Gdy upadł mur...
Upadek muru berlińskiego we wspomnieniach Polaków
Nikt nie wierzył, że to jest możliwe - zobacz zdjęcia
9 listopada 1989 roku rozpoczął się demontaż muru w Berlinie. Bariery, która przez prawie 30 lat dzieliła miasto.
Świadkami tego wydarzenia byli nie tylko Niemcy, ale również Polacy, którzy mieszkali w Berlinie. Przeczytaj ich wspomnienia.
Wypowiedzi zebrała Małgorzata Pantke, Wirtualna Polska
Wszyscy byliśmy berlińczykami
- Tego wieczoru wyszliśmy ze znajomymi na Ku'damm (główna ulica w zachodniej części Berlina - przyp.). Był tam straszny ścisk, ludzie się cieszyli, samochody nie jeździły, a te, które jakoś się tam dostały, trąbiły – wspomina 9 listopada 1989 roku Halina Tramba-Kowalik, która prowadzi w Berlinie Polski Teatr Lalkowy. – Był taki tłum, że umówiliśmy się, że jeśli się zgubimy, to spotkamy się w domu – opowiada.
Mur berliński powstał w 1961 roku i do listopada 1989 roku dzielił mieszkańców miasta, często rozłączając na wiele lat rodziny.
- Pamiętam mojego sąsiada, który wystraszył się, bo nagle przyjechali do niego krewni ze wschodniej części. Wcześniej wysyłał im paczki, ale był zaskoczony, gdy znaleźli się przed jego drzwiami – śmieje się lalkarka.
Na zdjęciu: Bernauer Strasse 20 lat temu i dziś.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
Polska lalkarka wspomina także, jak różnił się sam mur po jego obu stronach. – Z jednej kolorowy, można było pod nim swobodnie chodzić. Nikt nie strzelał. Czasem tylko Amerykanie jeździli w swoich jeepach i sprawdzali bezpieczeństwo. Po drugiej stronie nic się nie działo, zaorana ziemia – wyjaśnia.
- Przypominam sobie też kolejki przed urzędami pocztowymi. Każdy berlińczyk ze wschodniej części, który przeszedł na drugą stronę dostawał 100 marek. Czasem kolejki były tak długie, że ludzie blokowali ulice – opowiada Halina Tramba-Kowalik.
- Choć runął prawdziwy mur, nadal istnieje mur psychiczny. Widać niezadowolenie, dużo osób narzeka, a niektórzy są wrogo do siebie nastawieni – ocenia obecną sytuację Tramba-Kowalik.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
- W czasie, gdy obalono mur, była u mnie w odwiedzinach siostra z rodziną - wspomina Iwona Kowalczyk, dekoratorka wnętrz, która mieszka w Berlinie. – Poszliśmy do Panoptikum, to muzeum figur woskowych, a gdy wyszliśmy, na ulicach były tłumy. Porwała nas rzeka radosnych ludzi, dopiero wtedy do nas dotarło, co się wydarzyło – opowiada.
- Na początku nie mogłam uwierzyć. Wyjechałam z Polski latem 1988 roku, więc nie sądziłam, że przemiany nastąpią tak szybko – wyjaśnia Iwona Kowalczyk. – Potem jeździliśmy ze znajomymi do Mitte, poddzielnicy Berlina, gdzie powstawały różne undergroundowe kluby i znikały po kilku tygodniach, miesiącach, gdy daną kamienicę zaczęto remontować. Takie miejsca, nieznane w Berlinie Zachodnim, który był bardziej uporządkowany, powstawały i ginęły, a my śledziliśmy tamto życie – wspomina.
Na zdjęciu: punkt kontrolny "Charlie".
Wszyscy byliśmy berlińczykami
- Pierwsze odruchy Niemców na wieść o obaleniu muru były zawsze pozytywne – twierdzi Iwona Kowalik – Potem przychodziły różne refleksje – dodaje.
- Dawny Berlin Zachodni był na pewno bogatszy, bardziej dotowany, "dopieszczony". Teraz wzrosło bezrobocie. Miasto jest przecież otoczone terenami byłego NRD, które potrzebowały dużych funduszy na rozwój – mówi mieszkanka Berlina. – Mimo to nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej, że miasto nadal byłoby podzielone – dopowiada.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
Marianna Klon, wydawca czasopisma polonijnego "Kontakty" przyjechała do Berlina na rok przed upadkiem muru. – Pamiętam metro, które jeździło przez stacje widma. Przystanki po stronie wschodniej miały zamurowane wejścia, były nieoświetlone, ale pociągi zwalniały, gdy przez nie przejeżdżały – wspomina kobieta. – Niektóre rzeczy napawały strachem, dlatego poczułam ulgę, gdy otwarto granicę. Dla mnie oznaczało to też mniej trudności na granicy z Polską, znalazłam się jakby bliżej kraju – dodaje.
- Bardzo zaskoczyła mnie ludzka solidarność podczas tamtych dni. Spotkania rodzin. Moja znajoma po wielu latach wreszcie zobaczyła swojego brata, który został po stronie wschodniej – opowiada Marianna Klon.
Na zdjęciu: fragment budynek Reichstagu 20 lat temu i dziś.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
- Strażnicy wydawali się zdezorientowani - przedstawia wydarzenia z 1989 roku Marianna Klon. - Czasami ktoś do nich podchodził, chciał uściskać rękę. Niektórzy reagowali spontanicznie, ale wydawało się, że nie wiedzą, co mają robić – ocenia.
Po kilku dniach w Berlinie pojawiło się jednak zniecierpliwienie. Ulice nadal były zatłoczone, w sklepach pojawiły się kolejki, z półek znikał towar. – Ci ludzie byli spragnieni tego, co było w sklepach – wyjaśnia wydawca "Kontaktów".
- Czasami słyszy się komentarze: gdybym mógł, własnymi rękami odbudowałbym ten mur. Ja cieszę się z jego zburzenia. Człowiek poczuł się wolny bez tej granicy. Mimo że wewnętrznie nadal istnieje podział – przedstawia mieszkanka Berlina.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
Wraz z radością, u berlińczyków pojawiły się wątpliwości: można zburzyć mur dzielący miasto, ale co dalej? Takie obawy miał również Christopher Wieslo, który od 1981 roku mieszka w Niemczech. – Nie byłem zmartwiony, ale nie czekałem też na ten moment – mówi Wieslo, który już wówczas pracował jako urzędnik państwowy w Berlinie. – W latach 30. Niemcy stały się państwem faszystowskim, potem w NRD był system stalinowski. Ludzie, którzy tam mieszkali nie pamiętali innego systemu niż totalitarny – wyjaśnia.
Wiadomość o otwarciu przejść zastała Christophera Weislo w domu. – Był wtedy u mnie znajomy z Polski, który pracował w budownictwie – opowiada mężczyzna. – On skomentował to tak: to koniec dla polskich firm w Niemczech – wspomina.
Na zdjęciu: Brama Brandenburska dziś i 20 lat temu.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
– Pokonanie drogi między moim mieszkaniem a urzędem celnym, gdzie mieliśmy coś załatwić, zajmowało normalnie 20 minut. Tamtego dnia potrzebowaliśmy na to pięciu godzin, na drogach było pełno trabantów – opowiada.
Christopher Weislo nie jest jedynym, który ma wątpliwości co do formy i momentu połączenia Niemiec Wschodnich i Zachodnich. Według sondażu instytutu badań opinii Polis, który cytuje magazyn "Forum", po 20 latach od obalenia muru większość Niemców (59%) nie czuje się zjednoczona. Na pytanie, jak zmieniło się życie w wyniku połączenia, 54% ankietowanych odpowiedziało, że wcale się nie zmieniło, 16% uważa nawet, że zmieniło się na gorzej, a 23% dostrzega pozytywne efekty zjednoczenia.
- Byłem przekonany, że język niemiecki nie jest jedynym wyznacznikiem narodu. Po niemiecku mówi się przecież w Austrii, czy północnych Włoszech i pewnie łatwiej byłoby o zjednoczenie Niemiec z Austrią – twierdzi Wieslo. – Uważam, że system w NRD zrobił większe szkody w mentalności mieszkańców Wschodnich Niemiec niż ówczesny system w Polsce – wyjaśnia berlińczyk.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
Gdy upadał mur, Marcin, obecnie 59-letni, był w obozie dla przesiedleńców w Berlinie Zachodnim. - Czuło się w powietrzu zmiany - wspomina. - Mogłem przechodzić do Berlina Wschodniego, bo miałem polski paszport. Widziałem demonstracje na Alexanderplatz. Ci ludzie byli przekonani, że to dłużej nie pociągnie. System pękał. To było wyczekiwanie – dodaje Marcin.
- Cieszyłem się, że otwarto granicę. Chociaż wiedziałem, że dla mnie to oznacza większą konkurencję podczas szukania pracy – wyjaśnia.
Jak wspomina, także uciekinierzy z NRD, którzy byli w obozie dla przesiedleńców nie byli zachwyceni, że mur upada. – Dla nich to była mała tragedia. Walczyli, żeby stamtąd wyjść. Wiedzieli, że dla nich będzie gorzej – wyjaśnia.
Wszyscy byliśmy berlińczykami
Pamiętasz zburzenie muru berlińskiego? Masz zdjęcia z tego wydarzenia?
Poinformuj Internautów o tym, co dzieje się w Polsce, na świecie, w Twojej okolicy! Wyślij SMS lub MMS pod numer * 48 799 079 079*. Czekamy na Twoje zgłoszenie!
Na zdjęciu: rozbiórka muru, listopad 1989 rok.