Zdaniem byłego premiera gdyby wyciągnięto wnioski z wypadku Casy w Mirosławcu, gdyby minister Obrony Narodowej dopilnował, czy jego dyrektywy są wprowadzane w życie, do katastrofy w Smoleńsku mogłoby nie dojść. - Właśnie dlatego ta odpowiedzialność pana ministra Klicha jest tak olbrzymia. Kiedy czyta się wnioski z katastrofy w Smoleńsku to właściwie rzecz biorąc one są bliźniaczo podobne do tamtych z Mirosławca i gdyby wtedy, po Mirosławcu potraktowano rzecz poważnie, to być może Smoleńska by nie było - podkreślił Leszek Miller.
Dodał, że sam raport ministra Millera uważa za właściwy, rzetelny, dobry, wyczerpujący. - Natomiast jeżeli chodzi o Tomasza Arabskiego i postawienie go przed Trybunałem, sytuacja jest zupełnie oczywista. On nie jest ministrem konstytucyjnym i wobec tego nie podlega jurysdykcji Trybunału Stanu - zaznaczył były premier.
- Ja tylko zastanawiam się jakimi kryteriami kieruje się pan premier Tusk, kiedy w sytuacji w której jakiś czas temu jeden z więźniów popełnił samobójstwo w więzieniu, uznał, że polityczną odpowiedzialność za to ponosił ówczesny minister sprawiedliwości prof. Ćwiąkalski, zdymisjonował go natychmiast, a w Smoleńsku, kiedy zginął nie jeden człowiek a 96 wybitnych Polaków, tej dymisji nie było. Ja uważam, że tutaj premier popełnił błąd. Trzeba było działać dokładnie tak, jak działał w tamtym przypadku. I to pokazuje jak premier się zakuwał - powiedział Leszek Miller.