Generał Iwan Czerniachowski, bohater Sowietów
Kiedy kilka miesięcy temu Rada miasta Pieniężno na Warmii postanowiła o rozebraniu pomnika gen. Iwana Czerniachowskiego, Rosjanie przyjechali, aby go odmalować, a potem - znów bez jakiejkolwiek zgody - urządzili obchody 69. rocznicy śmierci swojego bohatera, który dla Polaków był mordercą - pisze w artykule dla WP.PL Tadeusz Płużański. Czerniachowski jest odpowiedzialny za likwidację Armii Krajowej na Wileńszczyźnie.
W tych nielegalnych imprezach brał udział ambasador Federacji Rosyjskiej Aleksander Aleksiejew, gubernator obwodu kaliningradzkiego Nikołaj Cukanow, członkowie rządu obwodu, deputowani dumy obwodowej oraz konsul Federacji Rosyjskiej w Gdańsku Siergej Siemionow. Twierdzili, że likwidacja pomnika jest wymierzona w przyjaźń polsko-rosyjską, a także w dobrosąsiedzkie stosunki między obwodem kaliningradzkim, a woj. warmińsko-mazurskim. Byłby to akt "barbarzyństwa, wandalizmu i braku szacunku dla Rosjan". Zaproponowali "kompromis", że pomnik ma zostać, tylko odtąd Rosjanie będą go utrzymywać. Rosjan poparł poseł Tadeusz Iwiński, który w sprawie pomnika napisał interpelację do Radka Sikorskiego, że "takie zachowanie [oddanie Czerniachowskiego Rosji] godzi w polską rację stanu".
Jednak burmistrz Pieniężna oświadczył, że decyzja w sprawie pomnika, który jest dla Polaków "symbolem komunizmu, totalitaryzmu i sowietyzacji" już zapadła. Podobnie sekretarz ROPWiM Andrzej Kunert, który stwierdził, że Rosjanie mogą sobie pomnik zabrać.
Zmarnowanie całego dorobku
Iwan Daniłowicz Czerniachowski urodził się w 1906 r. na Ukrainie. Od 1924 r. służył w Armii Czerwonej. W czasie wojny niemiecko-sowieckiej dowodził kolejno: dywizją pancerną, korpusem, a od 1942 roku 60. Armią. Od kwietnia 1944 r. był dowódcą 3. Frontu Białoruskiego. Na Wileńszczyźnie przeprowadził akcję likwidacji jednostek Armii Krajowej. Jest odpowiedzialny za zesłanie kilku tysięcy żołnierzy podziemia niepodległościowego w głąb ZSRS. Ich los podzieliła o wiele większa grupa polskiej ludności Kresów. Dla wielu z nich końcem tej drogi były przesłuchania, tortury, w końcu śmierć w NKWD-owskich katowniach lub w czasie niewolniczej pracy.
17 lipca 1944 r. Czerniachowski zdradziecko aresztował płk. Aleksandra Krzyżanowskiego, komendanta Okręgu Wileńskiego AK. Zacytujmy depeszę, jaką Krzyżanowski wysłał kilka dni wcześniej, 12 lipca 1944 r. do KG AK, zatytułowaną: "Sowiety dążą do likwidacji Armii Krajowej":
gen. Iwan Czerniachowski, styczeń 1943 r. fot. Wikimedia Commons
"Oceniam, że w ostatecznych zamiarach Rosji leży likwidacja naszych oddziałów. Moment przystąpienia do tego oddalają jedynie trudności armii rosyjskiej, związane z niezwykle szybkim marszem naprzód. Od delegowanego do mnie oficera sztabu frontu gen. Czerni[ac]howskiego zażądałem ciężkiej broni, amunicji i zadań bojowych w walce z Niemcami. Pozostawiono oddziały AK, nie dopuszczając do wkroczenia do Wilna [blokada miasta przez Sowietów spowodowała, że walczyły tam tylko miejscowe oddziały AK]. Obiecano odpowiedź nazajutrz - mija 3 dni, jak jej oczekuję. Położenie komplikuje fakt, że do rejonu Wilna mają przybyć oddziały Berlinga. Rząd litewski Paleckisa jest awizowany pod Wilnem".
Wspomniany oficer sztabu 3. Frontu Białoruskiego (przedstawił się jako ppłk Nikołajew) przybył do kwatery "Wilka", razem z innym oficerem w randze majora, 9 lipca. Towarzyszyli dowództwu okręgu aż do 17 lipca. Jak się później okazało, ich celem nie była współpraca, ale rozpracowanie oddziałów AK.
W drugiej depeszy do komendanta głównego AK gen. Tadeusza "Bora" Komorowskiego z 12 lipca płk Krzyżanowski domagał się "niezwłocznego przysłania drogą samolotową (...) międzynarodowej komisji rozjemczej lub co najmniej anglo-amerykańskich oficerów łącznikowych. Istnieje niebezpieczeństwo zmarnowania nie tyle oddziałów naszych (...), lecz całego naszego dorobku walki z Niemcami na ziemiach północno-wschodnich z ostatnim uderzeniem na Wilno na czele". Ani komisja, ani oficerowie łącznikowi przez kolejne dni nie przybyli.
Chcemy walczyć dalej
"Wilk" zarządził koncentrację swoich wojsk - ok. 15 tys. żołnierzy, nie licząc niezmobilizowanych rezerw - w Puszczy Rudnickiej. W kolejnej depeszy tak to tłumaczył: "Chcę wywalczyć [poprzez zademonstrowanie liczebności i zwartości oddziałów] uznanie nas przez Sowiety jako AK. (...) Za wszelką cenę nie dam się rozbroić lub rozbić; w wypadku dążenia Sowietów do wyniszczenia elementu polskiego, stanę w jego obronie".
12 lipca "Wilk" otrzymał zaproszenie do sztabu gen. Czerniachowskiego stacjonującego w miasteczku Smorgonie. Rozmowy prowadził sowiecki generał, który nie przedstawił się ani nie określił swojej funkcji, w otoczeniu kilku innych milczących oficerów (dziś wiadomo, że wszyscy byli generałami NKGB).
Roman Korab-Żebryk ("Operacja wileńska AK") pisze: "Krzyżanowski zgłosił gotowość natychmiastowej dalszej współpracy taktycznej wszystkimi siłami pozostającymi w jego dyspozycji, podkreślając, że w oddziałach AK panuje powszechna chęć walki z Niemcami. Położył nacisk na to, że podlega Komendzie Głównej AK w Warszawie i rządowi na emigracji w Londynie".
W odpowiedzi sowiecki generał wspomniał tylko o możliwości doraźnego wykorzystania jakichś drobnych oddziałów AK w charakterze zwiadowców. Oznajmił też, że planowany jest pobór mieszkańców Wileńszczyzny do Armii Czerwonej. "Wilk" warunków nie przyjął, oświadczając, że oddziały AK mogą współpracować z Sowietami tylko jako samodzielna, wielka jednostka. Piotr Niwiński ("Okręg Wileński AK w latach 1944-1948") pisze jednak, że "spotkanie to, przyjazne w tonie, przełamało pierwszą falę nieufności u 'Wilka'".
Przedsionek Polski
14 lipca, na kolejnym spotkaniu (też bez gen. Czerniachowskiego), już po zdobyciu Wilna przez Sowietów, ich stanowisko uległo niespodziewanej zmianie. Korab-Żebryk: "Generałowie radzieccy wyrażali uznanie dla działań Armii Krajowej, zarówno w okresie partyzanckim, jak i walk przy boku Armii Czerwonej. (...) po zakończeniu oficjalnej części odbyła się wystawna kolacja z wyszukanymi potrawami i trunkami, podczas której wznoszono niekończące się toasty za braterstwo broni i jedność słowiańską; przyjęcie to przeciągnęło się do białego rana".
Płk Krzyżanowski depeszował do "Bora", że "rozmowy odbywały się w dobrej atmosferze. Polityki i Berlinga nie poruszano. Przyjęto bez zastrzeżeń naszą propozycję wystawienia dywizji piechoty i brygady kawalerii w pierwszym rzucie z szybkim odejściem na front. Pomoc materialna Sowietów".
Oddziały AK pod względem operacyjnym miały wejść w skład 3. Frontu Białoruskiego, ale pozostać pod własnym i dotychczasowym dowództwem - politycznie niezależne od władz londyńskich (ustępstwo "Wilka") i od Berlinga (ustępstwo Sowietów). Płk Krzyżanowski chciał iść ze swoimi żołnierzami na Warszawę, "aż do Berlina".
Na spotkanie z wileńskimi politykami Polski Podziemnej "Wilk" przyjechał samochodem z biało-czerwonym proporczykiem na masce, w mundurze generała brygady i w asyście adiutanta. Stwierdził, że jeśli umowa z gen. Czerniachowskim zostanie zatwierdzona, "rozpoczniemy nową erę stosunków polsko-sowieckich. To, czego nie potrafili osiągnąć dyplomaci za stołem, przy zielonym suknie, osiągniemy my, żołnierze na zielonej murawie". Politycy do sowieckiej obietnicy odnieśli się jednak nieufnie. Wbrew sugestiom Krzyżanowskiego postanowili nie ujawniać się wobec nowych władz, które uważali za okupacyjne. "Wilk" nie tracił jednak nadziei, nie podejrzewał podstępu, ale miał wątpliwości. Podczas inspekcji 3. Brygady "Szczerbca" mówił: "Jesteśmy przedsionkiem Polski. Tak, jak zachowa się względem nas Armia Czerwona, zachowa się też względem reszty kraju".
Wilno, ulica Kościuszki 14
Zaufawszy Sowietom, "Wilk" przygotowywał się do reorganizacji swoich oddziałów. 17 lipca rano w jego kwaterze w Wołkorabiszkach zjawił się sowiecki oficer łącznikowy, który w imieniu gen. Czerniachowskiego zaprosił go do sztabu w Wilnie w celu podpisania ostatecznego porozumienia. Krzysztof Tarka ("Jeden z wyklętych. Generał Aleksander Krzyżanowski 'Wilk'") tak o tym pisze: "Krzyżanowski zamierzał jechać w obstawie szwadronu kawalerii. Oficer łącznikowy nalegał na pośpiech. Tłumaczył, że asysta kawalerii tylko opóźni wizytę, a generał Czerniachowski ma bardzo ograniczony czas. Dodał, iż wizyta w dowództwie frontu w otoczeniu uzbrojonego oddziału mogłaby zostać źle zrozumiana. 'Wilk' uległ namowom". Wątpliwości go jednak nie opuściły. Jadąc na spotkanie do Wilna, spytał swojego szefa sztabu, majora Cetysa ps. Sław: "Panie 'Sławie', czy gra jest fair?". "Sław" odpowiedział: "Panie komendancie, nie wiem".
Kiedy w siedzibie sztabu 3. Frontu Białoruskiego - willi przy ul. Kościuszki 14, Krzyżanowski przedstawiał plan organizacji polskiego korpusu, gen. Czerniachowski nagle wstał i powiedział: "Żadnego porozumienia nie będzie. Z polecenia rządu ZSRS mam was rozbroić". "Wilk" zerwał się z krzesła ze słowami: "W imieniu Rzeczypospolitej - protestuję".
Decyzja o rozbrojeniu Wileńsko-Nowogródzkiego Okręgu AK zapadła wcześniej - na naradzie dowództwa sowieckiego 14 lipca. Po aresztowaniu Aleksandra Krzyżanowskiego i przewiezieniu go do więzienia w Wilnie, Sowieci internowali również jego oficerów zebranych na odprawie w Boguszach (gen. Czerniachowski chciał osobiście zapoznać się z kadrą oficerską "Wilka"). Oddziały AK, zgromadzone na koncentracji w Puszczy Rudnickiej w celu utworzenia polskiego korpusu, zostały okrążone przez formacje NKWD (12 tys. żołnierzy; wcześniej Krzyżanowski ujawnił dyslokację swoich wojsk).
Jarosław Wołkonowski ("Okręg Wileński Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej w latach 1939-1945") przytacza sowiecki meldunek, podpisany przez Berię i zaakceptowany przez Stalina 20 lipca: "W związku z tym, że akcja rozbrojenia jest w końcowym stadium (zostały drobne rozrzucone grupy i oddzielni żołnierze [z obławy udało się wydostać m.in. 5. Brygadzie mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" ] tow. Sierow [gen. Iwan Sierow pomagał w likwidacji oddziałów "Wilka", a osiem miesięcy później użył podobnego podstępu przy aresztowaniu 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego] i Czerniachowski proszą o zgodę na następujące przedsięwzięcia: (...) Kadrę oficerską, przedstawiającą operacyjny interes, przekazać organom NKWD-NKGB i kontrwywiadu SMERSZ. Pozostałą kadrę oficerską skierować do obozów NKWD, ponieważ w innych warunkach będą oni organizować podziemne polskie organizacje. (...) Żołnierzy i podoficerów, którzy wyrażą zgodę na służbę w polskiej armii [Berlinga] skierować w tyłowe pułki Gławuproforma w celu
wykorzystania ich w jednostkach Armii Czerwonej". Na sowiecką agitację internowani żołnierze odpowiadali gwizdaniem i zbiorowymi okrzykami: My chcemy "Wilka"! Wywieziono ich najpierw do Kaługi, a po odmowie złożenia sowieckiej przysięgi - na Ural do niewolniczej pracy przy wyrębie lasów.
Kult mordercy
18 sierpnia 1944 r. ambasador Edward Raczyński w imieniu Rządu Polskiego w Londynie prosił władze brytyjskie o interwencję w sprawie podstępnego aresztowania sztabu Okręgu Wilno i Nowogródek. Churchill nie chciał psuć sobie jednak dobrych stosunków ze Stalinem.
Kolejne Komendy Okręgu Wileńskiego AK też zostały rozbite. Z nowym okupantem walczyli dalej tylko nieliczni, m.in. mjr "Łupaszka". Aleksander Krzyżanowski został przewieziony do moskiewskiego więzienia na Butyrkach, a następnie do obozów w Diagilewie i Griazowcu. W sierpniu 1947 r. uciekł z obozu i dotarł do Wilna. Tu, wkrótce po ujawnieniu się, został ponownie aresztowany przez NKWD i odesłany do Moskwy. Do Polski wrócił w listopadzie 1947 r. W lipcu 1948 r. osadzony w więzieniu mokotowskim, wskutek tortur i ciężkiej choroby zmarł 29 września 1951 r.
Iwan Czerniachowski zginął 18 lutego 1945 r. pod miejscowością Wystruć (Insterburg, później Czerniachowsk) na wschód od Królewca. Ale jego pomnik stanął też w Pieniężnie. Dlaczego akurat tam? Chyba po to, aby Rosjanie mogli na terytorium Polski straszyć swoim idolem. Miejmy jednak nadzieję, po ćwierć wieku III RP pomnik mordercy w końcu zniknie.
Tadeusz Płużański dla Wirtualnej Polski