych pozostawało nadal ponad 20 ofiar. W ich przypadku jedyną możliwością prawidłowego rozpoznania szczątków były badania genetyczne. O zidentyfikowaniu wszystkich ofiar poinformowano dopiero jedenaście dni po katastrofie, a ostatnie trumny wróciły do kraju 23 kwietnia, prawie dwa tygodnie po tragedii. Oczywiste jest, że błąd w identyfikacji nie dotyczył tej ostatniej partii ciał, lecz osób rozpoznanych na początku przez bliskich. Wątpliwe, aby w tych przypadkach czekano z wysłaniem ciał do kraju na zakończenie badań DNA. Nie wiemy nawet, kiedy ich ekspertyzy molekularno-genetyczne zostały przeprowadzone.
(...)
Tadeusz Święchowicz