Gambit Kurczuka
Gdy Grzegorz Kurczuk, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, poinformował premiera Leszka Millera, że prokuratura chce postawić Zbigniewowi Sobotce zarzuty, minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik powiedział: "Kurczuk mnie ograł". W rzeczywistości Kurczuk ograł nie tylko Janika, ale i samego premiera. Szef resortu sprawiedliwości wziął udział w wewnątrzpartyjnej rozgrywce, której celem jest zmuszenie Millera do dymisji.
Gra Kurczuka
Kurczuk zdecydował, że nie opłaca mu się umierać za Sobotkę, czyli wspierać Millera. Upewniła go w tym postawa kieleckich prokuratorów, którzy jeszcze rok temu zgodziliby się zamieść śmieci pod dywan, ale nie teraz, gdy w SLD jest alternatywa dla Millera. Inaczej tłumaczy to Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości. - Po tym, jak kieleccy prokuratorzy przyjechali do Warszawy na rozmowy o uchyleniu Sobotce immunitetu, minister sprawiedliwości dostał czytelny sygnał, że są prokuratorzy, którzy mogą opowiedzieć o kulisach sprawy.
Istnieje zatem ryzyko, iż niezgoda na uchylenie immunitetu grozi w przyszłości zarzutem o utrudnianie śledztwa. Innymi słowy, wnioskując o uchylenie Sobotce immunitetu, Kurczuk bronił samego siebie - mówi "Wprost" Kaczyński. Kurczuk nie chciał też, by w tak ważnym śledztwie został zepchnięty na boczny tor, bo wówczas nie miałby żadnych argumentów przetargowych, czyli dla przeciwników Millera w partii nie miałby większej wartości.
Osaczanie Millera
Zanim Kurczuk zdecydował się, że nie będzie bronił Sobotki, na partyjnych szczytach rozważano scenariusz chwilowego poświęcenia wiceministra spraw wewnętrznych. Jak się dowiedzieliśmy od kilku polityków sojuszu, Sobotka miał się zrzec immunitetu, a liderzy SLD w publicznych wystąpieniach opowiadaliby, jaka to partia jest praworządna. Po ewentualnym oczyszczeniu Sobotki z zarzutów, w świetle jupiterów zostałby on przeproszony i otrzymałby inne, wysokie stanowisko. Tej koncepcji sprzeciwił się sam Miller, gdyż stwierdził, że będzie to fatalny sygnał dla opinii publicznej, a także dla członków SLD. W końcu Sobotka był jednym z jego najbardziej zaufanych ludzi.
Spisek na Rozbrat
Decyzją Millera w sprawie Sobotki wybrano wariant "B". Pod osłoną immunitetu miał on wrócić do pracy. Liderzy SLD liczyli na to, że Kurczuk przekona kieleckich prokuratorów, by się w sprawie Sobotki "nie wygłupiali". Problemem jest to, że Kurczuk nie chciał ich do tego przekonywać. Na ten temat odbyło się kilka poufnych spotkań w siedzibie SLD przy ul. Rozbrat. Według naszych informatorów z klubu SLD, uczestniczyli w nich m.in. Wiesław Kaczmarek, Izabella Sierakowska i Ryszard Kalisz. Potem doszło do spotkania ministra Kurczuka z trzema innymi działaczami sojuszu. Zakomunikowali oni ministrowi, że albo opowie się po stronie przeciwników Millera i Sobotki, albo podzieli los tego ostatniego.
Spotkanie z Kurczukiem odbyło się, zanim Janik zapowiedział, iż Sobotka ma wrócić do pracy. Uczestnicy spotkania z Kurczukiem jednak wiedzieli, że premier już podjął taką decyzję i powiadomili o tym ministra sprawiedliwości, gdy tylko zadeklarował, że jest po ich stronie. Kurczuk miał poczekać, aż Janik ogłosi powrót wiceministra, by za chwilę zatelefonować do niego i poinformować o planach postawienia Sobotce zarzutów. Janik, który był przekonany, że Kurczuk szybko nie wystąpi o uchylenie immunitetu Sobotce, bronił swego zastępcy. Bronił straconej sprawy.
Wojciech Sumliński, Grzegorz Pawelczyk