Dziurawa ochrona Donalda Tuska
Premier polecił BOR, by nie sprawdzało tysięcy osób, które odwiedziły jego siedzibę. Złamano wszelkie procedury - alarmuje "Rzeczpospolita".
18.06.2013 | aktual.: 18.06.2013 13:13
W Dniu Dziecka Kancelaria Premiera Rady Ministrów zaprosiła rodziców wraz z pociechami na dzień otwarty. Chętnych było ponad 11 tysięcy - tyle ludzi weszło na rządowy teren. Część z nich - 1,2 tys. - zwiedziła siedzibę prezesa Rady Ministrów.
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", grupa ta weszła bez jakiejkolwiek kontroli ze strony BOR, choć samo Biuro było do tego przygotowane - było specjalne stanowisko wyposażone w urządzenia m.in. do kontroli pirotechnicznej. Sprawdzania zaniechano na wyraźne polecenie premiera Donalda Tuska.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że po otrzymaniu polecenia szefa rządu, oficerowie nie konsultowali decyzji o wpuszczeniu gości bez kontroli ze swoim przełożonym. - Niewiarygodne, skandaliczne, nieodpowiedzialne. W zasadach ochrony nie ma wyjątków - podkreśla Jerzy Dziewulski, były szef ochrony Aleksandra Kwaśniewskiego.
Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR, zapewnia, że wchodzących do samej siedziby premiera kontrolowano. - Po zakończeniu imprezy cały teren został drobiazgowo przeszukany przez pirotechników - dodaje.